USA. W strzelaninie zginęła czteroosobowa rodzina. To Polacy
Dwoje dorosłych i dwoje dzieci w wieku 13 i 14 lat zginęli w niedzielę od strzałów w stanie New Jersey (USA) - informują lokalne władze. To rodzina polskiego pochodzenia. Prawdopodobnie mężczyzna zastrzelił żonę i dzieci, a następnie popełnił samobójstwo.
Do tragedii doszło w niedzielę rano w Linden w hrabstwie Union. Około godz. 9:30 policja otrzymała liczne zgłoszenia że przy Chatham Place doszło do strzelaniny.
Cztery ofiary
Przybyli na miejsce funkcjonariusze znaleźli we wskazanym domu trzy ciała - dwóch osób dorosłych - kobiety i mężczyzny oraz nastolatki. Czwartą osobę - nastoletniego chłopca - przewieziono do szpitala uniwersyteckiego w Newark w stanie krytycznym.
Popołudniu burmistrz Linden, Derek Armstead, poinformował, że chłopiec zmarł.
ZOBACZ: USA. Strzelanina w Chicago. Ranny trzyletni chłopiec
Jak przekazał kpt. Christopher Guenther, rzecznik policji w Linden, prawdopodobnie mężczyzna zastrzelił swoją rodzinę, a później odebrał życie sobie.
Konsul Generalny: To Polska rodzina
Ofiary to Polacy - przekazał Konsul Generalny RP w Nowym Jorku.
"W strzelaninie w Linden w New Jersey zginęła polska rodzina - rodzice i dwójka dzieci. Jesteśmy w bezpośrednim kontakcie z lokalną policją. Linden to dom dla wielu Polaków. Łączymy się w bólu z całą społecznością. Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci tą tragedią" - napisał.
Sąsiedzi: Byli normalną rodziną
Sąsiedzi są zszokowani tragedią, która dotknęła ich miasto. Z ich relacji wynika, że rodzina, która zginęła, wprowadziła się w 2007 roku. On pracował jako elektryk, ona była kosmetyczną. - Byli normalną rodziną. Dlatego trudno w to uwierzyć – powiedział 56-letni Angel Montanez w rozmowie z The Post. Dodał, że często rozmawiał z mężczyzną o pracy, gdyż obaj z zawodu są elektrykami.
ZOBACZ: Kraków: Strzelanina w barze przy Rynku Głównym. Nie żyje mężczyzna
- Nigdy bym nie pomyślała, kiedy podrzuciłam je do szkoły w zeszłym tygodniu, że to będzie ostatni raz, kiedy je zobaczę – powiedziała z kolei 47-letnia Marianela Montanez. - Opowiadała mi o ubezpieczeniach, wydatkach, o tym, jak dzieciaki kończą w tym roku szkołę, o balu gimnazjalnym – zwykłe rzeczy – dodała, wspominając rozmowy z kobietą, która zginęła.
Inna sąsiadka, 76-letnia Digna Alvarez, powiedziała, że nigdy nie słyszała żadnych bójek w domu i opisała ojca jako miłego i zawsze chętnego do pomocy. - Każdego dnia rozmawialiśmy z nim, kiedy wracał do domu z pracy. Był elektrykiem. Pomógł z elektrycznością w naszym domu. Był bardzo miłą osobą, nie wiem, co się z nim stało – powiedziała.
Czytaj więcej