Wojewoda dolnośląski w "Graffiti": W kwestii Odry nie mam sobie nic do zarzucenia
- "Konkrety" ws. odszkodowań za śnięcie ryb w Odrze zostaną podane na początku tego tygodnia - zapowiedział w "Graffiti" wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski. Pytany o kwestię reakcji jego i podległych mu służb na zanieczyszczenie rzeki, stwierdził, że "z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie mam sobie nic do zarzucenia".
Przez Dolny Śląsk przeszły w niedzielę nawałnice i burze, które spowodowały lokalnie podtopienia i zalania. W regionie wciąż pada, wydawane są kolejne ostrzeżenia o możliwych podtopieniach.
Stany alarmowe przekroczone na czterech wodowskazach
- W tej chwili mamy na czterech wodowskazach - na Ślęży, Czarnej Wodzie i Bystrzycy przekroczone stany alarmowe. W dwóch miejscach - w Borowie na Ślęży i na Czarnej Wodzie te przekroczenia stanów alarmowych są istotne - powiedział w "Graffiti" w Polsat News wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski.
Według niego przekroczenia te są na obszarach, na których w niedzielę interweniowały służby. - Gmina Marcinowice, miejscowości Szczepanów, Strzelce, Wiry i gmina Sobótka. Wczoraj cały dzień spędziłem w tych miejscach - wymieniał.
ZOBACZ: Odra. Wody Polskie prowadzą kontrole. Polskie rzeki regularnie trute
- Mieliśmy też w niedzielę bardzo wcześnie rano dużo problemów w powiecie dzierżoniowskim. Tam próbował pomagać władzom starostwa wicewojewoda - mówił Obremski.
- Sytuacja jest lokalnie trudna. Po południu mają ustać opady, które są w tej chwili dużo mniej intensywne niż były dzień wcześniej - dodał. Jak zaznaczył, poranne komunikaty i ostrzeżenia dotyczyły głównie powiatu kłodzkiego, gdzie sytuacja jest "zawsze nerwowa z racji położenia Kotliny Kłodzkiej, gdzie woda powodziowa bardzo szybko się gromadzi".
Urząd wojewódzki ostrzegał starostów dzierżoniowskiego, wałbrzyskiego i prezydenta Wałbrzycha, że sytuacja może być trudna.
Wojewoda: Nie mam sobie nic do zarzucenia
- Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nie mam sobie nic do zarzucenia - stwierdził Obremski, zapytany przez Marcina Fijołka o kwestię reakcji jego i podległych mu służb na zanieczyszczenie Odry. - Pod względem zarówno merytorycznym, jak i formalnym - powiedział polityk.
Wyjaśnił, że na odcinku Odry na Dolnym Śląsku "właściwie mieliśmy jedną bardzo trudną sytuację z końcem lipca, kiedy dostaliśmy wiadomość o masowym śnięciu ryb w okolicach Oławy".
ZOBACZ: Skażenie Odry. Donald Tusk apeluje do premiera: Trzeba podjąć natychmiastowe działania
- Pierwsze przypuszczenie mówiło o tym, że mamy czynienia z próbą zatrucia jakimś nielegalnym zrzutem z jakiegokolwiek zakładu na dolnośląskim odcinku Odry. Zostały podjęte dosyć intensywne działania. Zdziwienie było 3 sierpnia, ponieważ okazało się, że tym czynnikiem, który mógł zabijać ryby, był nadmiar tlenu. Była to sytuacja zupełnie nadzwyczajna, ale nadal szukano jakiejś firmy, która by zrzuciła dosyć dużą ilość utleniaczy - powiedział wojewoda.
- Nie udało się znaleźć sprawcy, ale wtedy zaczęły się (kolejne) rzeczy, około 9-10 sierpnia zaczęło docierać do wszystkich w Polsce, że mamy do czynienia ze zjawiskiem braku pewnej ciągłości. Że w różnych miejscach pojawiają się te same parametry rzeki - podkreślił.
WIDEO: Wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski w "Graffiti"
"Była informacja o lokalnym problemie"
Zapytany, czy nie powinien poinformować premiera wcześniej, powiedział, że na Dolnym Śląsku problem miał mniejszą skalę.
- Dla mnie WIOŚ jest tym, czym GIOŚ dla ministra klimatu. Mnie wtedy nie było, (dlatego) mój zastępca został powiadomiony, że dzieje się nietypowa rzecz na Odrze, ale jednocześnie, że skala tego zjawiska jest skalą, z którą radzi sobie starostwo powiatowe. W związku z tym była to rzecz lokalna. Nie mieliśmy wtedy żadnej wiedzy, że sprawa jest dużo szersza, bo na dolnośląskim odcinku Odry nic szczególnego się nie działo - wyjaśnił.
- Te śnięte ryby były przez jakiś czas wyłącznie rybami związanymi z pomorem w okolicach Oławy. Dopiero później, około 9-10 sierpnia, pojawiło się jakieś zakłopotanie, że mamy do czynienia ze śniętymi rybami w starorzeczach Odry, w jakichś wąskich zatokach, które są mocno zazielenione. W pewnym momencie, już koło 10-11 sierpnia, mieliśmy w woj. lubuskim masowy pomór ryb - powiedział wojewoda dolnośląski.
ZOBACZ: Skażenie Odry. Naukowcy: Wykryto złote algi, są "odciski palców" sprawcy
Zapytany, czy chodzić może o "spychologię", kiedy to różne instytucje zbagatelizowały zagrożenie, przekazując sobie informacje, wojewoda powiedział, że "nie zgadza się" z takim stanowiskiem.
- My mamy ogląd sytuacji na Dolnym Śląsku. Podsumowując to, co się zdarzyło: śnięte ryby w tym regionie to jest pięć procent tego wszystkiego, nieszczęścia, katastrofy ekologicznej, która miała miejsce na Odrze. Nasz odbiór dotyczył części Odry i był związany z jednym uderzeniem w Oławie pod koniec lipca. Nie mieliśmy wtedy wiedzy, że może to dotyczyć szerszej skali. O tym powinien powiadomić GIOŚ i coś takiego zrobił, bo wysłał od razu informację do trzech województw - powiedział Obremski.
Zapytany o dymisję szefa GIOŚ, przyznał, że instytucja ta nie poinformowała swojego szefa, ministra klimatu i środowiska przez tydzień. - I to uważam za błąd - mówił.
- Mój WIOŚ poinformował mnie, że lokalnie mamy kłopot i na poziomie starostwa jesteśmy sobie w stanie z tym problemem poradzić, a na tę chwilę szukamy sprawcy nieszczęścia - dodał polityk.
Będą odszkodowania za straty spowodowane klęską
Zapytany o odszkodowania dla przedsiębiorstw, które poniosły straty w związku za zanieczyszczeniem Odry, Jarosław Obremski powiedział, że osoby, które straciły w wyniku śnięcia ryb na Odrze otrzymają rekompensaty.
- Jest to przygotowywane w resorcie finansów i ministerstwie klimatu i środowiska - dodał.
ZOBACZ: Odra. Pęk: Senatorowie PiS złożą wniosek o ukaranie Gawłowskiego za skandaliczną wypowiedź
Według niego odszkodowania będą przypominać postępowanie odszkodowawcze w przypadku podtopień. Dodał, że spodziewa się, iż "konkrety" w tej sprawie zostaną przekazane w pierwszej połowie tego tygodnia.
Dotychczasowe wydania programu "Graffiti" można obejrzeć tutaj.
Czytaj więcej