"Interwencja": Zrabowali miliony i uciekli. Kulisy największego napadu ostatnich lat
Trzy miliony złotych ukradli napastnicy podczas napadu na konwój w grudniu zeszłego roku. Odzyskano ułamek tej kwoty, a śledczy uważają, że w zdarzeniu brał udział Andrzej Jakubowski z Płocka. Mężczyzna broni się, że padł ofiarą spisku, a pieniądze, jakie znaleziono na jego działce, należały do niego. Materiał "Interwencji".
Andrzej Jakubowski ma 47 lat. Mieszka w Płocku. Ma żonę i dwoje dzieci. Jest biznesmenem, człowiekiem sukcesu. To jego wersja, bo zdaniem śledczych pan Andrzej to groźny bandyta.
- Kim jestem z zawodu... Wykonywałem roboty spawalnicze dla Orlenu, Lotosu i innych dużych spółek, od kilku lat również prężnie działam na terenie Hiszpanii, handluję olejami. Wiele osób nam zazdrości, że żyjemy na jakimś tam poziomie, bo chyba naród polski słynie z zawiści i nienawiści do kogoś, komu się powodzi, tak? - mówi "Interwencji" Andrzej Jakubowski.
ZOBACZ: "Interwencja": Największa samowola budowlana w Polsce stoi nad samym morzem
Adwokat mężczyzny oraz jego wspólnik twierdzą, że nie miał on powodów, by dokonać napadu, bo jego interesy szły dobrze. - Firma pana Andrzeja miała bardzo dobre obroty, bardzo dobrą płynność finansową - podkreśla adwokat Małgorzata Rejewska-Kusiak.
Zrabowali trzy miliony złotych. "Konwojenta mało nie zabili paralizatorem"
- Był dobry w biznesie, był przede wszystkim młody, młodszy ode mnie, więc tutaj łączyliśmy młodość, ekspansywność i doświadczenie. Chciał handlować chemią z Hiszpanią, to przecież ktoś, kto nie ma grosza, to w takie coś by nie wchodził, prawda? - ocenia współpracownik zatrzymanego Andrzej Adamusiak.
- 467 tysięcy zł daliśmy mu na inwestycje w Hiszpanii. Dlatego nie wierzymy, że miał dokonać napadu, to jest niemożliwe, to jest jakiś horror - dodaje matka Andrzeja Jakubowskiego.
Jest 20 grudnia zeszłego roku. Tego dnia w Płocku dochodzi do spektakularnego rozboju. Jego ofiarą pada konwojent przewożący pieniądze. Zamaskowani bandyci napadają go, gdy odbiera gotówkę z jednej z największych na rynku firm kurierskich.
- Konwojent przewoził wtedy 20 milionów złotych. Był sam. Do rozboju doszło, kiedy on te ukryte w workach pieniądze wsadzał do takiej bezpiecznej skrzyni. Po zajściu sprawcy użyli racy, żeby zadymić miejsce zdarzenia i spokojnie uciec - tłumaczy Małgorzata Rejewska-Kusiak, adwokat Andrzeja Jakubowskiego.
ZOBACZ: "Interwencja": Była bita i poniżana, teraz ukrywa się z dzieckiem. Boi się porwania
- Podobno ich było dwóch. On widział wcześniej, jak nieraz mu się przyglądali z różnych furgonetek. Podczas napadu mało go nie zabili paralizatorem. Po głowie go tłukli jakimiś metalowymi pałkami - opowiada "Interwencji" żona napadniętego konwojenta.
Żona pana Andrzeja: Policjanci wrabiają mojego męża. Może z zazdrości?
W trakcie napadu bandyci rabują prawie 3 miliony złotych. Kilka kilometrów dalej porzucają i podpalają swój samochód. Potem wsiadają do innego auta i znikają razem z pieniędzmi. Trzy miesiące później śledczy pojawiają się w domu pana Andrzeja.
- Zaczęło się od wyciągania wszystkiego z szafek. Wszystko znalazło się na podłodze. Nic nie znaleźli, bo to nie mój mąż - wspomina żona Andrzeja Jakubowskiego. Uważa, że to policjanci postanowili wrobić jej małżonka. - Nie wiem dlaczego, może z zazdrości? - zaznacza.
- Pan Andrzej Jakubowski znał się z kilkoma policjantami, którzy w tej sprawie występowali. Z tego, co mi przekazał, była to znajomość z siłowni - dodaje adwokat Małgorzata Rejewska-Kusiak.
Andrzej Jakubowski został zatrzymany w marcu tego roku - trzy miesiące po napadzie na konwój. Oprócz jego mieszkania policjanci przeszukali zajmowany przez niego garaż oraz należącą do niego działkę rekreacyjną na obrzeżach Płocka.
ZOBACZ: "Interwencja": Uderzył kombajnem w auto. Chwilę później wykupił OC
- Znaleziono na niej 430 000 zł. To były pieniądze od rodziców... To jest część tylko pieniędzy, które ja mam zainwestowanych w Hiszpanii i nie tylko - przekonuje Andrzej Jakubowski.
- To były moje pieniądze. Mówiłam to śledczym i nic, widocznie nie wierzą w to - dodaje matka mężczyzny.
Alkoholik też miał obrabować konwojenta. "Jakby mnie napadł, chyba bym się zsikała"
Dlaczego tak duża kwota trzymana była na działce z dala od domu? - Bo my się bardzo kłóciliśmy i mąż zabierał swoje rzeczy przede mną - twierdzi żona Andrzeja Jakubowskiego.
Oprócz pieniędzy na działce znaleziono jeszcze banderole, opaski którymi owinięte były pieniądze pochodzące z rozboju. - Znaleziono je na trawniku przed domem, koło siatki, po trzech miesiącach od napadu. Widać że to jest intryga grubymi nićmi uszyta, to jest śmiech, po prostu - mówi Andrzej Jakubowski, twierdząc, że dowody zostały mu podrzucone.
- Nie ma na nich ani mojej osmologii ani DNA, no to wybaczmy – ja ich tam sobie nie położyłem. Tym bardziej, że kto logicznie myślący, nawet dokonując takiego napadu, trzymałby u siebie na trawniku przez cztery miesiące banderole? - dodaje w rozmowie z "Interwencją".
W tym samym dniu co Andrzej Jakubowski, zatrzymany został również jego znajomy – 63 letni Wojciech W., alkoholik. Jakubowski znał go od ponad 20 lat. On też otrzymał zarzut udziału w napadzie.
ZOBACZ: "Interwencja". Firma wywalczyła odszkodowanie, pieniędzy nie ma!
- Nie ma go. Jak się nie mylę, to może być na leczeniu antyalkoholowym, na tych spotkaniach AA. Wie pan co… ja nie będę się wypowiadać na ten temat, bo powiem panu, że gdyby mnie taka osoba napadła, to bym chyba ze śmiechu się zsikała - śmieje się była żona Wojciecha W.
- Była rewizja, zatrzymali go i on na drugi dzień już był w domu. Jak on ukradł te miliony, no to kurde niech chociaż się pobuduje, albo kupi sobie kawalerkę i da mi spokój - dodaje.
Miał brać udział w napadzie. Tłumaczy, że był wtedy w Hiszpanii
Jak ustaliła "Interwencja", zdaniem śledczych Wojciech W. brał udział w przygotowaniach do napadu. To on miał zakupić samochód, który później bandyci spalili i porzucili. Transakcja miała miejsce kilka miesięcy przed napadem na konwojenta.
- Ten samochód już był wyrejestrowany, to nie było, że on był legalnie sprzedany na umowę i my wiemy kto to kupił, jaki gościu, imię, nazwisko. Miał sobie gość nim jeździć na żwirowni na Litwie. Były dane pieniądze, samochód zabrany i to było tyle w temacie, tak? Gość tylko przyszedł z tablicami pod pachą, bo samochód nasz był bez tablic już. On przyjechał w okularach, w masce i czapka - mówi właściciel auta użytego do napadu.
ZOBACZ: "Interwencja": Składowisko opon na prywatnej posesji. Sąsiedzi boją się o swoje bezpieczeństwo
Śledczy ustalili, że kiedy Wojciech W. miał pojechać po samochód, to na tej samej trasie logował się również telefon Andrzeja Jakubowskiego, co miałoby świadczyć, że mężczyźni podróżowali razem. - Mój klient często pożyczał swój telefon panu W. na potrzeby nawigacji - twierdzi adwokat Małgorzata Rejewska-Kusiak.
Gdy "Interwencja" zwróciła uwagę, że to dość naiwne tłumaczenie, w które trudno uwierzyć, odpowiada: - No, niekoniecznie, bo skoro się panowie tak dobrze znali, więc bardzo możliwe, że tak po prostu było.
Podejrzany o napad twierdzi, że w dniu zdarzenia był w Hiszpanii wraz ze wspólnikiem i jego żoną. - Od 18 grudnia do 21 grudnia przebywał ze mną tutaj w Hiszpanii. Mogę to zeznać przed sądem - mówi wspólnik Wasyl Stasił.
- Dlaczego ich nie przesłuchano jeszcze? Jak tak można? Wszystkich przesłuchał, przemaglował, a tamtych dlaczego odsunął? Co – tamci nieważni? Myślę, że są bardzo ważni - komentuje matka pana Andrzeja.
"To jest stek bzdur, nie ma żadnych śladów"
Przedstawiciele prokuratury nie zgodzili się na rozmowę przed kamerą. Śledztwo w sprawie napadu trwa. Do dziś nie udało się jednak odnaleźć reszty zrabowanych pieniędzy. Kilka dni temu, Andrzejowi Jakubowskiemu po raz kolejny przedłużono areszt. Jeżeli okaże się winny, grozi mu 12 lat więzienia.
- Nie ma mnie na kamerach nigdzie, nie ma żadnych śladów, nikt mnie nigdzie nie widział. To jest stek bzdur. Nie wiem co zrobię, może się powieszę? - mówi Andrzej Jakubowski.
Czytaj więcej