Polscy medycy w Ukrainie. Damian Duda opowiada o wyzwaniach na froncie

Polska
Polscy medycy w Ukrainie. Damian Duda opowiada o wyzwaniach na froncie
Polsat News
Medycy ratują życie ukraińskiego żołnierza

Huk, kule i odłamki śmigające tuż nad ich głowami - tak wygląda codzienność polskich medyków, którzy zdecydowali się ruszyć na front w Ukrainie i ratować rannych żołnierzy. - To jest niemalże jak praca w piekle - powiedział na antenie Polsat News Damian Duda, szef Ochotniczego zespołu Medyków Pola Walki.

Szef Ochotniczego Zespołu Medyków Pola Walki Damian Duda był gościem Polsat News. Wyjaśnił, jak wygląda ratowanie ludzkiego życia na froncie, i przybliżył nieco to, jak żyje się w piekle wojny w Ukrainie. 

 

- My swoje zadanie realizujemy już od 2014 roku, kiedy realnie zaczęła się wojna z Rosją. Wówczas jeszcze nie na pełną skalę. Cały czas jesteśmy obecni na froncie. Od 24 roku byliśmy na pierwszej linii pod Chersoniem, gdy miasto zostało odbite, przenieśliśmy się do Donbasu. Teraz nasz zespół pracuje w oblężonym niemalże Sołedarze. Wczoraj stamtąd wróciłem - powiedział Damian Duda.

 

ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Zełenski ostrzega przed ofensywą Rosjan. "To będzie ostateczna porażka"

 

Dodał, że na miejscu wciąż są polscy medycy, którzy "pracują pod gradem kul". - Sam Sołedar to miejscowość górnicza, jest tam niewiele budynków co sprawia, że obrońcy nie bardzo mają się gdzie chować. Miasto jest cały czas ostrzeliwane, snajperzy pokrywają ogniem wszystkie kwartały - mówił. 

 

Dodał, że praca tam jest "niemalże pracą w piekle".

 

WIDEO: Polscy medycy w Ukrainie. Damian Duda opowiada o wyzwaniach na froncie.

 

"Nie możemy pozwolić, by lęk nas sparaliżował"

Pytany o to, czy rosyjskie ostrzały również są skierowane wobec nich, jako medyków, powiedział: - Wojsko rosyjskie od samego początku nie miało żadnego respektu dla punktów polowych, medyków, karetek. Medycy cały czas są ostrzeliwani. Cztery dni temu odłamek 20 cm obok mojej głowy uderzył w ścianę budynku. 

 

Przytoczył też przykład innego z medyków. Rozmawiał on z Ukraińcem, któremu "odłamek uderzył w głowę". - Tam nie ma miejsc bezpiecznych, są bardziej i mniej zagrożone, ale cały czas mówimy o niebezpieczeństwie - powiedział.

 

- My nie możemy dać się sparaliżować lękiem, bo to może kosztować życie osoby, której nie udzielimy pomocy. Co innego strach, on jest dobry. Sprawia, że człowiek uważa, tworzy pewną granicę, której staramy się nie przekraczać - stwierdził.

 

Pytany o to, jak zmieniło się oblicze wojny przez ostatnie 10 miesięcy odpowiedział, że stała się bardziej bezwzględna. - Znaleźliśmy żołnierza, który miał wycięte serce. Rosjanie nie tylko go zabili, ale też wzięli trofeum - mówił.

 

- Zdarzają się też sytuacje, że pod osłoną nocy Rosjanie wchodzą w okopy, i bez ani jednego wystrzału wyżynają, czasami nieostrożnych, Ukraińców - opisał.

"Są tacy, którzy rezygnują"

Mówiąc o wolontariuszach, którzy decydują się wyjechać do Ukrainy, stwierdził, że "są osoby, które mają wiedzę z poligonu, doskonałe umiejętności medyczne, a po dojechaniu na miejsce spotykają się z chaosem, hukiem, i zapachem wojny, po czym stwierdzają, że to jednak nie jest dla nich i rezygnują".

 

- Ale są też osoby, które stwierdzają, że cena jaką mogą zapłacić jest niczym w porównaniu do liczby osób, które udało, a zapewne jeszcze uda się uratować - mówił.

 

ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Rosyjska rakieta wybuchła w czasie relacji na żywo. Reakcja dziennikarza

 

Zapewnił też, że "będą rozbudowywać ochotniczy zespół". 

 

Dodał, że w mediach społecznościowych chcą pokazać jak wygląda ich praca, ale też sama wojna. - Ona nie jest czarna albo biała, ma całe mnóstwo odcieni szarości. Chcemy pokazać ją taką, jaka rzeczywiście jest. Naszymi oczami - powiedział.

 

mst/map / Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie