Wypadek autobusu w Chorwacji. Ks. Rafał Działak: Udzieliłem rozgrzeszenia wszystkim, którzy umierali
- Autokar bez żadnego gwałtownego ruchu zjechał na prawą stronę. Siedząc w przedostatnim rzędzie, byłem przerażony, że wjeżdżamy w pole. Nie widziałem, że w poprzek jest wybetonowany rów. Uderzyliśmy bez hamowania z prędkością 100 km/h - powiedział w rozmowie z Magdaleną Pernet ks. Rafał Działak z parafii w Koninie. - Całą twarz miałem we krwi - mówi Paweł Drozdowski.
- Czuję się coraz lepiej. Sobotni dzień był trudny, nie mogłem poruszać nogami, bo miałem problem z kręgosłupem. Mam złamaną kość krzyżową i dlatego mnie bolało. Minęło kilka dni plus terapia lekami przeciwbólowymi. Nie wolno mi schodzić z łóżka. Jestem zakwalifikowany do jutrzejszego przelotu do Polski - mówił na antenie Polsat News ksiądz, który był w autobusie jadącym do Medjugorie.
W wypadku śmierć poniosło 12 osób. 32 zostały ranne.
ZOBACZ: Waldemar Kraska: W środę z Chorwacji może wrócić 13 rannych w katastrofie polskiego autokaru
- Od godziny 3:30 już nie spałem. Patrzyłem co się dzieje, modliłem się - relacjonuje ks. Działak.
- Około 5:30 doszło do wypadku (...) Autokar bez żadnego gwałtownego ruchu zjechał na prawą stronę. Ja, siedząc w przedostatnim rzędzie, byłem przerażony, że wjeżdżamy w pole. Nie widziałem, że w poprzek jest wybetonowany rów. Z prędkością 100 km/h na godzinę bez hamowania uderzyliśmy w ten betonowy bok rowu. Byłem gdzieś w dziurze, przygnieciony przez innego człowieka. On się wydostał i ja wtedy też się wydostałem. Zobaczyłem, że cały autokar jest zmasakrowany, wszyscy są pościskani, wszystkie fotele są praktycznie powyrywane, oprócz ostatniego rzędu. To było przerażające - mówi.
WIDEO: Relacja księdza poszkodowanego w wypadku autobusu
"Udzieliłem rozgrzeszenia umierającym"
- Kiedy się wydostałem, mówię sobie: "Boże, co się stało. Jestem księdzem, więc pierwsze, co muszę zrobić to udzielić rozgrzeszenia wszystkim, którzy umierają". Udzieliłem takiego z odpustem zupełnym, żeby im otworzyć furtkę do nieba. Później słyszałem prośby o pomoc. Wyszliśmy z jedną osobą przez tylną szybę, która była zbita. Próbowaliśmy udzielić pomocy osobom przygniecionym przez boczne drzwi. To było przedziwne, bo oni siedzieli w trzecim rzędzie od końca, a przesunęło ich o kilka metrów. Jak to się stało, to jest niepojęte - wspomina.
ZOBACZ: Wypadek polskiego autobusu w Chorwacji. Nie żyje drugi kierowca
- Dwie osoby wypadły przez przednią szybę. Jeden kierowca, który zmarł oraz pan Paweł, który leży ze mną na sali - dodał.
Ksiądz jest wdzięczny chorwackim lekarzom za opiekę. Powiedział, że tamtejszy Czerwony Krzyż przekazał pacjentom m.in bieliznę i środki czystości.
"Człowiek nigdy nie widział czegoś takiego"
- Moja noga była tak złamana, że wisiała tylko na skórze. W sobotę miałem operację. Boli coraz mniej, jestem na środkach przeciwbólowych. Mam również połamane żebra - mówi Paweł Drozdowski.
- Pamiętam tylko, że pomyślałem, ze kierowca złapał gumę. Słyszałem stuki. Autobus nagle się zatrzymał, a ja wyleciałem. Po chwili obudziłem się i popatrzyłem co się dzieje. To było niesamowite. Ruszyłem się, wyciągnąłem jedną nogę, ale drugiej nie mogłem. Byłem jakieś trzy metry przed autobusem - relacjonuje.
WIDEO: Relacja poszkodowanego w wypadku autobusu
Mężczyzna stracił sporo krwi. Wspomina, że pierwsze na miejscu wypadku były służby drogowe. Potem pojawiły karetki oraz jednostki straży pożarnej.
ZOBACZ: Pracował o 10 godzin za długo, jego tir z drewnem był za ciężki o 16 ton. 30 tys. mandatu
- To było straszne. Człowiek nigdy nie widział czegoś takiego. Przeżyć coś takiego i wylecieć przez szybę... Miałem całą twarz we krwi, było pełno krwi i szkła - mówił.
- Tam były straszne jęki. Wszyscy przygnieceni przez fotele. Nie wszystkich dało się wyciągnąć, trzeba było rozcinać wrak - mówił.
Czytaj więcej