Norbert Kaczmarczyk o swojej dymisji: Była pod presją mediów

Polska
Norbert Kaczmarczyk o swojej dymisji: Była pod presją mediów
Polsat News
Norbert Kaczmarczyk podczas rozmowy z dziennikarzami w Sejmie

- Ma pani rodzinę? - pytał kilkukrotnie dziennikarkę były wiceminister rolnictwa Norbert Kaczmarczyk, zapytany o "reklamowanie traktora". Polityk Solidarnej Polski zarzucił mediom, że stanowisko stracił pod ich presją, a ponadto "w wielu przypadkach są pierwszą, a nie czwartą władzą". Jak też ocenił, dziennikarze zbyt wiele miejsca poświęcili jego sprawie podczas kryzysu i wojny w Ukrainie.

Norbert Kaczmarczyk od 13 września nie jest wiceministrem rolnictwa i rozwoju wsi. Stanowisko stracił po tym, jak w sieci pojawiło się nagranie z jego wesela, na którym widać, jak otrzymuje traktor amerykańskiej firmy. Wideo posłużyło jako spot promocyjny tego przedsiębiorstwa.

 

Kontrowersje wzbudziły także informacje Wirtualnej Polski, dotyczące poddzierżawy ziemi przez brata ministra, a także zgłoszenia szkód na polu soi po gradobiciu, których nie stwierdziła powołana komisja.

Odwołany wiceminister: Nie pokażę faktury za zakup traktora

Kaczmarczyk we wtorek spotkał się w Sejmie z dziennikarzami i tłumaczył, jak sytuacja wokół traktora i gradobicia wygląda z jego strony, a także, dlaczego stracił stanowisko.

 

ZOBACZ: Skępe: Starosta lipnowski wyprawił urodziny w szkole. Podawano alkohol

 

- Ciągnik należy do mojego brata. Jesteśmy wielopokoleniową rodziną, mieszkamy w jednym domu i pod tym adresem są trzy numery gospodarstw. Jeżeli brat kupuje taki sprzęt, to jest wydarzenie dla całej rodziny - argumentował.

 

Zapytany, ile kosztował traktor, odparł, że jego brat "nie jest osobą publiczną" ani jego wspólnikiem. Po uwagach dziennikarzy, że skoro podczas wesela otrzymał kluczyki i mówił, iż będzie korzystał z ciągnika, odmówił przedstawienia faktury za jego zakup.

 

WIDEO: Starcie Kaczmarczyka z mediami. Pytał dziennikarkę: "Ma pani rodzinę?"

"Miałem 220 tys. zł oszczędności, 5 tys. dochodu i 26 tys. z dopłat"

Kaczmarczyk zaprzeczył również, że w oświadczeniu majątkowym wykazał pięć tysięcy złotych dochodu. - To kolejne kłamstwo i manipulacja, bo jeszcze trzy tygodnie temu mówiliście państwo, że jestem biedakiem, który sprawił sobie ziemię, traktor i gradobicie, a po odwołaniu twierdzicie, że mam 220 tysięcy złotych - odpowiadał. 

 

Zarzucił mediom, iż nie czytają rzetelnie jego oświadczeń i "manipulują przekazem". - Na 2021 rok miałem 220 tysięcy złotych oszczędności, pięć tysięcy dochodu i 26 tysięcy złotych z dopłat, a one nie są dochodem - wyliczył.

 

ZOBACZ: Przyszłość Jacka Kurskiego w rządzie. Radosław Fogiel: Zostanie zagospodarowany

 

Na pytanie, dlaczego w takim razie premier pozbawił go stanowiska wiceszefa resortu, odparł, iż podczas pracy parlamentarzysty będzie "pracował rzetelnie i postara się udowodnić, że media w sposób krzywdzący dla członka rządu nie mogą go odwoływać".

 

Uznał, że odwołano go właśnie "pod presją mediów". - W wielu przypadkach są one pierwszą, a nie czwartą władzą. Osądziliście państwo mnie i moją rodzinę przed możliwością obrony - ocenił. 

Kaczmarczyk: Popełniłem błąd wizerunkowy

Dziennikarka "Gazety Wyborczej" zapytała Kaczmarczyka, dlaczego w sprawie pojawia się amerykańska firma i czy członek rządu powinien cokolwiek reklamować. Kaczmarczyk zareagował, pytając kilkukrotnie: - Ma pani rodzinę?

 

- Dziwne jest to, że Kaczmarczyk na stronach popularnych portali jest na pięć newsów najpopularniejszym tematem, w sytuacji wielkiego kryzysu, jeśli chodzi o energię czy wojnę w Ukrainie. Czy państwo myślicie, jak moja rodzina to przeżywa? - pytał.

 

ZOBACZ: Rosja. Deputowany Dumy Państwowej Andriej Gurulow grozi Europie atakiem atomowym

 

Przyznał przy tym, że "popełnił pewien błąd wizerunkowy". - Natomiast wszystko jest zgodne z prawem, będę pracował mocno i rzetelnie, by pokazać premierowi, że zasługuję na stanowisko. Nie będę starał się rozbijać prawicy, która wisi na kilku głosach; będę dla niej pracował i pokazywał przez pracę z obywatelami, że jestem niewinny - zapowiedział były wiceminister.

 

W jego ocenie jego błąd polegał na tym, że "obywatele w miastach, metropoliach, nie rozumieją, ile kosztuje sprzęt rolniczy". - Poczułem zaszczucie w związku z przykrością, jaka spotkała moją rodzinę - stwierdził.

wka / Polsatnews.pl / Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie