Ratownik pomagał na stoku. W tym czasie złodziej ukradł mu narty
W Suchem podczas dyżuru ratownikowi narciarskiemu skradziono narty. - To o tyle przykre, bo ciężko mi było później udzielać pomocy innym bez tych nart - mówił ratownik na antenie Polsat News.
W minioną sobotę w miejscowości Suchem niedaleko Zakopanego ratownik dostał wezwanie do karczmy - pomocy potrzebowało dziecko. Ratownik Bartłomiej Zając niezwłocznie udał się do miejsca wezwania, zostawił narty przed budynkiem, a gdy wyszedł z budynku po ok. 40 minutach nart już nie było.
- Dostałem wezwanie do kraczmy do osoby poszkodowanej. Zjechałem z dyżurki na dół, zostawiłem narty. Po udzieleniu pomocy stwierdziłem, że narty zostały skradzione - relacjonował Bartłomiej Zając.
WIDEO. Zuchwała kradzież w Suchem. Ratownikowi zabrano narty
Jak przekazała reporterka Polsat News Natalia Knapik, ratownik na początku myślał, że narty zostały zabrane przez przypadek. Liczył na to, że szybko do niego wrócą.
Trwają poszukiwania nart po kradzieży
- To o tyle przykre, bo ciężko mi było później udzielać pomocy innym bez tych nart. Z pomocą pospieszyli mi chłopaki z wypożyczalni, którzy użyczyli mi sprzętu, żeby dokończyć dyżur i zagwarantować bezpieczeństwo na stoku - mówił ratownik.
Bartłomiej Zając w trakcie poszukiwania nart skontaktował się z miejscowymi wypożyczalniami, by dowiedzieć się, czy złodziej nie próbował sprzedać skradzionego sprzętu. Ratownik zgłosił kradzież na policję.
W mediach społecznościowych pojawiło się zdjęcie skradzionych nart.
Czytaj więcej