"Interwencja": Zawyżone koszty, kilkudziesięciu poszkodowanych. Kierowcy otrzymują wezwania

Polska
"Interwencja": Zawyżone koszty, kilkudziesięciu poszkodowanych. Kierowcy otrzymują wezwania
"Interwencja"
Sąd stwierdził, że firma istotnie zawyżała koszty

Do redakcji "Interwencji" zgłosili się poszkodowani w wypadkach. Wszyscy byli klientami firmy, która wynajmuje auta i zajmuje się powypadkową obsługą w województwie dolnośląskim. Rozmówcy dziennikarzy mówią, że ich oszukano. Muszą pokryć zawyżone koszty, których nie chciał zapłacić ubezpieczyciel. - Oni ode mnie żądają pieniędzy z racji tego, że przegrali w sądzie - ocenia jeden z nich.

Schemat działania był zawsze ten sam. Po wypadku do poszkodowanego zgłaszał się przedstawiciel firmy. Obiecywał bezkosztowo samochód zastępczy i transport uszkodzonego pojazdu lawetą. Następnie firma miała znacznie zawyżać koszty tych usług, a gdy ubezpieczyciel sprawcy wypadku nie chciał ich pokryć - występowała o nie do poszkodowanych, czyli swoich klientów.

 

- Ja miałem stłuczkę nie z mojej winy. Nie wiem, czy dostali jakiś cynk z policji, czy nie, ale to oni pierwsi zadzwonili do mnie. Dali mi do podpisania taką kartkę, że wszystko będzie z OC, bezkosztowo - opisuje pan Kuba.

 

ZOBACZ: "Interwencja". Nie wyjadą, bo nie mają jak. Od dwóch lat do wsi nie dojeżdża autobus

 

- Po jakimś czasie okazało się, że jest problem, bo ubezpieczalnia nie chce im wypłacić pieniędzy. Sąd stwierdził, że niemiłosiernie zawyżali wszelkiego rodzaju koszty. Trzy tygodnie temu dostałem wezwanie do zapłacenia kwoty grubo powyżej 10 tysięcy złotych, ponieważ oni wystąpili do mnie o te pieniądze plus odsetki, które urosły od 2017 roku - dodaje mężczyzna.

Samochód zastępczy miał być za darmo. Po pół roku przyszło wezwanie

Dzięki mediom społecznościowym dotarliśmy do kolejnych poszkodowanych. Tych, którzy współpracują ze sobą w sieci, jest prawie stu. Jednym z nich jest pan Tomasz. Mężczyzna mieszka w Białymstoku, kolizje miał w 2017 roku we Wrocławiu. Firma sam transport lawetą uszkodzonego auta wyceniła na ponad 20 tysięcy złotych.

 

- Ta kolizja była w sobotę o godz. 13, a już o godz. 16 w ten sam dzień zadzwoniła do mnie ta firma. Zaproponowali dostarczenie samochodu zastępczego. No i ten samochód zastępczy miał być całkowicie za darmo, żadnych kosztów miałem nie ponosić - relacjonuje Tomasz Tomaszewski. 

 

- Pół roku później dostałem wezwanie do zapłaty na kwotę pięć tysięcy złotych. Wiem, że nie jestem jedyną poszkodowaną osobą, bo rozmawiałem z wieloma ludźmi. Na Facebooku jest nawet forum specjalne poświęcone tej firmie, ich oszustwom i przekrętom - wyjaśnia pan Tomasz. 

 

ZOBACZ: "Interwencja". Poświęcili życie jednej pracy. Teraz nie mogą wykupić obiecanych mieszkań

 

- Oni ode mnie żądają pieniędzy z racji tego, że przegrali w sądzie. To, co chcieli dostać, przegrali, więc występują do mnie. Ale sąd stwierdził w wyroku, że oni wzięli te koszty - krótko mówiąc - z czapy. Te koszty zostały bardzo przez nich zawyżone - tłumaczy Tomasz Tomaszewski. 

"Moja klientka została z niczym"

Mężczyzna podkreśla, że firmę we wszystkich sprawach reprezentuje jedna kancelaria. O sprawę zapytaliśmy właściciela kancelarii prawniczej, która wysyła do klientów wezwania do zapłaty. Według niego wyliczone koszty odpowiadały cenom rynkowym i były w pełni uzasadnione.

 

Jednocześnie deklaruje, że kolejnych wezwań wysyłać nie będzie, choć w przeszłości kancelaria potrafiła pozywać niezadowolonych klientów za krytyczne komentarze zostawione w sieci.

 

- Moja klientka została tak naprawdę z niczym, a firma którą ją reprezentowała, zaczęła jeszcze ją pozywać do sądu, składać prywatne akty oskarżenia, w których żądała od niej 20, 40, a w sumie chyba wyszło około 80 tysięcy złotych. To jest oszałamiająca kwota i to pokazuje, że te działania były dalekie od przyzwoitości. A być może takimi działaniami powinien zająć się prokurator i zbadać, bo to jest jego kompetencja, czy nie zaszło przestępstwo - mówi Marcin Zatorski, prawnik, który reprezentował jedną z poszkodowanych.

 

Część klientów czuje się zastraszona, nie chcą pokazywać twarzy. Boją się pozwów o zniesławienie.

Poszkodowany kierowca: Chcę tylko, by zostawili mnie w świętym spokoju

Pan Paweł kolizję miał w 2019 roku. - Ubezpieczyciel miał swoją taryfę, według której wypłacał im za każdą dobę wynajmu auta. On im to wypłacił, ale oni się domagali dwa razy wyższej stawki za to auto. I to ja miałem pokryć tę różnicę - opisuje pan Paweł.

 

ZOBACZ: "Interwencja": "W instrybutor nie strzel". Kobieta z nagrania przerywa milczenie

 

Zgłosiliśmy się do właścicielki firmy. Kobieta nie była jednak zbyt rozmowna. - Nie chcę komentować tej sytuacji. Proszę rozmawiać z naszym pełnomocnikiem - powiedziała.

 

- Ja bym chciał tylko, żeby oni nic już ode mnie nie chcieli i zostawili mnie w świętym spokoju. Żeby inni poszkodowani wiedzieli, że jakaś sprawiedliwość jednak jest i można coś z tym zrobić - podsumowuje pan Paweł.

 

Materiał "Interwencji" możesz obejrzeć tutaj.

wka / Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie