Lublin: Przedszkole zamówiło mszę. Ksiądz mówił o samobójcach i "straszył diabłem"
Ksiądz opowiadał o samobójstwach i o tym, że "ludzie wieszają się w piwnicach i na strychach, czyli miejscach, które nie zostały poświęcone". Nabożeństwo odbywało się w intencji "dzieci, rodziców i nauczycieli przedszkola". Rodzice i dyrekcja są oburzeni. - To, co usłyszałem, zmroziło mnie i zbulwersowano - cytuje "Dziennik Wschodni" jednego z rodziców, który wraz z córką brał udział w mszy.
Przedszkole nr 63 w Lublinie każdego roku zamawia mszę "w w intencji dzieci, rodziców, nauczycieli i pracowników" w kościele przy ul. Jana Pawła II. W tym roku jednak słowa, które padły z ambony wywołały oburzenie, tak wśród rodziców, jak i nauczycieli.
- Gdybyśmy wiedzieli, o czym będzie mowa, to nikt nie zabrałby dzieci do kościoła - powiedziała Ewa Wójtowicz, zastępca dyrektora przedszkola.
Ksiądz mówił o medalikach, które "parzą diabła"
Tak ostra reakcja osób, które były na nabożeństwie wywołały słowa księdza, który z ambony mówił "o samobójstwach, o tym, że te osoby wieszają się m.in. w piwnicach i na strychach czyli miejscach, które nie były poświęcone". - To była makabra, zmroziło mnie i zbulwersowało - powiedział jeden z rodziców, który razem z 6-letnią córką był na mszy.
ZOBACZ: Egipt: W kościele wybuchł pożar. Wiele ofiar
- Ksiądz opowiadał też o tym, że jak policjanci przyjeżdżają na miejsce, to okazuje się, że samobójcy nie mają przy sobie medalików, że trzeba mieć taki medalik zaszyty w ubraniach, bo on "parzy szatana" - powiedział.
- To była msza egzorcystyczna - mówił inny z rodziców.
Dyrekcja: Nie miałyśmy pojęcia, że to będzie tak wyglądać
Wściekli i oburzeni rodzice interweniowali w przedszkolu. Dyrekcja tłumaczy, że nie miała pojęcia o czym będzie mówił ksiądz. - Absolutnie nie miałyśmy pojęcia, że to będzie tak wyglądać. Msza za nasze przedszkole była zamawiana 4 września, wtedy intencja była tylko jedna (ostatecznie było ich dziewięć - red.). Do tego byłyśmy zapewniane, że msza będzie dla dzieci - mówiła dyrektora Magdalena Bielak, cytowana przez "Dziennik Wschodni".
- To co się zadziało jest skandalem - dodała.
ZOBACZ: Skarpeta Jana Pawła relikwią. To nie żart
Tradycja zamawiania nabożeństw "w intencji dzieci, rodziców, nauczycieli i pracowników przedszkola" trwa od lat. I jak wyjaśnia dyrekcja, dotychczas współpraca była dobra. - Wystawialiśmy jasełka, dzieci uczestniczyły w konkursach, a prace przedszkolaków były wystawiane w parafii - mówiła Magdalena Bielak.
- Tym razem msza nie miała nic wspólnego z zamawianą przez nas intencją, to nie były treści przeznaczone dla małych dzieci. Zarówno mowa, jak i postawa księdza były agresywne. Mówił o samobójstwach, pijaństwie i żyletkach. Cała msza była straszeniem diabłem. Zastanawiam się, czy w tej sytuacji kontynuować tradycję zamawiania mszy - tłumaczyła.
Magdalena Bielak zapewniła, że "nie zostawią tak tej sprawy i będą wyjaśniać, jak do tego doszło".
Proboszcz przeprasza i mówi o nieporozumieniu
Ks. proboszcz Tadeusz Pajurek twierdzi, że "musiało dojść do jakiegoś nieporozumienia". - O tym, że do wtorkowej mszy św. o godzinie 18 dołączona będzie intencja przedszkola, dowiedziałem się tuż przed rozpoczęciem Eucharystii. Nie sądziłem, że w kościele będą dzieci, bo było to nabożeństwo dla dorosłych - wyjaśnił.
- Msze przeznaczone dla dzieci wyglądają zupełnie inaczej i mają inną oprawę. Przede wszystkim są wcześniej, są też krótsze, a kazanie dostosowane jest da dzieci - powiedział.
Proboszcz wyjaśnił też, że "kazanie ks. Sławomira Zaczka, który jest krajowym asystentem ruchu Effatha, dotyczyło duchowych zagrożeń wiary". - O taką mszę prosili wierni - powiedział. Przyznał, że sytuacja nie powinna mieć miejsca. - Za co bardzo przepraszam - mówił.
Czytaj więcej