Ukraina. Polscy medycy na linii frontu. "Tutaj o geopolityce się nie rozmawia"
Tutaj istotne jest czy następnego dnia będę miał co jeść, czy będę miał możliwość się wyspać, by skutecznie walczyć. Tutaj istotne są nazwiska, które przechodzą do wykazu poległych. Tutaj o geopolityce się nie rozmawia - powiedział w Polsat News Damian Duda, szef ochotniczego zespołu medyków pola walki na ukraińskim froncie.
W przeddzień wigilii Świąt Bożego Narodzenia Mateusz Lachowski reporter Polsat News relacjonował, jak wygląda życie w stolicy Ukrainy.
- Większość mieszkańców Kijowa będzie obchodzić święta 6 i 7 stycznia, ale część jutro tak, jak my będzie miało wigilię. W Kijowie są miejsca, gdzie jest postawiona choinka, niektórzy robią duże zakupy, ludzie starają się rozpaczliwie wrócić do normalności - przekazał.
- Nie wszędzie jest taka sytuacja. W nocy przyjechałem z Charkowa, a wcześniej z Donbasu. Tam sytuacja jest zupełnie inna - mówił. - Cały czas trwa ostrzał, cały czas istnieje ryzyko utraty życia - dodał.
WIDEO: Święta w Ukrainie
"Sytuacja zmienia się z godziny na godzinę"
Kilka kilometrów od pierwszej linii frontu znajduje się Damian Duda, szef ochotniczego zespołu medyków pola walki na ukraińskim froncie. - Sytuacja zmienia się z godziny na godzinę, terytoria przechodzą z rąk do rąk w przeciągu kilkunastu godzin - przekazał.
ZOBACZ: Kardynał Kazimierz Nycz: Dziś bardziej wyobrażam sobie podróż papieża do Kijowa lub Moskwy
W miejscu, w którym znajduje się Duda nie ma ludności cywilnej. - To jest zbyt ciężki odcinek, dochodzi tu do zbyt dużej ilości ostrzałów, żeby ludność cywilna mogła dalej funkcjonować - powiedział. - Póki co naród ukraiński walczy, ale bez całej logistyki, bez broni w pewnym momencie ta walka nie będzie możliwa - dodał.
Szef ochotniczego zespołu medyków pola walki na ukraińskim froncie został również zapytany, jak wygląda praca na miejscu.
- Naszym zadaniem jest utrzymać przy życiu żołnierzy, który zostanie ranny na polu walki. Jesteśmy medykami bojowymi, co oznacza, że w chwili, gdy żołnierz dozna ran, na skutek postrzału czy na skutek artylerii, to opatrzyć tego żołnierza, ustabilizować go w transporcie i dowieźć go żywego do punktu ewakuacji medycznej lub do punktu stabilizacji życia. To nie jest łatwe - przekazał.
WIDEO. Ukraina. Relacja z frontu: Sytuacja zmienia się z godziny na godzinę
Na problemy w transporcie rannych żołnierzy wpływają warunki pogodowe. Teraz, gdy na ulicach pojawiło się błoto, ewakuacja rannych wydłużyła się nawet do 6 czy 8 godzin. - Kilka dni temu pojechaliśmy po rannych, których nie mogliśmy odebrać, bo pozycje były tak ostrzeliwane przez artylerie, że ranni przez dłuższy czas musieli siedzieć w okopach. Z trzech rannych niestety dwóch nie przeżyło - przekazał.
"Tutaj o geopolityce się nie rozmawia"
Zapytany o to, jak na froncie odbierana jest zapowiedź przekazania systemów Patriot Ukrainie odpowiedział, że "tutaj o geopolityce się nie rozmawia". - Tutaj istotne jest czy następnego dnia będę miał co zjeść, czy będę miał możliwość solidnie się wyspać, by skutecznie walczyć. Tutaj istotne są imiona i nazwiska, które przechodzą do wykazu poległych. Tutaj o geopolityce się nie rozmawia, co nie znaczy, że się jej nie zauważa, co nie znaczy, że nie ma się świadomości, że ta pomoc jest - przekazał.
ZOBACZ: Błaszczak: Patriot pozwoli Ukrainie bronić się przed rosyjskimi atakami terrorystycznymi
- Wśród chłopaków na miejscu widać zagraniczne uzbrojenie, a nawet niektórzy żołnierze noszą flagi obcych państw na swoich mundurach, co jest wyrazem głębokiej sympatii. Dominują flagi polskie i amerykańskie. Głośno się o tym nie mówi, ale sympatia jest widoczna - mówił.
Jak dodał, we frontowym mieście Bachmut (obwód doniecki) wciąż znajdują się cywile. - Bardzo dużo obywateli ukraińskich zostało, mieszkają teraz w piwnicach. To są ludzie, którzy nie znają innego świata, nie znają innych miast, innych realiów życia. Na chwilę obecną Bachmut nadal jest miastem frontowym, Rosjanie są u jego bram. Udało odbić się te ulice, do których Rosjanom udało się wedrzeć - przekazał.