Minister Anna Moskwa mówiła o sklepie, w którym nie było podwyżek. Właściciel: To nieprawda
Minister Anna Moskwa mówiła w Polsat News, że robi zakupy w lokalnym sklepie, który nie podwyższył cen. Dziennikarze Polsat News i Interii znaleźli placówkę, w której minister Moskwa i jej mąż robią zakupy. Porozmawialiśmy z właścicielem biznesu, który twierdzi, że inflacja dotknęła go, tak jak wszystkich i ceny w sklepie w porównaniu z ubiegłym rokiem wzrosły nawet o kilkadziesiąt procent.
W poniedziałkowym wydaniu programu "Gość Wydarzeń" Bogdan Rymanowski zapytał, jak minister klimatu radzi sobie z rosnącymi cenami.
- Robimy zakupy poza siecią, w lokalnym sklepie, gdzie ceny się nie zmieniły, za co jesteśmy wdzięczni lokalnemu dostawcy - odparła Anna Moskwa.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy faktycznie istnieje miejsce, w którym ceny nie wzrosły w ostatnim czasie. Ekipa Polsat News odwiedziła lokalny sklep, o którym mówiła minister. Jak się okazało, ceny w sklepie wzrosły.
ZOBACZ: Znaleźliśmy legendarny sklep, w którym według minister Moskwy "ceny się nie zmieniły"
"Ceny są wyższe niż rok temu"
- Nas też dotknęła inflacja. Oszczędzamy na tym, że sami przywozimy towar do sklepu. Jestem dostawcą, kasjerem, księgowym i sprzątaczką. Dzięki temu możemy pozwolić sobie na to, żeby ceny w sklepie były trochę niższe, ale i tak są wyższe niż rok, czy dwa lata temu - powiedział właściciel sklepu Stefan Strzelczyk.
- Mimo, że mamy bardzo niską marżę, to w porównaniu z ubiegłym rokiem ceny wzrosły o około 20-25 proc - wyjaśnił.
ZOBACZ: Piotr Müller o słowach Anny Moskwy na temat cen: Nie ma co zamazywać rzeczywistości
Przyznał, że w 2020 roku podstawowy rachunek w jego sklepie wynosił około 60-70 złotych. W tej chwili za te same produkty trzeba zapłacić już ponad 100 złotych.
- To, co mówi pani minister, że ceny nie poszły do góry, to nieprawda. Musiały wzrosnąć, bo inaczej by się nie dało. (...) Producent podwyższa ceny, to samo robi pośrednik, czyli hurtownia i my też musimy zarobić na pracownika, na siebie, na utrzymanie biznesu - zaznaczył pan Stefan.
WIDEO: Odwiedziliśmy sklep minister. Zobacz materiał Polsat News
"Temat jest bardzo drażliwy"
Sprawę skomentowała również sprzedawczyni pracująca w sklepie. Kobieta przyznała, że klienci zazwyczaj są "zszokowani cenami", które zmieniają się nawet z dnia na dzień.
- Widać, że ludzie oszczędzają, że sobie odejmują. Kiedyś kupowali więcej, bo było taniej. Każdy na czymś oszczędza - stwierdziła Wioleta Rój.
ZOBACZ: Anna Moskwa: Robimy zakupy w lokalnym sklepie, gdzie ceny się nie zmieniły
Sprzedawczyni poinformowała, że zwykły chleb, który w przeszłości kosztował 4,5 zł, teraz kosztuje 5,6 zł. Za kajzerkę, która jeszcze niedawno kosztowała 60 gr, teraz trzeba zapłacić 80 gr.
- Litrowa butelka mleka kosztuje w tej chwili 5,30 zł, a wcześniej kosztowała 4,90 zł. Artykuły chemiczne podrożały o 10-15 proc. Bardzo zdrożał również alkohol. "Setka" wódki kiedyś kosztowała 8 zł, a w tej chwili kosztuje 10,60 zł. "Dwusetka" kosztowała 15-16 zł, teraz kosztuje 18-19 zł - wyliczała kobieta.
Wzrost cen w sklepie dostrzegają wszyscy. - Ceny zmieniły się wszędzie i to dosyć drastycznie. Wszyscy czujemy to po swoich portfelach. Dużo osób robi bardziej przemyślane zakupy - skomentował natomiast jeden z klientów sklepu.
- Zapłaciłem 25 złotych za colę, kabanosy i parówki. To samo mówi za siebie. Temat cen jest bardzo drażliwy i każdy reaguje nerwowo -dodał mężczyzna.
Czytaj więcej