Kisielnica. Zadzwonił na numer alarmowy i powiadomił o wypadku. Prawda okazała się zupełnie inna

Polska
Kisielnica. Zadzwonił na numer alarmowy i powiadomił o wypadku. Prawda okazała się zupełnie inna
Polsat News
W Kisielnicy nie doszło do wypadku. Kierowca może mieć kłopoty.

19-letni kierowca, któremu zabrakło paliwa, nie mógł zadzwonić po pomoc do znajomych, bo miał przy sobie telefon bez karty sim. Postanowił więc wybrać numer alarmowy i zgłosić wypadek. Przybyłym na miejsce policjantom przyznał w końcu, że do żadnego wypadku nie doszło.

Kierowca jadący przez Kisielnicę (woj. podlaskie) zadzwonił w sobotę na numer 112 i wezwał pomoc, twierdząc, że miał wypadek.

Zgłosił wypadek, nie wiedział gdzie

 - Było zgłoszenie wypadku drogowego. Młody człowiek dzwoniący na numer alarmowy i informujący, że uległ wypadkowi - powiedział Polsat News podinspektor Tomasz Krupa, rzecznik podlaskiej policji.

 

Na miejsce pojechał patrol policji, dwa wozy bojowe straży pożarnej i dwie karetki pogotowia ratunkowego. Okazało się jednak, że auto stoi na poboczu i nie ma śladów niebezpiecznego zdarzenia.

 

ZOBACZ: Wielkopolskie. Śmiertelny wypadek na drodze. Kierowca transmitował go w sieci

 

- Na miejscu policjanci zastają młodego człowieka siedzącego w samochodzie, za kierownicą i absolutnie nie znajdują żadnych śladów świadczących o tym, że doszło do jakiegokolwiek zdarzenia drogowego - powiedział rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

 

Według policjanta informacja przekazana na miejscu przez młodego kierowcę świadczyła jednak o tym, że mogło się coś stać. Mężczyzna skarżył się bowiem na ból nogi. Dlatego został zbadany przez ratowników medycznych.

 

Policjanci zaczęli pytać mężczyznę o to, co właściwie się stało.

 

- Wtedy kierowca przyznał, że do zdarzenia w Kisielnicy wprawdzie nie doszło, ale coś się miało wydarzyć około 40 km dalej w zupełnie innej okolicy oraz innym powiecie. Kierowca miał wpaść tam autem do rowu, gdy jechał drogą krajową.

 

WIDEO - Stanął w szczerym polu, wezwał służby do... wypadku

 

Dzwonił, bo skończyło mu się paliwo

- Tam również pojechała załoga ruchu drogowego, po to, żeby tę informację potwierdzić. Policjanci nie odnaleźli żadnych śladów - powiedział rzecznik.

 

Kierowca, dopytywany przez funkcjonariuszy, zmieniał wersję zdarzeń. - W końcu na jaw wyszedł powód wezwania. Okazało się, że 19-latkowi skończyło się w samochodzie paliwo. Miał przy sobie telefon bez karty sim. A jedyny numer, na jaki mógł zadzwonić, to numer alarmowy - powiedział rzecznik.

 

ZOBACZ: Biała Podlaska. Śmiertelny wypadek na obwodnicy. Renault uderzyło w ciężarówkę

 

19-latek powiedział policjantom, że nie chciał spowodować "aż takiego zamieszania i myślał, że na miejsce przyjadą tylko policjanci, którzy mu pomogą".

 

- Zorientował się, że przybyły wszystkie służby ratujące życie, gdy było już za późno - powiedział Krupa.

Może ponieść koszty niepotrzebnej interwencji

Kierowca może mieć kłopoty. Policjanci prowadzą bowiem postępowanie związane z bezpodstawnym wezwaniem służb.

 

- Załogi, które pojechały w tamto miejsce mogły być potrzebne w innej sytuacji, gdzie naprawdę byłoby zagrożone życie i zdrowie - powiedział Krupa.

 

ZOBACZ: Byszyce: Tragiczna śmierć strażaka. Druh OSP spadł z kosza podczas wycinki gałęzi

 

- Totalny brak wyobraźni - mówił rzecznik podlaskiej policji.

 

- Mężczyzna musi się liczyć z odpowiedzialnością przed sądem w związku z popełnionymi wykroczeniami. Musi się także liczyć z tym, że będzie musiał pokryć koszty tej całej interwencji, a mogą one sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych - dodał rzecznik.

 

hlk/pgo / Polsatnews.pl / Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie