Wielka Brytania. Babcia miała dość gotowania za darmo. Pobrała od rodziny opłatę za święta
63-letnia Brytyjka z Cardiff postanowiła pokryć koszty organizacji świątecznej kolacji z kieszeni zaproszonych na tę okazję bliskich. Stawka pobierana od rodziny nie jest jednak dla wszystkich taka sama - im młodsze pokolenie, tym płaci mniej. Seniorka w wywiadzie dla BBC przyznała, że nie liczy na zysk, a sam sposób pobierania opłaty jest "bardzo sprawiedliwy".
Pewna babcia z miejscowości Fairwater w Cardiff (Wielka Brytania) wpadła na pomysł zmniejszenia finansowego ciężaru związanego z obecnością rodziny podczas Bożego Narodzenia i zdecydowała o nałożeniu na swoich krewnych specjalnej opłaty.
63-letnia Caroline Duddridge opracowała system, od którego zależy wysokość opłaty za uczestniczenie w tradycyjnej świątecznej wieczerzy. W tym roku suma zebranych w ten sposób środków wyniosła 180 funtów (ok. 950 zł). Pieniądze ze składek mają pomóc gospodyni w choć częściowym załataniu budżetu po świątecznych zakupach dla jej pięciorga dorosłych dzieci i ich bliskich.
- Są tacy, którzy porównują mnie do Scrooge'a (główny bohater powieści Charlesa Dickensa "Opowieść wigilijna" - red.), ale moi przyjaciele uważają, że to całkiem dobry pomysł - przyznała w rozmowie z BBC Duddridge.
Nie chciała sama płacić za przygotowanie świąt. Ogłosiła rodzinny "cennik"
Wyjaśniła, że śmierć męża w 2015 roku spowodowała uszczuplenie dochodów na utrzymanie jej gospodarstwa domowego o połowę. Początkowo poprosiła krewnych o regularne odkładanie niewielkich kwot pod koniec każdego roku, ale pilnowanie tego stało się dla niej uciążliwe.
- Powiedziałam moim dzieciom: "no tak, to kosztuje dużo pieniędzy, więc przygotuję słoiczek, abyście mogli odłożyć po dwa funty od września". Brzmi dobrze, prawda? Ale po pewnym czasie trudno było wyegzekwować opłaty, było kilku maruderów, a cały proces przekazywania funduszy okazał się nieco "chaotyczny" - żaliła się wdowa z Cardiff.
Aby zapobiec kręceniu nosem członków jej rodziny, asystentka dydaktyczna z zawodu zdecydowała o obciążeniu swoich dwóch synów kwotą po 15 funtów, a trzech córek po 10 funtów, podczas gdy jej czwórka wnucząt w wieku pięciu i więcej lat zapłaciła "od łebka" po pięć funtów. Najmłodsi - dwoje trzyletnich wnucząt musiało "wyłożyć" po 2,5 funta. Każda składka miała zostać przelana na rachunek bankowy organizatorki kolacji.
Babcia opracowała system opłat. Swój pomysł ocenia jako "bardzo sprawiedliwy"
Wyjaśniła, że pobiera więcej opłat od synów, ze względu na ich pełnoetatową pracę, podczas gdy córki pracują na pół etatu i opiekują się swoimi rodzinami.
- Przynajmniej w ten sposób mam trochę autonomii w kwestii tego, co mogę kupić - uzasadniała swój pomysł na pobieranie daniny za kolację. Wcześniej to rodzina przynosiła część składników na posiłek, co kończyło się "setkami kiełbasek i workami ziemniaków" w spiżarni, których nikt nie był w stanie zjeść.
ZOBACZ: "Interwencja". Wielodzietna rodzina spędzi pierwsze święta w nowym domu
- Pozwala to zaoszczędzić na marnowaniu żywności, co jest kolejną ważną rzeczą - zauważyła. - Dlaczego to gospodarz miałby ponosić cały ciężar finansowy? - zastanawiała się pani domu. - Mam tylko nadzieję, że ludzie nie pomyślą, że to okropna rzecz, tylko przyznają mi rację. To bardzo sprawiedliwe. Nie mam na celu osiągnięcia zysku, robię to tylko po to, by trochę pomóc sobie w pokryciu kosztów - usprawiedliwiała się Duddridge.
Czytaj więcej