"Interwencja". Opłaty za przejście chodnikiem. Mają dość prezesa spółdzielni
W Zielonej Górze wrze. Od lat lokatorzy kilku osiedli prowadzą zażartą walkę z prezesem spółdzielni. Efektem sporu są zdemontowane przez spółdzielnię osiedlowe chodniki, place zabaw i mur, który blokuje przejście między blokami. - O tym, że nie ma mocnych na prezesa świadczy fakt, że obciąża on miasto… za dojście dzieci do przedszkola czy szkoły – mówi mieszkanka wspólnoty. Materiał "Interwencji".
Pani Jolanta na zielonogórskim osiedlu mieszka od 36 lat. Jest zbulwersowana działaniami spółdzielni.
ZOBACZ: "Interwencja": Zaczyna remonty, pobiera zaliczki i znika. "Zostawił nasz dom w ruinie"
- No widzi pan, co się dzieje. Ruina. W ogóle nie wiem, o co tutaj chodzi. Nam uprzykrzono życie. To widać, nie ma jak przejść. Następny chodnik też jest rozebrany. Katastrofa. Mi się tu bardzo ciężko mieszka w tej chwili. Mam problemy z chodzeniem – opowiada Jolanta Sikorska.
Prawie 180 złotych miesięcznie "za korzystanie z chodników"
Pan Dariusz Prchała i jego sąsiedzi zamierzają założyć wspólnotę mieszkaniową. Do tej pory od spółdzielni odłączyło się kilka bloków. Niestety lokatorzy szybko tego pożałowali. W odwecie spółdzielnia mieszkaniowa na kilka miesięcy odłączyła występującym lokatorom ciepło oraz naliczyła opłaty za korzystanie z chodników.
- Zaczęły się bloki wydzielać do wspólnot, mieszkańcy mieli dość opłat m.in. za ogrzewanie. Brak jakiś remontów. Od razu widać, że bloki, które się wydzieliły są ładne, ocieplone, koszty opłat też spadły, bo na ogrzewaniu oszczędzają – tłumaczy Dariusz Prchała.
- Ten mur to on postawił miesiąc temu. Zaraz w nocy został zburzony. Powstał, żebyśmy jako wspólnota nie korzystali z tego chodnika – opowiada, mieszkaniec wspólnoty.
- Prezes jakieś wyliczenia zrobił, że ponad 3 złote razy metraż mieszkania. Mi wyszła kwota 176 złotych miesięcznie za korzystanie z chodników. Nie płacimy od początku. Ja już miałam dwie sprawy w sądzie, obie wygrałam, ale nadal prezes nas obciąża - dodaje inna mieszkanka.
Mieszkańcy skarżą się też za zbyt wysokie rachunki brak przejrzystości w kwestii rozliczeń ze spółdzielnią.
- Opłaty mamy strasznie wysokie. Po prostu z sufitu. Zwracałam się wielokrotnie do spółdzielni, do rady nadzorczej o wyjaśnienie kwestii rozliczenia ciepła – przyznaje mieszkanka osiedla.
Prezes niedostępny, siedziba zamknięta
Bezsilni mieszkańcy szukają pomocy. Poprosili o nią urzędników, którzy niestety też rozkładają ręce. Spółdzielnia mieszkaniowa „Kisielin” już dwukrotnie pozwała urząd miasta w Zielonej Górze. Chce by miasto płaciło za korzystanie z jej infrastruktury.
- Sądzi się z miastem o to, że dzieci chodzą przez teren spółdzielni do szkoły. W związku z tym miasto powinno zapłacić spółdzielni gigantyczne pieniądze – ponad 20 tys. zł miesięcznie. Sąd oddalił ten pozew twierdząc, że to jest złamanie wszelkich zasad współżycia społecznego. Mnie może odwołać premier, ale prezesa spółdzielni nikt. Ani ja nie mam na to wpływu, ani premier, ani rząd – podkreśla Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry.
Mieszkańcy wielokrotnie próbowali dostać się na spotkanie z prezesem spółdzielni. Prezes jest niedostępny, a siedziba spółdzielni notorycznie zamknięta. Reporterzy "Interwencji" również podjęli taką próbę.
- Nie mogę otworzyć, ponieważ pracujemy przy drzwiach zamkniętych jeszcze. A pana prezesa i tak nie ma. Było u nas podejrzenie covida i jeszcze cały czas zagrożenie obowiązuje – usłyszeli od pracownicy spółdzielni mieszkaniowej „Kisielin”, która odmówiła wpuszczenia ich do środka.
"Najbardziej boimy się bankructwa"
Pytania do prezesa spółdzielni przesłaliśmy mailowo. Zaproponowaliśmy po raz kolejny spotkanie i wypowiedź przed kamerą. Odesłano nam oświadczenie.
ZOBACZ: "Interwencja": Furia kierowcy. Wybił szybę w aucie i zaczął bić
"(…) dla Zarządu Spółdzielni ważne są interesy członków Spółdzielnia, a nie żerujących od wielu lat na jej majątku członków Wspólnot mieszkaniowych zlokalizowanych wewnątrz infrastruktury należącej do Spółdzielni. Finansowo Spółdzielnia ma się dobrze. (…) Prezes nie będzie brał udziału w spędach ulicznych".
Mieszkańcy tracą siły. Mają dosyć działalności spółdzielni. Chcą jak najszybciej założyć wspólnoty. Obawiają się jednak zemsty władz spółdzielni mieszkaniowej.
- Najbardziej się boimy bankructwa. Bo tyle długów, co ten pan zaciąga, co roku kredyty. Raz było 12, 15 a teraz jest rzekomo 25 milionów zadłużenia – mówi lokatorka osiedla.
Materiał wideo jest dostępny na stronie "Interwencji".
Czytaj więcej