Olsztyn. Jeden ksiądz w seminarium. Z sześciu chętnych połowa odeszła
Seminarium Hosianum w Olsztynie podało, że w tegorocznym naborze zgłosił się tylko jeden "kandydat na kandydata" na księdza. Zanim bowiem przystąpi do sześcioletniej nauki, spędzi rok na przygotowaniach. To właśnie wtedy rezygnuje najwięcej niedoszłych kleryków.
Polski Kościół od wielu lat boryka się z kryzysem powołań. Ze statystyk poszczególnych seminariów wynika, że chętnych do obrania drogi życiowej, jaką jest kapłaństwo, z roku na rok ubywa. Powodów takiej sytuacji jest kilka.
Według rektora olsztyńskiego Hosianum, obecnie młodzi nie myślą o kapłaństwie, a spora część z tych, którzy podejmują to wyzwanie, szybko rezygnuje. Cytowany przez portal olsztyn.wyborcza.pl ks. Hubert Tryk zauważa, że w pierwszym terminie zazwyczaj zgłasza się większa liczba kandydatów, niż w tym roku. Tym razem jest tylko jeden chętny.
"Kryzys powołanych" czy kryzys powołań?
Zdaniem dra Piotra Kota, który pełni funkcję przewodniczącego Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych, kandydaci oceniają się zbyt surowo. W rozmowie z KAI twierdzi, że mogą uznawać siebie za "niegodnych lub niezdolnych do takiego życia". Może to być związane z trudną przeszłością i problemami osobistymi. Część zagłusza też "głos powołania" przez kreowany w ich otoczeniu negatywny obraz Kościoła i kapłaństwa.
ZOBACZ: Ks. Andrzej Dębski ukarany przez abp. Józefa Guzdka. Ma zakaz noszenia sutanny i wykonywania posług
"Obecnie ten czynnik jest wzmocniony przez kryzys związany z nadużyciami seksualnymi. Jeśli taki młody człowiek nie wejdzie w pogłębioną modlitwę, nie znajdzie kierownika duchowego, albo nie otrzyma wsparcia w jakiejś wspólnocie żyjącej entuzjastycznie i autentycznie wiarą, to z trudem może odpowiedzieć na powołanie" - mówi Kot.
Oprócz powyższych czynników ekspert wymienia też egocentryzm, skupienie na karierze i chęć samorealizacji - w przeciwieństwie do nastawienia się na poświęcenie swojego życia innym. "To bowiem zawsze prowadzi do jakiegoś ograniczenia, do rezygnacji z własnych dążeń, a czasami do konieczności korekty sposobu myślenia - wyjaśnia doktor.
Połowa kandydatów rezygnuje
Brak chętnych to tylko jedna strona medalu. Drugą są rezygnacje niedoszłych kleryków. Liczba przypadków, w których kandydat na księdza porzuca dalszą naukę w seminarium, dochodzi do 50 procent.
Pierwszym okresem w życiu przyszłego duchownego jest tzw. rok propedeutyczny, który na wstępie ma zapoznać kandydata z charakterem posługi i obowiązkami. Ma to być czas odbywania praktyk, wolontariatu, uczestniczenia w rekolekcjach. Swoisty "test" dla osób, którzy chcą w niedalekiej przyszłości założyć koloratkę. To wtedy zderzają się z nową rzeczywistością i zaczynają się zastanawiać, czy wytrwają.
ZOBACZ: Kotlina. Pijany ksiądz na pogrzebie. Jest reakcja kurii
Na rok propedeutyczny w olsztyńskim seminarium przyjęto sześciu kandydatów na księdza, z czego na kontynuację nauki zdecydowało się trzech. Przed nimi jeszcze sześć lat, w trakcie których pewnie czeka ich wiele okresów zwątpienia lub kryzysu wiary. Ilu z alumnów dotrwa do święceń? W Polsce jest to średnio mniej niż połowa.
Odchodzą bez słowa
W Polsce coraz częściej zdarzają się "białe plamy" jeśli chodzi o powołania. Na przykład diecezja warmińska, w której nie wyświęcono ani jednego księdza, bo wszyscy klerycy zrezygnowali w trakcie nauki. Takiej sytuacji nie było tam od kilkudziesięciu lat. Ks. Tryk w rozmowie z Wyborczą wyliczał, że kandydaci na księży wycofują się z kilku powodów. Może chodzić o sprawy rodzinne, społeczne czy wewnętrzne.
Niektórzy klerycy odchodzili bez słowa, choć takie przypadki nie zdarzają się często. Rektor seminarium Hosianum rozkłada ręce, gdy jest pytany o próby przekonania rezygnujących. "Powiedzą mi tyle, ile uważają za stosowne" - stwierdza. Prawdę o swoich powodach mogą wyjawić podczas spowiedzi, ale dostęp do niej ma tylko ojciec duchowny, który pełni rolę wewnętrznego wychowawcy. To w rozmowie z nim dochodzi zazwyczaj do podjęcia przez kleryka ostatecznej decyzji.
ZOBACZ: Spór o pomysł Solidarnej Polski. Partia chce zaostrzyć kary za obrazę uczuć religijnych
Jak wylicza olsztyński dział wyborcza.pl, najwięcej powołań w Polsce odnotowano w latach 1987-88. W seminariach przebywało wtedy prawie sześć tysięcy alumnów. Na porządku dziennym było przyjmowanie kilkudziesięciu chętnych do przyjęcia stanu duchownego. Potem było już tylko gorzej. Gdy w 2005 roku zmarł Jan Paweł II, spadek powołań przybrał na sile.
Kolejny nabór do seminariów zakończy się we wrześniu.
Czytaj więcej