Przewodów. Ekspert o wybuchu: To było paliwo pozostałe w rakiecie
Marcin Samsel, ekspert ds. bezpieczeństwa mówił w "Debacie Dnia", że w Przewodowie mogło dojść do wybuchu paliwa pozostałego w rakiecie zestrzelonej przez Ukrainę. Uważa on także, że atak rosyjski może mieć związek z położonym niedaleko interkonektorem energetycznym, łączącym sieci polską i ukraińską.
Marcin Samsel, ekspert do spraw bezpieczeństwa powiedział w "Debacie Dnia", że zdjęcia leja powstałego po upadku rakiety w Przewodowie nie wskazują, by doszło do "trafienia" i spowodowanej nim eksplozji.
Wybuch paliwa pozostałego w rakiecie?
- Rozmawiałem ze specjalistami z tej dziedziny, gdyby rakieta uderzyła, trochę inaczej wyglądałoby samo miejsce, gdzie to spadło. Najprawdopodobniej był to wybuch resztek paliwa tej rakiety - powiedział Samsel.
- Rakieta, którą wystrzelili Rosjanie z samolotu nad Morzem Kaspijskim, zaprogramowana była na cel bardzo blisko polskiej granicy. Stąd próba jej zestrzelenia przez rakietę (ukraińską) S-300 odbyła się bardzo blisko Polski - powiedział Marcin Samsel.
ZOBACZ: Paweł Szefernaker: Ofiary eksplozji w Przewodowie mogą mieć państwowy pogrzeb
Obaj eksperci zgodzili się, że prawdziwe okoliczności zdarzenia ujawni śledztwo.
- Dochodzenie jest ważne, żeby uniknąć takich sytuacji w przyszłości - powiedział komandor Maksymilian Dura.
Eksperci: Czyja to rakieta?
- Ukraińcy nie do końca twierdzą, że to nie była ich rakieta S-300. Oni tylko kwestionują, że w miejscu, w którym ich szczątki rakiety zostały znalezione, powinny znajdować się również szczątki rakiety rosyjskiej, którą oni strącili - powiedział Marcin Samsel.
Wyjaśnił, że ze słów polityków ukraińskich wynika, że "oni są pewni, że oni tę rosyjską rakietę zestrzelili".
- Sugerują, że trajektoria lotu rakiety rosyjskiej była taka, że miała uderzyć w cel albo na granicy albo tuż przed nią lub nawet tuż za polską granicą. Ukraińcy tylko i wyłącznie to sugerują - mówił ekspert. Nie potrafił jednak wyjaśnić, w jakim celu się to odbywa.
ZOBACZ: Rakieta w Przewodowie. Andrzej Duda rozmawiał z szefem CIA o ogólnej sytuacji bezpieczeństwa
Przypomniał, że eksperci i analitycy zakładali wcześniej prowokacje polegające na trafieniu terytorium NATO po to "by sprawdzić reakcję Sojuszu, systemów antyrakietowych obrony przeciwlotniczej, a równocześnie jakie decyzje polityczne NATO podejmie".
- Nawet jeżeli to było intencjonalne wystrzelenie rakiety w pobliżu polskiej granicy przez Rosję, to my się tego nie dowiemy - zaznaczył kmdr Maksymilian Dura, ekspert portalu Defence24.pl.
W pobliżu miejsca wybuchu jest interkonektor
Komandor Dura uważa, że dopuszczenie strony ukraińskiej do śledztwa mogłoby przynieść dobre efekty.
- Być może Ukraińcy posiadają coś, co rzeczywiście może zmienić tę narrację, która jest pokazywana, że to była rakieta ze strony ukraińskiej. Pamiętajmy, że system S-300 jest także na wyposażeniu armii rosyjskiej - przypomniał kmdr Dura. jego zdaniem trzeba zaczekać na wyniki dochodzenia.
Samsel nie wyklucza, że Przewodowie znajdują się szczątki obu rakiet ukraińskiej i zestrzelonej przez nią rosyjskiej.
ZOBACZ: Rosja planuje kolejne potężne bombardowanie Ukrainy. Użyje tych rakiet
Przypomniał jednocześnie, że nowe światło może rzucić na zdarzenia z Przewodowa fakt, że w pobliżu miejscowości znajduje się interkonektor energetyczny, sieć łącząca Polskę z Ukrainą.
- Możemy sobie wskazywać, że najprawdopodobniej możliwym celem tego ataku rosyjskiego, wystrzelenia tej rakiety KH 101 znad Morza Kaspijskiego był właśnie ten interkonektor, by przerwać połączenie energetyczne między Polską a Ukrainą i żeby żaden z tych krajów nie mógł wspomagać się odstąpieniem nadwyżki energii. To jest wszystko zgodne z polityką Rosjan i Putina: głodno, ciemno, zimno - powiedział.
WIDEO - Eksperci w "Debacie Dnia": NATO "widziało" rakiety
Niemożliwa reakcja na nadlatującą rakietę
Marcin Samsel nie ma wątpliwości, że bliskość granicy, miejsce, w którym doszło do zdarzenia, wymagany czas reakcji, przyczyniły się do tego, że było niemożliwym, by strącić rakietę.
- Nie ma systemów rakietowych w stu procentach skutecznych, zdolnych pokryć cały kraj, zestrzelić wszystkie rakiety wpadające na jego terytorium - powiedział Marcin Samsel.
ZOBACZ: Przewodów: Polski dyplomata w rosyjskim MSZ. Zacharowa komentuje
- Nie było takiej szansy, by uniknąć tego zdarzenia - zgodził się z nim kmdr Maksymilian Dura. Dodał, że groźba takiego zdarzenia wisiała nad Polską od początku wojny w Ukrainie.
Dodał, że eksperci spodziewali się, że np. jakaś rakieta przeleci przez terytorium, które miała zaatakować i uderzy w Polskę, bo rosyjskie rakiety są "stare i nie są zbyt celne". - To samo dotyczy ukraińskiego uzbrojenia przeciwlotniczego - dodał.
Radary NATO widziały obie rakiety
- Jedna i druga rakieta były widziane przez polskie radary i radary systemu AWACS samolotu, który latał nad Polską. Od Helsinek po Bukareszt wszyscy dokładnie te rakiety widzieli - powiedział Marcin Samsel. - System AWACS potrafi rozróżnić rakietę swój-obcy, "widzi" co jest samolotem, dronem, rakietą, widzi trajektorię lotu i może ją zaprojektować. Przyjmijmy, że wojska natowskie widziały, co się działo - powiedział Samsel.
Komandor Maksymilian Dura, jako specjalista ds. radiolokacji uważa jednak, że polskie wojsko nie widziało rakiety, bo przeszkodził w tym tzw. horyzont radiolokacyjny, który sprawia, że "wszystkie stacje radiolokacyjne, które są wykorzystywane przez polskie siły zbrojne mają takie ograniczenie, że widzą cele powietrzne na niskich wysokościach, dosyć blisko".
ZOBACZ: Wybuch w Przewodowie. Wołodymyr Zełenski: Nie mam wątpliwości, że to nie był nasz pocisk
- W związku z tym polskie systemy nie mogły śledzić tej rakiety, tak jak mógł ją śledzić samolot wczesnego ostrzegania, który krążył w tym czasie nad wschodnią Polską. Ten samolot niewątpliwie widział te rakiety. Nie jestem jednak przekonany, aby wiedziało o tym całe NATO, dlatego, że my nie mamy w tej chwili takiego systemu, który by alarmował kraje NATO, że coś leci - powiedział.
- AWACS wiedział, dowództwo natowskie być może wiedziało, natomiast na pewno nie wiedziało o tym dowództwo obrony przeciwlotniczej Polski. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, że nie było w gotowości bojowej takiej i z takim wyposażeniem, żeby pozwoliło to zestrzelić ten obiekt, który nadlatywał - powiedział kmdr Dura. Przypomniał też, że rakieta spadła kilka kilometrów od granicy, co dawałoby czas reakcji wielkości kilkunastu- kilkudziesięciu sekund.
- Wojna powinna być prowadzona tak, aby zachować pewną strefę bezpieczeństwa, która nie pozwoli zaatakować państwa niebiorącego udziału w konflikcie zbrojnym. Nawet na Bliskim Wschodzie się trzyma tej zasady - mówił kmdr Dura.
Konieczna tymczasowa tarcza przeciwrakietowa
- Najprostszy sposób uniknięcia takich konsekwencji konfliktu, to wymuszenie na Rosji, by nie atakowała obszarów odległych o kilkadziesiąt kilometrów od granicy krajów natowskich, mówimy nie tylko o Polsce, ale o Słowacji, Rumunii i o Węgrzech - powiedział Dura. Zaznaczył, że jest to mało prawdopodobne.
- Niewątpliwym krokiem mogłoby być stworzenie tymczasowej, miejscowej tarczy antyrakietowej zdolnej do atakowania celów zbliżających się do terytorium natowskiego - mówił Dura.
ZOBACZ: Wybuch rakiety w Przewodowie. Robert Winnicki o "braku reakcji rządu". Marszałek stanęła w obronie
Jego zdaniem musiałaby ona razić cele na terytorium Ukrainy, na co musiałby wyrazić zgodę Kijów. - Ale myślę, że Kijów by na to poszedł - powiedział.
- Wymagałoby to także nacisku na stronę rosyjską, która musiałaby być przekonana, że to nie jest związane z przejściem żołnierzy natowskich na terytorium Ukrainy, bo to byłoby już wywołaniem konfliktu - dodał.
Czytaj więcej