Zabójstwo Pawła Adamowicza. Stefan Wilmont usłyszał wyrok
Zabójca prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza Stefan Wilmont usłyszał wyrok dożywocia. Podczas procesu oskarżony nie przyznawał się do winy, mimo, że jego zbrodnię widziały na żywo tysiące osób. Działał w warunkach recydywy. Obrona mężczyzny wnioskowała o umorzenie sprawy z uwagi na niepoczytalność. Wyrok jest nieprawomocny.
Stefan Wilmont (zgodził się na opublikowanie nazwiska) dodatkowo usłyszał wyrok dwóch lat więzienia za grożenie nożem konferansjerowi imprezy WOŚP. Kara łączna to dożywocie.
Oskarżony będzie mógł się ubiegać o przedterminowe zwolnienie po 40 latach. Karę odbędzie w systemie terapeutycznym. Domagała się tego prokuratura.
Wilmont został pozbawiony praw publicznych na okres 10 lat. Oskarżony ma też zapłacić 10 tys. złotych zadośćuczynienia na rzecz konferansjera.
"Bezprecedensowa zbrodnia w historii powojennej Polski"
Sędzia Aleksandra Kaczmarek tłumacząc ujawnienie nazwiska oskarżonego wskazywała, że "potrzeba ochrony dóbr osobistych z uwagi na wykluczenie choroby psychicznej nie jest już aktualna". Zwróciła również uwagę, że Wilmont wielokrotnie domagał się, by upublicznić jego imię i nazwisko.
Sędzia wskazywała, że 13 stycznia 2019 r. Wilmont popełnił "zbrodnię bez precedensu w dziejach powojennej Polski". - Dokonał zabójstwa prezydenta miasta Gdańska Pawła Adamowicza na oczach tysięcy osób, oglądających kulminacyjny punkt finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy "Światełko do Nieba". Ponieważ było to wydarzenie medialne, czyn oskarżonego jest doskonale udokumentowany - dodawała.
ZOBACZ: Zabójstwo Pawła Adamowicza. Wyrok w sprawie organizacji finału WOŚP
Najistotniejszym aspektem sprawy stało się ustalenie motywu działania sprawcy, stanu zdrowia psychicznego i jego poczytalności. Sędzia wskazywała, że Wilmont jako nieletni był karany przez sąd rodzinny za groźby z użyciem przemocy i groźby przemocy. W wieku 12 lat zaprzestał chodzenia do szkoły. Był hospitalizowany w szpitalu psychiatrycznym, gdzie rozpoznano u niego zaburzenia zachowania i emocji. Miał też postępujące problemy z nawiązywaniem relacji.
- W wielodzietnej rodzinie był pozostawiony sam sobie, jedynymi możliwościami radzenia sobie z sytuacją własnych niekompetencji było wycofanie się. (...) Oskarżony przestał chodzić do szkoły, nigdy nie zdobył wykształcenia podstawowego i funkcjonował na uboczu życia emocjonalnego i społecznego. Jedynym oparciem, gdzie czuł się bezpiecznie był świat gier komputerowych i siłownia - tłumaczyła sędzia.
Wilmont działał w warunkach recydywy. W 2014 r. został skazany za popełnienie czterech przestępstw rozboju. Sędzia Kaczmarek wskazywała, że odsiadce towarzyszyło poczucie krzywdy, a oskarżony twierdził, że zasądzona wobec niego kara jest "zbyt surowa". Planował zemstę na "sądach policji i służbie więziennej". Często wskazywał, że "wszystkiemu winna jest Platforma Obywatelska". - Jednemu z oskarżonych powiedział, że szybko wróci do więzienia, bo ma "warunki do wyrównania" - mówiła sędzia.
Wilmont zabrał głos pod koniec rozprawy: Będę doktorem i będę badał
Podczas odczytywania wyroku Wilmont uśmiechał się i mówił do siebie.
- Zbrodnia popełniona na Pawle Adamowiczu zasługuje na najwyższy wymiar kary nie dlatego, że Stefan Wilmont zabił polityka, samorządowca, osobę powszechnie znaną. Lecz dlatego, że uczynił to w taki sposób i w takich okolicznościach, że nie orzeczenie wobec niego kary eliminacyjnej stawiałoby pod znakiem zapytania sens sprawowania wymiaru sprawiedliwości w ogóle - mówiła sędzia Kaczmarek.
Przez to, że wyrok był nieprawomocny, prokuratura zwróciła się o przedłużenie aresztu dla Wilmonta. Oskarżony zabrał głos pod sam koniec rozprawy.
- Nie ma znaczenia, czy będzie przedłużony tymczasowy areszt, czy nie, bo i tak wszyscy skończymy w oddziale terapeutycznym, gdzie ja będę panem doktorem i będę badał. A u mnie najlepiej - odparł oskarżony.
Sędzia zdecydowała się na przedłużenie aresztu na sześć kolejnych miesięcy.
Oburzające zachowanie podczas procesu
Prokuratura prosiła sąd, by nie stosował nadzwyczajnego złagodzenia kary wobec oskarżonego. Według dwóch z trzech opinii biegłych psychologów i psychiatrów Stefan Wilmont w chwili ataku miał ograniczoną poczytalność. Z kolei według pierwszej opinii Wilmont był niepoczytalny. W oparciu o dokumenty obrona wnioskowała o umorzenie sprawy lub 15 lat pozbawienia wolności.
- Działanie Stefana W. charakteryzowało się wyjątkową brutalnością, drastycznością oraz całokształtem okoliczności wskazującym, że ofierze zadano znacznie większe cierpienie niż było to konieczne do przełamania jej oporu i dokonania zabójstwa - mówiła podczas mowy końcowej prokurator Agnieszka Nickel-Rogowska.
Wilmont kilkakrotnie przemawiał podczas procesu. Mimo przytłaczających dowodów twierdził, że nagrania z finału WOŚP, na którym doszło do ataku, są spreparowane. Kpił z zeznań świadków, krzyczał "Allah akbar" wchodząc na salę rozpraw. Dodawał też, że jest "najbardziej poczytalny w Gdańsku".
Zabójstwo prezydenta Gdańska
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakowany nożem podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy 13 stycznia 2019 r. Po dokonaniu zbrodni napastnik przechadzał się po scenie, podnosząc ręce w geście triumfu. Do mikrofonu wykrzyczał:
"Nazywam się Stefan Wilmont. Siedziałem niewinny w więzieniu. Platforma Obywatelska mnie torturowała. Dlatego właśnie zginął Adamowicz". Niedługo potem agresor został obezwładniony i zatrzymany.
ZOBACZ: Gdańsk: 4. rocznica śmierci Pawła Adamowicza. "Zabiły go wasze słowa"
Prezydent Gdańska zmarł w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym 14 stycznia 2019 r. Paweł Adamowicz miał 53 lata. Pozostawił żonę i dwie córki.
Czytaj więcej