Rocznica katastrofy promu Heweliusz. 30 lat temu zginęło na Bałtyku 55 osób
30 lat temu na Morzu Bałtyckim u wybrzeży Rugii zatonął prom "Jan Heweliusz". W wyniku katastrofy jednostki zginęło 55 osób. Zatonięcie statku było największą katastrofą w historii polskiej żeglugi, która wydarzyła się w czasie pokoju.
Prom Jan Heweliusz, którego armatorem było przedsiębiorstwo Euroafrica powiązane z Polskimi Liniami Oceanicznymi, wypłynął w ostatni rejs w nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku.
Jednostka wyszła w morze ze Szczecina, mając na celu szwedzki port w Ystad. Tuż przed wyjściem w morze trwały jeszcze naprawy furty rufowej, do której uszkodzenia doszło w Ystad trzy dni wcześniej.
Ostatni rejs Heweliusza
W pobliżu niemieckiej wyspy Rugia około godz. 3:30 prom wszedł w strefę sztormu. Około godziny 4:00 jednostka zaczęła się niebezpiecznie przechylać, a pół godziny później kapitan Andrzej Ułasiewicz, który zginął w katastrofie, zdecydował o nadaniu sygnału ratunkowego i nakazał opuszczenie pokładu.
Przez kilka godzin jednostka unosiła się na wodzie, aż w końcu odwrócona do góry dnem około godziny 11 zatonęła.
W akcji ratunkowej brały udział śmigłowce straży przybrzeżnej Niemiec, Danii i Szwecji, a także inne promy: Nieborów i Kopernik (bliźniak Heweliusza) oraz holownik ratunkowy Arkona z Niemiec i polski statek Huragan.
ZOBACZ: Niemcy. Chwile grozy na promie. Fala wybiła okna
W sztormie o natężeniu 12 w skali Beauforta niemal niemożliwe stało się użycie szalup ratunkowych, których zwodowanie utrudniał przechył.
Na pokładzie były 64 osoby. Zginęło 55 ludzi. Wśród nich było 35 pasażerów (zginęli wszyscy pasażerowie, którzy byli na pokładzie, w tym dwoje dzieci) i 20 członków załogi. Udało się uratować dziewięciu członków załogi. Ratownicy odnaleźli 39 ciał.
Prom miał trzydzieści wypadków
Prom kolejowo-samochodowy Jan Heweliusz został zbudowany w 1977 roku w stoczni Trosvik w Norwegii. Jednostka sprawiała jednak od początku użytkowania kłopoty. Ze względu na konstrukcję była podatna na boczny wiatr.
Znany jest przypadek oparcia się przechylonego promu o nabrzeże w Ystad.
ZOBACZ: Polska ciężarówka przewróciła się na promie i zmiażdżyła samochód osobowy [ZDJĘCIA]
W 1986 roku doszło na pokładzie do pożaru, który spowodował wypalenie znacznej części górnego pokładu. Po remoncie prom wrócił na stałe trasy.
Jednostka miała jednak w czasie całej służby około 30 wypadków, m.in. kolizje z innymi statkami.
W 2005 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka podważył wnioski Izb Morskich ze Szczecina i Gdyni, które badały katastrofę, stwierdzając, ze Polska naruszyła prawo do sprawiedliwego sądu. Postępowania sugerowały m.in. odpowiedzialność kapitana.
Okoliczności tragedii nie zostały jednak ponownie zbadane.
Pamiątki z katastrofy w muzeum
Kombinezon ratunkowy Grzegorza Sudwoja, ocalałego z katastrofy promu Jan Heweliusz oraz przedmioty osobiste związane katastrofa jednostki mogą trafić na ekspozycję narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku.
Placówka otrzymała w przeddzień 30. rocznicy katastrofy przedmioty należące do członka załogi: skórzaną saszetkę wraz z zawartością, elektroniczny zegarek, podręczny notes z zapiskami, podróżny przybornik do szycia oraz modlitewnik i brelok ze św. Krzysztofem, patronem przewoźników.
ZOBACZ: USA. U wybrzeży Florydy nurkowie odnaleźli wrak wahadłowca Challenger
Muzeum podało, że saszetkę znaleźli nurkowie badający wrak, który spoczywa na głębokości około 25 metrów. Leżała na dnie, a dzięki dokumentom trafiła do Sudwoja, który przekazał ja muzeum.
Czytaj więcej