Apel wysłany z tratwy na środku Oceanu Spokojnego. "Uderzyliśmy w wieloryba i statek poszedł na dno"
"To nie są żarty" - napisał do swojego przyjaciela i marynarza Tommy'ego Joyce'a Rick Rodriguez. "Uderzyliśmy w wieloryba i statek poszedł na dno" - wyjaśnił. Taką wiadomość wysłano z tratwy ratunkowej, która dryfowała na środku Oceanu Spokojnego. "Powiadom tyle łodzi, ile możesz. Mamy bardzo mało baterii" - dodał rozbitek.
Rick Rodriguez i trójka znajomych płynęli z Galapagos do Polinezji Francuskiej na 14 metrowej łodzi żaglowej "Raindancer". 13 marca około godz. 13:30 statek, który płynął z prędkością około 6 węzłów, uderzył w wieloryba.
W wyniku kolizji uszkodzony został statecznik i śruba, a także przebite zostało dno jachtu. Z tego powodu łódź znalazła się pod wodą w ciągu 15 minut, zmuszając całą czteroosobową załogę do przejścia na tratwę ratunkową.
Rozbitkowie byli na środku Pacyfiku, bez szansy na szybki ratunek. W zasięgu wzroku nie było żadnej jednostki, która ruszyła by z pomocą. Na szczęście, załoga zachowała zimną krew i zabrała ze sobą z tonącego "Raindancera" - sprzęt do komunikacji awaryjnej i najpotrzebniejsze zapasy.
Po 10 godzinach od zatonięcia statku uratowano załogę
Paul Tetlow, dyrektor zarządzający World Cruising Club, gdy dowiedział się o wypadku jachtu i położeniu załogi, skontaktował się z Morskim Ratowniczym Centrum Koordynacyjnym (MRCC), które następnie przydzieliło MRCC Peru do koordynowania akcji ratunkowej.
Zanim jednak rozpoczęto oficjalną akcję ratunkową, szybko nawiązano łączność, w dużej mierze przez sieci Starlink, dzięki czemu aż osiem statków zmieniło kurs, aby pomóc załodze "Raindancera".
ZOBACZ: Włochy: Luksusowy jacht zatonął na Morzu Jońskim. Ewakuowano załogę
Po 10 godzinach od zatonięcia jachtu załoga została uratowana i zabrana na pokład żaglowca "Rolling Stones".
- To był bardzo szybki czas reakcji - powiedział Tetlow. Dodał, że to ogromna zasługa Starlinka.
Czytaj więcej