Kanada. Nie żyje jeden z nożowników. Z bratem zabili 11 osób. Policja znalazła jego okaleczone ciało
Nie żyje jeden z napastników, który był poszukiwany przez policję w związku z serią napaści z użyciem noża - przekazała policja. Trwają poszukiwania drugiego mężczyznę, który brał udział w atakach. Napastnicy byli braćmi. W niedzielę zabili 11 osób w kanadyjskiej prowincji Saskatchewan.
Jeden z podejrzanych o śmierć 11 osób w kanadyjskiej prowincji Saskatchewan, 31-letni Damien Sanderson, został znaleziony martwy na terenie rezerwatu, gdzie doszło wcześniej do ataków. Jego obrażenia nie wskazują na samookaleczenia - poinformowała w poniedziałek wieczorem czasu lokalnego policja. Kontynuowane są poszukiwania drugiego podejrzanego.
Jednocześnie liczba ofiar ataków wzrosła do 11, a rannych do 19.
Policjanci uważają, że drugi z napastników, jego 30-letni brat, Myles Sanderson, jest ranny i prawdopodobnie znajduje się w stolicy prowincji Regina. Po raz pierwszy napastników zidentyfikowano jako braci.
ZOBACZ: Afganistan: Zamach bombowy przed ambasadą Rosji. Są ofiary
- Ciało poszukiwanego znajdowało się w pobliżu domu, który był przeszukiwany, w obszarze porośniętym gęstą trawą. Możemy potwierdzić, że ma widoczne obrażenia. Uważamy obecnie, że tych obrażeń nie zadał sobie sam - powiedziała Rhonda Blackmore, zastępca komisarza RCMP. Dodała, że policja nie jest jeszcze pewna co do dokładnej przyczyny śmierci.
Jeden z najbardziej śmiertelnych ataków w historii Kanady
Ciało nożownika znaleziono drugiego dnia masowej obławy na podejrzanych o przeprowadzenie serii ataków nożem w rdzennej społeczności kanadyjskiej prowincji Saskatchewan i pobliskim mieście, w których rannych zostało również 19 osób. Był to jeden z najbardziej krwawych ataków w historii kraju.
Jak przekazały władze, niektóre z ofiar były celem napastników, inne wydawały się być wybierane losowo. Do napaści doszło na obszarze zamieszkałym przez rdzenną kanadyjską ludność, zarządzanym przez radę James Smith Cree Nation. Napastnicy zaatakowali także m.in. w leżącej niedaleko wiosce Weldon, którą zamieszkuje 200 osób. Według policji, napastnicy działali "w szale". Nie podano motywu zbrodni, zasugerowano jednak, że mężczyźni mogli być pod wpływem narkotyków.
Do ataków doszło w niedzielę rano w co najmniej kilku miejscach. Służby zaczęły otrzymywać niepokojące zgłoszenia około 5:40 czasu lokalnego. W ciągu kilku minut telefonów zaczęło przybywać. Dzwoniący informowali o kolejnych atakach oraz o "niebezpiecznych osobach" kręcących się po okolicy. Łącznie zaatakowano około 30 osób. Policja podejrzewa także, że liczba poszkodowanych może się jeszcze zwiększyć. Śledczy zakładają bowiem, że część rannych mogła we własnym zakresie udać się do szpitali.
Czytaj więcej