"Parawaning" w Stegnie przyczynił się do śmierci 45-latka? Ratownik nie kryje złości
Po wstrząsającej tragedii na plaży w Stegnie wiele osób zadaje sobie pytanie, czy gdyby nie opieszałość plażowiczów mężczyzna miałby szanse na przeżycie? - Każda sekunda jest tu ważna, a te parawany, to zachowanie znacząco wydłużają nasz dojazd i utrudniają pracę - mówią ratownicy. Głos w sprawie zabrała też policjantka: "Nie bądź egoistą, bo nigdy nie wiesz, kiedy Tobie może być potrzebna pomoc".
W sobotę 13 sierpnia na plaży w Stegnie w województwie pomorskim ratownicy biegli do 45-letniego mężczyzny, który podczas gry w siatkówkę zasłabł i pilnie potrzebował pomocy. Zamiast jednak dotrzeć do poszkodowanego, musieli przebijać się przez rozstawione na całej szerokości plaży parawany.
Ich właściciele ani myśleli zejść im z drogi i zwolnić zajęte przez siebie miejsce. W wyniku opieszałości turystów, ratownicy nie zdążyli dotrzeć na czas do mężczyzny. 45-latek mimo reanimacji zmarł.
Plażowicze nie chcieli się przesunąć. Poszkodowany zmarł
Sprawa wywołała ogromne emocje i sprawiła, że ratownicy, którzy, jak sami podkreślają - nie mają czasu, żeby strzępić języka podczas akcji ratowniczej - teraz opowiadają, jak wyglądają kulisy ich pracy. - Ja to ujmę ostro: ich tłumaczenie jest debilne - opowiada w rozmowie z "Faktem" Rafał Goeck, rzecznik prasowy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa.
ZOBACZ: Pomorskie. Plaża w Stegnie. Zabrakło korytarza życia między parawanami, mężczyzna zmarł
- Problemem było przebicie się przez te słynne już parawany. Ludzie nie chcieli ustępować miejsca naszemu pojazdowi ratowniczemu, a jeśli już to robili to w opieszały sposób - relacjonował. Dodał, że po paru perypetiach udało się ratownikom dojechać do poszkodowanego, jednak było już za późno na przywrócenie funkcji życiowych.
- Ludzie widzieli ratowników, słyszeli, że coś się dzieje, mimo tego nie chcieli zejść z drogi, zwinąć parawanów, ustępować miejsca - mówił. - Mało tego, w Stegnie jest tabliczka wkopana na plaży przez administrację morską, aby zostawiać miejsce, ponieważ ten rejon wokół tabliczki to droga dla pojazdów ratunkowych. Obecnie to miejsce jest zastawione parawanami - podkreśla oburzony rzecznik.
"Moglibyśmy jechać 80 km/h. Jedziemy 5,5 km/h"
Strażak, który tego dnia brał udział w kilku innych akcjach ratunkowych, m.in. w poszukiwaniach zaginionej w morzu dziewczynki, opisywał, że musi wychodzić z samochodu i prosić plażowiczów, żeby ci, ustąpili im miejsca. - Patrzą wtedy na nas i na siebie, jakby ich to nie dotyczyło, jakby się zastanawiali, do kogo my mówili - opisywał w rozmowie z dziennikarzami.
Dodał, że ich pojazdy dostosowane są do tego, żeby po piasku poruszać się z prędkością od 50 do 80 km/h. Tymczasem, przez opieszałość turystów służby "pędzą" z prędkością 5,5 km/h.
ZOBACZ: Wakacje nad morzem. Czy za "parawaning" można dostać mandat?
- Ile czasu trwa dojazd ze sprzętem medycznym, skoro wiadomo, że u osoby, która nie oddycha, już po 3 minutach zaczynają się nieodwracalne zmiany z powodu niedotlenienia mózgu? Każda sekunda jest tu ważna, a takie zachowanie, te parawany, to znacząco wydłuża nasz dojazd i utrudnia nam pracę - mówił.
Rafał Goeck przytoczył też inną sytuację, kiedy to na plaży miał wylądować śmigłowiec ratunkowy, żeby zabrać z plaży poszkodowaną osobę. Nawet wtedy, gdy helikopter kołował nad głowami plażowiczów w oczekiwaniu na miejsce do lądowania, ci nie chcieli się przesunąć.
- Usłyszeliśmy od nich, że oni nie ustąpią, bo oni o to miejsce dosłownie walczyli, to ich miejsce i nie ruszą się z niego, bo ktoś im je zajmie - mówił Goeck i podkreślił, że dla niego to "debilne tłumaczenie".
Policjantka: Poza empatią pozostają mandaty i pouczenia
Po wstrząsającej tragedii głos zabrała także policjantka, podinspektor Małgorzata Sokołowska. "Przez wszechobecny nad Bałtykiem „parawaning” wczoraj na plaży w Stegnie, służby ratownicze miały problem z dotarciem do 45-latka, który zasłabł i potrzebował pomocy. Niestety mężczyzna zmarł.
Z relacji ratowników wybrzmiewają gorzkie słowa dot. braku empatii i niechęci plażowiczów w usunięciu parawanów i zrobieniu przejścia do poszkodowanego" - napisała w niedzielę w mediach społecznościowych.
Policjantka przypomniała, że na plaży także obowiązują "korytarz życia" znany z dróg i wskazała na liczne znaki, nakazujące pozostawienie 5-metrowej przerwy biegnącej przez środek plaży w razie wypadków. "Niestety plażowicze nic sobie z tego nie robią" - napisała.
"Według mnie poza empatią i wychowaniem, które są podstawą, pozostają pouczenia oraz karanie mandatami za wykroczenie" - dodała we wpisie.
ZOBACZ: Mazowieckie. 21-letni kajakarz utonął w Jeziorze Górskim
Zdaniem policjantki, aby zdyscyplinować społeczeństwo należy sporządzić regulamin, który następnie zostałby umieszczony tuż przy wejściach na plażę. Funkcjonariuszka przytoczyła też na koniec art. 54. z kodeksu wykroczeń: "Kto wykracza przeciwko wydanym z upoważnienia ustawy przepisom porządkowym o zachowaniu się w miejscach publicznych, podlega karze grzywny do 500 złotych albo karze nagany".
"Pamiętaj, podczas wypoczynku nie bądź egoistą, bo nigdy nie wiesz, kiedy Tobie może być potrzebna pomoc" - podsumowała.