"Interwencja". Zabił i oskórował. Dożywocie za mord na studentce
Zapadł wyrok w jednej z najsłynniejszych i najbardziej tajemniczych zbrodni w historii Polski. Sąd uznał Roberta J. winnym brutalnego morderstwa 23-letniej studentki Katarzyny Z. Mężczyzna zdjął z kobiety skórę i zrobił z niej kostium. Skazano go na dożywocie. Materiał "Interwencji".
Robert J. ma 56 lat. Mieszkał na krakowskim Kazimierzu. Jest synem miejscowego poety. Nie pracuje. Utrzymuje się z niewielkiej renty. Od prawie pięciu lat jest podejrzany o dokonanie najsłynniejszej zbrodni w historii Polski.
- Robert J. to jest osoba, która ma problemy psychiczne. I zresztą też był z tego znany, że był człowiekiem, którego postrzegano jako takiego dziwaka – opowiada Mateusz Baczyński z portalu Onet.pl, a pracownica apteki, do której przychodził Robert J., wspomina, że "miał lepsze i gorsze tygodnie". Jej zdaniem mężczyzna byłby zdolny do zbrodni, za którą jest sądzony. – Miał szaleństwo w oczach – tłumaczy.
"Płaszcz" z ludzkiej skóry
Jest siódmy stycznia 1999 roku. Załoga jednej z barek przez przypadek znajduje w Wiśle ludzką skórę. Po badaniach okazuje się, że to szczątki zaginionej dwa miesiące wcześniej Katarzyny Z. Morderca oskórował ją z chirurgiczną precyzją.
- Byłem tam, kierowałem pracą oględzinową, pamiętam, że miałem takie pierwsze spostrzeżenie, że mamy scenę z filmu "Milczenie Owiec" – wspomina oficer Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
- Przypadek "Milczenia Owiec" jest przypadkiem o niższym gatunku sprawstwa niż ten przypadek. Ten sprawca usunął całą skórę z korpusu ofiary. Bez jej przecinania – zaznacza Piotr Krupiński z Prokuratury Krajowej w Krakowie.
ZOBACZ: "Interwencja". Tymek nie poszedł do szkoły. Nie było dla niego miejsca
- To był taki "płaszcz" zrobiony z ludzkiej skóry mniej więcej od pasa aż do szyi, gdzie, z tego co mi wiadomo, śledczy ustalili, że były próby zakładania tej skóry na siebie – dodaje Dawid Serafin. Dziennikarz portalu Interia.pl przypomina, że Robert J. na przełomie lat 80. i 90. pracował w budynku prosektorium i mógł wówczas nauczyć się preparowania skóry. - Na pewno jest to osoba bardzo inteligentna, bardzo szybko się ucząca, więc śmiało mógł się tego nauczyć – ocenia.
- OK, pracował w prosektorium, ale czym on się tym zajmował? I przede wszystkim to, że ktoś pracował w prosektorium, to też nie znaczy od razu, że jest mordercą - zaznacza Mateusz Baczyński z portalu Onet.pl.
Długi proces i wyrok dożywocia
- Bywał na jej grobie po śmierci i pisał do niej listy. Był to pewnie jeden z powodów, dla którego Robert został zatrzymany i postawiono mu zarzuty – podkreśla Grzegorz Krzywak z Radia Kraków.
W październiku 2017 roku, po 19 latach od zbrodni, Robert J. został zatrzymany. Prokurator postawił mu zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Mimo to sąd podjął decyzję o jego tymczasowym aresztowaniu.
- Nie byłem u niego. A po co tam jechać? Ja mam trochę żal. Bo mi zasrał moją opinię. Rozumie pan? To ja mam żal – słyszymy od ojca Roberta J.
ZOBACZ: "Interwencja". Córka oskarżyła ją o gwałt i wpędziła do aresztu. Są badania wariografem
- Jeżeli chcemy w tak poważnej sprawie skazać człowieka na dożywocie, to czy dowody w takiej postaci, że pracował w prosektorium, to są wystarczające przesłanki? No, mam tutaj wątpliwości co do tego – mówi Mateusz Baczyński z Onetu.
Proces Roberta J. trwał prawie pięć lat. Akta sprawy liczą prawie 400 tomów. Kilka godzin temu zapadł długo wyczekiwany wyrok. Robert J. został uznany za winnego zbrodni.
Materiał Rafała Zalewskiego dostępny TUTAJ.
Czytaj więcej