"Interwencja": Centymetry od śmierci. Brutalny atak na taksówkarkę w Zakopanem
Brutalny atak z nożem na taksówkarkę w Zakopanem i zastanawiająca bierność śledczych. Pani Elżbiet twierdzi, że żyje tylko dzięki temu, że odruchowo odsunęła głowę od ostrza. Mimo świadków i zatrzymania nożownika tuż po zdarzeniu, cieszy się on wolnością. Materiał "Interwencji".
Pani Elżbieta mieszka w Zakopanem, od trzech lat pracuje jako taksówkarka. Do dziś nie może zapomnieć wydarzeń, które rozegrały się 25 sierpnia przed jednym z hoteli. Tuż po północy do jej busa wsiadło pięć kobiet. Nim odjechała, do jej samochodu podbiegł nieznany mężczyzna.
ZOBACZ: "Interwencja". Pracował w kopalni - na emeryturze został bez węgla
- Otworzył mi drzwi i chciał wsiąść do samochodu. Ja mówię, że nie, bo mam kurs i nie mogę go zabrać. A on na siłę się wpychał. Zwyzywał mnie. Odpowiedziałam mu, że takich niech szuka w rodzinie. W tym momencie on wskoczył do auta. Nie wiem, co powiedział, tylko zobaczyłam nóż przed głową - relacjonuje pani Elżbieta.
- W momencie kiedy on wpadł z tym nożem do samochodu, a ona zobaczyła nóż, nastąpił odruch bezwarunkowy - odskoczyła głową. Żona miała dużo szczęścia, że uciekła spod tego noża, zdążyła odchylić głowę - mówi pan Wojciech.
- To były centymetry, że tego noża nie miałam w głowie - dodaje taksówkarka.
Mówił: "wiwat Putin, j.... Ukraińców"
Naocznym świadkiem ataku był Tunezyjczyk, który pracuje w jednym z zakopiańskich hoteli. Mężczyzna widząc, że napastnik usiłuje zadać bezbronnej kobiecie ciosy nożem, zadzwonił po policję.
- Otworzył drzwi, wsiadł do środka i widziałem zamachy z góry. Wyciągnął ten nóż i mnie też chciał zaatakować. Tylko był odstęp, dzieliły nas dwa metry. Groził mi. Mówił: wiwat Putin, j… Ukraińców - opowiada pan Yassine, naoczny świadek zdarzenia.
ZOBACZ: "Interwencja": Smród, alkohol i pluskwy. Mają dość uciążliwego lokatora
- On jak wpadł do samochodu, to była furia, bo go nie chcę zabrać. A ja mam trójkę dzieci. I te dzieci mi się pokazały przed oczami. Odpaliłam auto i uciekłam. On biegł za mną - wspomina pani Elżbieta.
- Dwa radiowozy przyjechały bardzo szybko. Od razu go zatrzymali. On mówił, że nie ma noża, ale wyciągnęli z plecaka. Kajdanki i zabrali go - dodaje pan Yassine.
Reportaż "Interwencji" można obejrzeć tutaj.
Napastnik na wolności
Napastnik to 30-letni Kamil K. z Konina w województwie wielkopolskim. Usłyszał dwa zarzuty: kierowania gróźb karalnych i zniszczenia mienia. Zakopiańska prokuratura nie zawnioskowała do sądu o areszt i mężczyznę wypuszczono na wolność.
Tunezyjczyk będący naocznym świadkiem zdarzenia nie został jeszcze przesłuchany.
- Nawet telefonu nie dostałem. Nie byłem przesłuchany ani przez policję, ani prokuraturę. Nie wiem, czy można powiedzieć, że jest bezpiecznie w Zakopanem, bo prokuratura nic nie robi, jakby nic się nie stało. Czeka, żeby ktoś zginął? - pyta pan Yassine.
ZOBACZ: "Interwencja": Zrabowali miliony i uciekli. Kulisy największego napadu ostatnich lat
- W postępowaniu ważna jest dynamika. Zasadnym wydaje się przesłuchanie naocznego świadka jak najszybciej, żeby zeznania były świeże, żeby się nie zatarły - podkreśla adwokat Aleksandra Cempura.
- On powinien iść na sankcje, przesiedzieć trzy miesiące. Normalny człowiek jak wypije, nie chodzi z nożem i nie atakuje ludzi - zaznacza pani Elżbieta.
"Może zaatakować kolejnego kierowcę"
- Bardzo nas, środowisko taksówkarskie, ta sprawa zbulwersowała. Zaatakował taksówkarza i prokuratura powinna natychmiast zająć się sprawą, nie zwlekać. Taka osoba czuje się bezkarna i może zaatakować kolejnego kierowcę - podkreśla Krzysztof Kocan, zakopiański taksówkarz.
ZOBACZ: "Interwencja". Honorowy obywatel miasta marznie w mieszkaniu
Jedziemy do Konina. Kamila K. nie zastajemy w mieszkaniu. Najbliżsi sąsiedzi twierdzą, że mężczyzna rzadko się w nim pojawia. Kontaktu z nim nie mają.
Próby kontaktu z mężczyzną nie przyniosły rezultatu. Mężczyzna nie odebrał telefonów. A pani Elżbieta przez to, że napastnik przebywa na wolności, boi się o własne bezpieczeństwo.
- Zakopane jest małym miastem, jest to miasto turystyczne, sporo gości przyjeżdża, imprezuje. I do tego dojdzie, że my będziemy się bali wyjść na drogę, jeżeli organy ścigania nie zrobią nic z takimi osobami - podsumowuje Pan Wojciech, mąż pani Elżbiety.
Czytaj więcej