"Interwencja": Tropem zabójcy tenisistki z Warszawy. Wiedział, kiedy zaatakować
Magdalena Dawidczyńska z Warszawy pracowała jako trenerka tenisa. W dniu zabójstwa została dłużej, by posprzątać kort. To wówczas pojawił się zabójca. Trzykrotnie ją postrzelił, a następnie zabił nożem, zadając kilkadziesiąt ciosów na oślep. Wszystko wskazuje na to, że musiał upewnić się, że nie przeżyje, by go nie rozpoznała. Co sprawiło, że działał w takim wzburzeniu? Materiał "Interwencji".
Magdalena Dawidczyńska z Warszawy miała 26 lat. Była trenerką tenisa. Prowadziła szkołę gry na przedmieściach stolicy. Tak było do jesieni 1995 roku.
- Te korty rzeczywiście były na odludziu. Myśmy zresztą namawiali ją, żeby ona zmieniła to miejsce pracy, bo ona tam nieustannie miała takiego pietra w tym miejscu - wspomina przyjaciel zamordowanej Magdaleny.
- Był jeden kort naziemny i w hali był kryty. Rodzice przywozili dzieci na zajęcia, a później je odbierali. Miejsce idealne, żeby zabić Magdalenę. Badając jej życie, to nie było lepszego miejsca i nie było lepszej pory - ocenia dziennikarz kryminalny Bartłomiej Mostek.
Dzień zabójstwa
Jest 30 listopada 1995 roku. Tego wieczoru pani Magdalena kończy zajęcia około godziny dwudziestej. Jest już ciemno. Przed wyjściem kobieta postanawia jeszcze posprzątać kort. Zostaje sama w obiekcie, gdy pojawia się napastnik. Oddaje trzy celne strzały, być może z pistoletu z tłumikiem, bo nikt w okolicy nie usłyszał nic podejrzanego.
- Dostała w ramię, uciekała, a potem zaatakował ją nożem - tłumaczy Jadwiga Dawidczyńska, matka pani Magdaleny.
- Stwierdzono ponad 20 ran kłutych i kłutociętych w okolicach klatki piersiowej, brzucha, pleców. Te rany kłute zostały zadane w pozycji leżącej. Czyli wtedy, kiedy kobieta była już właściwie obezwładniona - informuje Katarzyna Skrzeczkowska z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
ZOBACZ: "Interwencja". Najpierw tajemnicze zaginięcie, później bestialska zbrodnia
- On wiedział, że jeśli jej się uda uciec, to ona wskaże go jako sprawcę. Nie był dla niej anonimowy. Wiedział, że musi ją zabić. To była zbrodnia z nienawiści. Dobrze zorganizowana zbrodnia - podkreśla dziennikarz Bartłomiej Mostek.
- Poziom eskalacji przemocy pokazuje, że mamy tu do czynienia z silną zażyłością emocjonalną. A to z kolei może nam sugerować jakąś dłuższą zażyłość, a nie jednodniowy konflikt - ocenia Łukasz Wroński z Centrum Psychologii Kryminalnej.
Morderca działał bardzo brutalnie. Najpierw trzykrotnie postrzelił kobietę. Potem powalił ją na ziemię i zadał ponad dwadzieścia ciosów nożem. Uderzał na oślep - między innymi w płuca i serce. Na końcu ukrył ciało, zagrzebując je w stercie liści.
Wersja pierwsza: Rabunek
- Były rakiety drogie, radio, samochód - nic nie zginęło. Motyw rabunkowy wykluczony - ocenia Jadwiga Dawidczyńska, matka pani Magdaleny.
- Załóżmy, że Magdalena faktycznie zastała ich podczas kradzieży, np. auta. Byliby dla niej anonimowymi ludźmi, mogliby ją ewentualnie pobić, potem uciec… Dlaczego mieliby ją zabić? - zastanawia się Bartłomiej Mostek, dziennikarz kryminalny.
Wersja druga: Porachunki
- Była też wersja zbudowana na zeznaniu, że na kortach nie było żadnej szkółki, tylko hurtownia narkotyków. I ta wersja też była sprawdzana - dodaje Bartłomiej Mostek.
- Po śmierci zerwali całą wykładzinę w hali sportowej, szukali - czy narkotyków, czy coś, i nic. To jest wykluczone - mówi Jadwiga Dawidczyńska.
ZOBACZ: "Interwencja": Udusił matkę poduszką, a jej rozczłonkowane ciało wrzucił do Wisły. Ruszył proces
- Dziewczyna prowadzi własną działalność, 1995 rok, to chyba był szczyt haraczy, więc może z tym jakiś związek miało to zdarzenie, ale to na pewno nie ludzie z miasta w ten sposób działali. Ani Wołomin, ani Pruszków. Oni zrobiliby to albo w bardzo spektakularny sposób, aby zastraszyć innych - bomba, albo w biały dzień, niemalże w miejscu publicznym i zrobiliby to, że tak powiem, jednym dźgnięciem. Nie pastwiliby się nad ofiarą zadając kilkadziesiąt ciosów nożem - ocenia Robert Duchnowski, były policjant, ekspert kryminalistyki.
- Ona kiedyś wspomniała, że sobie nawarzyła piwa i musi je teraz wypić. Ale nikt z nas nie wiedział, co to jest za piwo i jak to analizowaliśmy później, to nic nam nie przychodziło do głowy - przyznaje przyjaciel Magdaleny.
Wersja trzecia: Stalker
Jak się okazuje, jedna z przyjaciółek pani Magdaleny miała stalkera. Między tenisistką a mężczyzną miało nawet dojść do szarpaniny. Wątek wydaje się dość ważny w śledztwie, prokuratura nie chce o nim mówić "z uwagi na dobro postępowania i ewentualne podjęcie tej sprawy w przyszłości". Śledczy zaznaczają, że mężczyzna miał alibi.
- Wiem, że on za nią jeździł, bardzo często jechaliśmy na dwa samochody, ja ją podwoziłem pod dom. On się nasuwał jako podejrzany - mówi przyjaciel pani Magdaleny.
ZOBACZ: "Interwencja". Zamordował matkę. Nie pójdzie do więzienia, bo... bierze narkotyki
- Ten wątek należałoby moim zdaniem dokładnie prześwietlić. Za tym przemawiałaby właśnie ta ekspresyjna, emocjonalna reakcja sprawcy - uważa Robert Duchnowski, były policjant, ekspert kryminalistyki.
- Jeżeli założymy, że to on, to on się pozbył jedynej osoby, która stała między nim a jego miłością - dodaje Bartłomiej Mostek.
Sprawa zabójstwa umorzona
W lipcu 1999 roku sprawa zabójstwa pani Magdaleny została umorzona. Potem bezskutecznie próbowało ją wyjaśnić policyjne Archiwum X. Do przedawnienia zbrodni wciąż pozostało 12 lat. Ale szanse na schwytanie zbrodniarza z każdym dniem wydają się coraz mniejsze.
- To jest możliwe, że któryś z tych zaułków, które nam się wydają ślepe, wcale nie jest ślepy, tylko jest bardzo dobrze zamaskowany, bo ktoś naprawdę dobrze się przygotował do tej zbrodni - podkreśla dziennikarz Bartłomiej Mostek.
Reportaż wideo Rafała Zalewskiego można obejrzeć tutaj.
Czytaj więcej