Kremacja coraz popularniejsza w Polsce. W niektórych miastach to ponad 50 proc. pochówków
Coraz częściej decydujemy się na kremację. Pochówek w urnach z roku na rok staje się popularniejszy. Rodzina zmarłego nie musi się martwić o miejsce na cmentarzu, którego zaczyna brakować. Wiele osób zalega też z opłatami za utrzymanie grobów, stąd na tysiącach mogił pojawiły się tabliczki "grób do likwidacji".
Na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie przybywa kolumbariów. Niszę na urnę w jednym z nich wykupiła Barbara Smolarek
- Mama moja zawsze chciała być skremowana i mówiła o tym od co najmniej 30 lat - tłumaczy.
Wzrost popularności pochówków urnowych
Zainteresowanie spopielaniem w ostatnim czasie bardzo wzrosło.
W latach 90-tych ten odsetek pochówków urnowych wynosił pół procenta. W tej chwili można śmiało już powiedzieć, że sięga 50 proc. - przekazuje Patrycja Ćwikała z Zarządu Cmentarzy Komunalnych w Krakowie.
Tak jest w stolicy małopolski, podobnie jest także w Trójmieście.
- Na ten moment jest to 58 procent. Z roku na rok można powiedzieć, że jest to jeden procent wzrostu pochówków urnowych - informuje kierownik gdańskiego cmentarza, Sylwia Zalewska.
"Zasiłek nie pokrywa nawet w połowie kosztów pogrzebu"
Na decyzję o kremacji coraz częściej wpływają względy finansowe.
- Można powiedzieć, że pogrzeb kremacyjny jest o jedna trzecią tańszy od tradycyjnego - ocenia Zbigniew Baran, właściciel firmy pogrzebowej Karawan.
ZOBACZ: Wszystkich Świętych. Rozpoczęła się policyjna "Akcja Znicz"
Natomiast wysokość zasiłku pogrzebowego to cztery tysiące złotych. Wartość ta nie wzrosła od 11 lat. Jak wyjaśnia Baran, obecny zasiłek nie pokrywa nawet w połowie kosztów pogrzebu.
Koszt tradycyjnego pogrzebu waha się od sześciu tysięcy do nawet 19 tysięcy złotych. Na cenę składa się: odebranie i przewóz ciała, przygotowanie ciała do pogrzebu, organizacja ceremonii, zakup trumny i miejsce na cmentarzu - a o nie coraz ciężej.
- Cmentarze są bardzo mocno zapełnione. Księża bardzo często muszą dokupować ziemię, żeby te cmentarze poszerzać - mówi rzecznik krakowskiej kurii Łukasz Michalczewski.
ZOBACZ WIDEO: Polacy coraz częściej decydują się na kremację
"Grób do likwidacji"
Za wykupione już miejsce wciąż trzeba jeszcze płacić.
- Po 20 latach należy wnieść opłatę przedłużającą ważność grobu - wyjaśnia Sylwia Zalewska.
Dlatego na tysiącach grobów przed pierwszym listopada pojawiły się tabliczki z napisem "grób do likwidacji".
ZOBACZ: Oszustwo na "niesprzedane chryzantemy". Chciał wyłudzić ponad 700 tys. zł
Wszystko dlatego, że coraz więcej osób nie płaci za utrzymanie grobu. Tak jest między innymi w Koszalinie.
- W tym roku wystawiliśmy około 800 tabliczek. W latach wcześniejszych było to w granicach 400-500 - mówi kierownik administracji cmentarza w Koszalinie Agata Madalińska-Zając.
Płatność można rozłożyć na raty
Opata za nienaruszalność grobu na 20 lat to średnio od 1000 do 1500 złotych - w zależności od miasta, wielkości nagrobka i liczby osób w nim pochowanych. Jeśli opłata nie wpłynie oznacza to, że po upływie dwudziestu lat i jednego dnia ten grób może być wykorzystany do kolejnych pochowań.
Zarządcy cmentarzy zazwyczaj dają kilka miesięcy na wniesienie opłaty. Można też poprosić o rozłożenie opłat na raty: na dwie raty po dziesięć lat lub na więcej rat.
Tabliczki działają i to nie tylko na wyobraźnie. Po pierwszym listopada 80 procent zaległości jest regulowanych.
Czytaj więcej