"Interwencja": Oskarża trenerów łucznictwa o gwałt, gdy miała 16 lat
22-letnia pani Sylwia oskarża dwóch znanych w środowisku trenerów łucznictwa o gwałt. Miała wówczas 16 lat. Twierdzi, że została odurzona, dlatego pamięta jedynie urywki sytuacji. W swoim telefonie znalazła zdjęcia. Widać na nich nagiego trenera leżącego w łóżku z nagą panią Sylwią. Mężczyźni zaprzeczają oskarżeniom. Materiał "Interwencji".
Pani Sylwia, obecnie 22-letnia kobieta, mieszka na Dolnym Śląsku. Jeszcze w gimnazjum zaczęła trenować łucznictwo w lokalnym klubie. Sport stał się jej pasją, ale z biegiem czasu zmienił jej dzieciństwo w koszmar.
Dziś już jako dorosła kobieta pani Sylwia opowiada, jak była zastraszana i molestowana. Oskarża swojego dawnego trenera Henryka J., a jej wersję potwierdzają inni byli już zawodnicy klubu.
- Jak miałam 15 lat… Stawał za mną. Dotykał mnie po brzuchu, po piersiach, ręce były w miejscach intymnych. Całował w szyję, gryzł w ucho. Za każdym razem, kiedy mnie dotykał, mroziło mnie. Pozwalałam mu na to, nie robiąc z tym nic, bo nie byłam w stanie - opowiada pani Sylwia.
"Dotykał inne dziewczyny podczas treningu"
Redakcja "Interwencji" dotarła również do innych byłych zawodniczek i zawodników klubu.
- Byłam świadkiem i ofiarą (niestosownych zachowań trenera - red.). Od zawsze widziałam jak dotykał inne dziewczyny podczas treningu. To był nieprzyjemny, bliski dotyk, okropny po prostu - mówi Kinga Janach, była zawodniczka.
- Względem chłopców na pewno nie było molestowania. Ale mobbing na pewno był. Dziewczyny nie mówiły o tym głośno - dodaje inny były zawodnik Kamil Wasyńczuk.
ZOBACZ: Niechanowo. Gwałt na 13-latku. Matka chłopca: Czuje się bardzo źle, boi się wychodzić sam z domu
- Sytuacje związane z co najmniej molestowaniem miały miejsce w stosunku do osób poniżej 15. roku życia. W tym przypadku możemy mówić o pedofilii sklasyfikowanej w kodeksie karnym - podkreśla Ernest Ziemianowicz, pełnomocnik pani Sylwii.
- On uważał, że zastąpi mi tatę. I udawało mu się to. Okazał mi takie wsparcie, którego ja od swojego ojca biologicznego nie dostałam. Uważałam, że on mi pomaga, bo jest moim wuefistą, padagogiem. Wszystko się zmieniło na treningach - relacjonuje pani Sylwia.
"Połknęłam tabletkę z colą i odleciałam"
Na pierwsze zawody pani Sylwia pojechała w lutym 2017 roku. Kolejne odbyły się w maju w Prudniku i w lipcu w Warszawie. Ostanie zawody nie były udane dla 16-letniej wówczas łuczniczki. Jednak na zawsze zmieniły jej życie. Pani Sylwia twierdzi, że została zgwałcona m.in. przez widocznego na przekazanych nam zdjęciach innego trenera, Kazimierza K.
- Powiedziałam, że źle się czuję, że wymiotowałam. Słońce mnie trochę przygrzało i on powiedział: przyjdź do mnie, to dam ci tabletkę na ból głowy. Dano mi tabletkę. Połknęłam tabletkę z colą i po tym drinku odleciałam. Obudziłam się na łóżku. Czułam wszystko, w dwóch miejscach intymnych naraz. Nawet krzyczeć nie mogłam. Nie mogłam z żadnej strony się załatwić, bo tak wszystko mnie bolało - opowiada.
WIDEO: Materiał "Interwencji"
Swój dramat ukrywała przez najbliższymi.
- Miałam popękane usta. Krwawiłam przez cały miesiąc. Wmówiłam mamie, że mam okres. Jak mnie później pytała, czy dalej mam miesiączkę, to powiedziałam, że nie – wspomina.
Zdjęcia w telefonie
Kilka dni po zawodach pani Sylwia znalazła w swoim telefonie zdjęcia. Fotografie nie były jej autorstwa. Za to widoczny był na nich trener Kazimierz K.
- Zobaczyłam te zdjęcia i nie dowierzałam. Nagle połączyłam wszystkie fakty ze sobą. Pamiętam przecież, co działo się przed i pamiętam po. Na zdjęciach oczywiście jestem ja. Nie wiem, czy zemdlałam, czy byłam tak upojona. On naprawdę się świetnie bawił - mówi pani Sylwia.
Drugiego trenera, Henryka J. nie ma na zdjęciach, choć pani Sylwia twierdzi, że to właśnie on jest ich autorem. Ten fakt, według kobiety, ma potwierdzać kilkusekundowe nagranie, które znalazła w swoim telefonie razem z fotografiami i na którym rozpoznała głos Henryka J.
ZOBACZ: "Interwencja". Zbierał pieniądze na grób synka. Darczyńcy czują się oszukani
- Nie wiem dokładnie, jaki był motyw tych zdjęć. Jest nawet trzysekundowy filmik, gdzie jeden z trenerów, czyli Henryk J. - on robił zdjęcia - chciał nagrać filmik albo zrobić zdjęcie, ale mu to nie wyszło. I same nogi mu się nagrały - mówi pani Sylwia.
Nie wiadomo, kto zrobił kompromitujące zdjęcia. Dziennikarze "Interwencji" próbowali ustalić. Obaj trenerzy są znani w środowisku łuczniczym. Kazimierza K. spotkali w klubie, w którym jest trenerem.
Reporter: - Rozpoznaje się pan na tych zdjęciach? Kojarzy pan sytuację?
Kazimierz K.: - Nie bardzo.
Reporter: - Pani Sylwia twierdzi, że została przez pana i pana kolegę zgwałcona.
Kazimierz K.: - Nie pamiętam takiej sytuacji, żebym ja kogokolwiek przymuszał do czegokolwiek.
Reporter: - A pamięta pan robienie tych zdjęć?
Kazimierz K.: - Nie, to chyba nie ja je robiłem.
Reporter: - No, na pewno nie pan. Ale rozpoznał się pan na tych zdjęciach?
Kazimierz K.: - Wie pan, teraz są różne możliwości…
Reporter: - Panie trenerze, jeszcze raz…
Kazimierz K.: - Są różne możliwości techniczne.
Reporter: - Ale to nie pan jest na tym zdjęciu?
Kazimierz K.: - Nie wiem, skąd pan ma te zdjęcia.
Trenerzy zaprzeczają
Zdjęcia pokazano też Józefowi Baściukowi, prezesowi Polskiego Związku Łuczniczego. Rozpoznał na nich trenera K.
- Są to zdjęcia mocne, przedstawiające, w naszej ocenie, sytuację, gdzie dochodziło do zbliżeń wbrew woli osoby niepełnoletniej. Mówiąc wprost: innej czynności seksualnej, jak również zgwałcenia - zaznacza Ernest Ziemianowicz, pełnomocnik pani Sylwii.
- Nigdy nie spałem z nikim, kto miał poniżej osiemnastu lat, więc to jest już jakaś ściema i to mocna. A poza tym ja tam wyglądam na niezbyt przytomnego. Dlatego sądzę, że to mogła być jakaś prowokacja - zapewnił trener Kazimierz K.
Mężczyzna twierdzi, że panią Sylwię poznał, jak była już pełnoletnia. Zaprzecza temu nagranie z zawodów w Warszawie z 2017 roku. Widać na nim obu oskarżanych przez 22-latkę trenerów. "Interwencja" dotarła też do listy startujących w stolicy zawodników. Jest na niej 16-letnia wówczas pani Sylwia.
ZOBACZ: "Interwencja". Niepełnosprawny w przytułku. Sądził, że wyprowadza się tylko na czas remontu
- Ale na pewno nie było to sześć-siedem lat temu… Nie wiem, przez tę pandemię traci się trochę ten… Ale ja uważam, że była pełnoletnia. I na pewno nie doszło do żadnego gwałtu - mówi Kazimierz K.
Zarzutom kobiety - dotyczącym molestowania i gwałtu - zaprzecza też Henryk J., wciąż czynny trener łucznictwa i nauczyciel WF-u w szkole podstawowej. Henryk J. twierdzi, że nigdy wcześniej nie widział tej fotografii i na pewno nie jest jej autorem.
Reporter: - Kiedy to zdjęcie mogło być zrobione, według pana?
Henryk J.: - Nie mam zielonego pojęcia. Niemniej jednak jest niemożliwe, by Kazimierz K. kogoś zgwałcił. 28 lat pracy w szkole, z dziećmi.
Reporter: - Ale na zdjęciu kolegę pan rozpoznał.
Henryk J.: - No, trudno go nie rozpoznać. Dziewczyny nie rozpoznałem. Jeśli faktycznie ona jest na tym zdjęciu, to jestem w ciężkim szoku. To jest zawodniczka, która się rozwijała, strzelała bardzo dużo, bardzo ciężko pracowała. Bo dojść do mistrzostwa Polski nie jest prosto.
Reporter: - Pani Sylwia mówiła, że na zawodach wielokrotnie podawał jej pan alkohol.
Henryk J.: - Nie. Ja nie mówię, że stronię. Bo nie stronię. Może nie mam problemu, ale nie pije się z zawodnikami. My jesteśmy edukowani w tych tematach. Nie zostajemy z zawodniczką sam na sam. Zawsze są trzy osoby.
Reporter: - Czyli zarzuty są bezpodstawne, według pana?
Henryk J.: - Myślę cały czas o Kazimierzu. No bo on jest na zdjęciu. Sobie nie mam nic do zarzucenia.
"Czy Ty na mnie coś komuś wysłałaś?"
Kilka dni po wizycie "Interwencji" obaj trenerzy próbowali kontaktować się z panią Sylwią. Na otrzymane wiadomości 22-latka nie odpowiedziała.
Treść SMS-A od Kazimierza K.: "Sylwia mam do Ciebie pytanie: czy Ty na mnie coś komuś wysłałaś?".
Treść SMS-A od Henryka J.: "Witam, z tej strony trener Henryk J., Sylwia, czy Ty mnie oskarżyłaś na policji o gwałt?".
Jeszcze w trakcie realizacji reportażu skontaktował się z "Interwencją" pełnomocnik Kazimierza K. i Henryka J. Poprosił o spotkanie.
ZOBACZ: "Interwencja". Zalewa ich gminne szambo. Zanieśli fekalia do urzędu
- Stanowisko moich klientów jest takie, że taki zarzut jaki padł z ust panów reporterów w trakcie rozmów z jednym z panów i z drugim nie jest prawdziwy. Nie ma pokrycia w rzeczywistości, nie miała nigdy miejsca taka sytuacja, która by z tego skrótowo przedstawionego zarzutu miała wynikać. Takie jest nasze stanowisko - mówi Wieńczysław Grzyb, pełnomocnik trenerów.
Następnie dodaje: - Było im pokazywane zdjęcie. Moi mocodawcy, w szczególności jeden z nich, nazwijmy go skrótowo panem K., twierdzi, że to zdjęcie mogło być wykonane najwcześniej w lipcu 2019 roku. I niczego nie dowodzi. W szczególności nie potwierdza zarzutu, który padł przy rozpoczęciu panów wywiadu. Gdyby rzeczywiście było prawdą, że ta pani złożyła zawiadomienie o przestępstwie przeciwko nim, jest to zawiadomienie organów ścigania o przestępstwie, które nie miało miejsca.
Zakończyła przygodę z łucznictwem
Pani Sylwia swoją przygodę z łucznictwem zakończyła w 2020 roku. Natomiast Kazimierz K. i Henryk J. nadal prowadzą treningi oraz biorą udział w zawodach. O zarzutach 22-latki wobec obu szkoleniowców "Interwencja" powiadomiła władze Polskiego Związku Łuczniczego. Działacze byli w szoku.
Reporter: - Czy są to trenerzy znani i uznawani w środowisku?
Józef Baściuk, prezes PZŁ: - Tak, to trenerzy, którzy pełnili najwyższe funkcje, bo jeden i drugi był prezesem. Ona była świadoma?
Reporter: - Twierdzi, że była odurzona i zgwałcona przez obu trenerów naraz.
Józef Baściuk: - Dla mnie to jest szok, zdziwienie, zmartwienie. Będę musiał uruchomić komisję dyscyplinarną.
ZOBACZ: Wielka Brytania. Policjant przyznał się do kilkudziesięciu gwałtów
- Myślę, że gdybym powiedziała wcześniej rodzicom o tym, czułabym się lepiej. Nie musiałabym trenować. Ale oni widząc moje osiągnięcia po prostu pchali mnie w to. Kibicowali mi, więc nie chciałam wywołać u nich zawodu - mówi pani Sylwia.
Sprawa trafiła już do prokuratury. Obaj trenerzy nie zostali jeszcze zawieszeni w związku łuczniczym. Pani Sylwia liczy, że jej historia będzie przestrogą dla innych. Dziennikarze "Interwencji" zapytali ją, dlaczego dopiero po siedmiu latach zdecydowała się o tym mówić.
- Bo nie byłam w stanie. Trener ma dopiero 53 lata. Wiem, że on dalej będzie uczył. Moja siostra za cztery lata pójdzie do szkoły, gdzie pracuje trener. Ja sobie nie wyobrażam, by ją spotkało to samo - odpowiada.*
* Skrót materiału
Czytaj więcej