"Interwencja": Zaczyna remonty, pobiera zaliczki i znika. "Zostawił nasz dom w ruinie"
Marcin M. z Suchej Beskidzkiej świadczy usługi budowlane, ale nie wszystkim. Jak usłyszeli reporterzy "Interwencji", wielu klientów tylko zwodzi, a po otrzymaniu od nich zaliczek, znika. Poszkodowani szacują, że w ten sposób zyskał około pół miliona złotych w pół roku. A działa od trzech lat.
- Poszukiwałam kogoś, kto ociepli dom rodzinny. Wystawiłam też ogłoszenie i tam znalazłam pana M., a konkretniej - on się zgłosił do mnie. Powiedział, że jest bardzo szybki, on wejdzie od jutra i zrobi to szybko - opowiada jedna z poszkodowanych Edyta Pałka.
- Postanowiliśmy wyremontować sobie poddasze w domu. No i przedstawił nam w sumie ofertę taką atrakcyjną bardzo. Za remont całego poddasza 100 tys. zł, a tam też była kompletna "generalka". No i podpisaliśmy z nim umowę 17 marca 2020 r. To miało trwać niecałe trzy miesiące. My tu chyba generalnie mamy największy "staż" z tym panem. Wpłaciliśmy mu 90 tys. zł - mówi reporterowi "Interwencji" Rafał Gosek.
Mężczyzna znika po otrzymaniu zaliczki
We wszystkich przypadkach schemat działania jest bardzo podobny. Mężczyzna wycenia pracę, pobiera zaliczki, następnie rozpoczyna roboty i po wpłacie pozostałej części pieniędzy znika.
ZOBACZ: "Interwencja": Furia kierowcy. Wybił szybę w aucie i zaczął bić
- Rzeczywiście przyjechali i zaczęli coś robić. Potem przez tydzień robota szła, było skuwanie, non stop jakiś kontener wywożony z gruzem. Po dwóch tygodniach dałem drugą część zaliczki no i od tego czasu zaczęły się już problemy - tłumaczy Damian Szylko, który zapłacił budowlańcowi 75 tys. zł zaliczki.
- Przyszli na dwie godziny, położyli dwie listwy: 8 sztuk na ścianę i na tym się skończyło. Dzwoniłam, ponawiałam prośby, on obiecywał, że przyjdą. Mieli przyjść do końca czerwca, taka była umowa. Nie przyszli - wspomina Edyta Pałka.
WIDEO: Mężczyzna działa od przeszło trzech lat. Wysokość pobranych za niewykonane prace zaliczek tylko za ostatnie pół roku to ponad pół miliona złotych
"Pozostawił dom w Ruinie"
Barbara Hotloś twierdzi, że zleciła Marcinowi M. remont domu, a on pozostawił budynek niemal w ruinie.
ZOBACZ: "Interwencja": Nie widzieli pacjenta. Orzekli, że jest zdolny do samodzielnej egzystencji
- Przyjechało 10 osób, ściągnął mi na raz cały dach. Pięć metrów domu było z grubych bel, to ściągnął je, zapakował do samochodu i wywiózł. One były zdrowe. Pojawiał się dokładnie trzy dni. Wszystko mi zdemolował, ściągnął dach, wszedł do środka i miał tylko dwa kaloryfery zdjąć, a ściągnął całe ogrzewanie i zniszczył. Potem się nie pokazywał. Miesiąc czasu mieszkaliśmy po hotelach. A dom został doszczętnie zalany, bo on nie zabezpieczył dachu. Były mrozy, to jeszcze jakoś się trzymało, ale jak już zaczęła się odwilż, to jest po prostu zalane. Meble, panele... ruina - opowiada pani Barbara.
Marcin M. zapowiada uregulowanie długów
Niektórzy poszkodowani o sprawie powiadomili organa ścigania. Część prokuratur odmówiła wszczęcia postępowania, część umorzyła, ale kilka zobowiązało Marcina M. do zwrotu pobranych zaliczek. Mężczyzna działa od przeszło trzech lat. Wysokość pobranych za niewykonane prace zaliczek tylko za ostatnie pół roku to ponad pół miliona złotych.
ZOBACZ: "Interwencja". 22-letnia Marcelina walczy o życie. Co tak naprawdę wydarzyło się w Turcji?
- Problem był taki, że no dość mocno choruję, no i firma się rozleciała. W zasadzie od kilku tygodni działamy tak, że zacząłem spłacać takie poważne kwoty. Część mam już ugód, część jestem w trakcie. To się nie może nie udać. Temat jest prosty - ja mam za to sprawy karne, więc tutaj muszę to skończyć i nie ma innej opcji - zapewnia Marcin M.
Czytaj więcej