"Interwencja". Zamordował siekierą. Czy ktoś mu pomógł?
Damian Biskupski zginął od ciosów siekierą w domu w Ząbkach pod Warszawą. Do zbrodni przyznał się Rajmund M., ale matka ofiary podejrzewa, że mogły w niej uczestniczyć inne osoby. W dzień zabójstwa i następnego dnia, gdy w mieszkaniu leżało ciało chłopaka, mieli tam być inni ludzie. Materiał "Interwencji".
W nocy z 26 na 27 kwietnia tego roku w Ząbkach pod Warszawą zamordowano 31-letniego Damiana Biskupskiego. Młody mężczyzna chwilę po północy miał zjawić się w mieszkaniu Rajmunda M. Dziewiętnaście godzin później jego ciało znaleźli inni mieszkańcy budynku. Na głowie miał rany od ciosów zadanych siekierą.
- O godzinie 21 przyszedł, poprosił mnie, żebym mu dała dowód osobisty, bo następnego dnia ma rozmowę o pracę. Ja mu ten dowód dałam i to było nasze ostatnie spotkanie - wspomina Małgorzata Biskupska, mama Damiana.
"Jakby ukrywał kogoś, kto mu pomagał zacierać ślady"
W noc morderstwa Damian Biskupski wyszedł od matki przed 22. W drodze do domu miał spotkać znajomego - Pawła Ż. Pół godziny później kamera monitoringu w jednym z lokalnych sklepów zarejestrowała ich razem. Po zrobieniu zakupów, poszli w stronę mieszkania, które wynajmuje Rajmund M. - zabójca pana Damiana.
ZOBACZ: Oława. 15-latka i 16-latek w bestialski sposób znęcali się nad zwierzętami
- Dla mnie Rajmund M. w niektórych momentach bardzo kłamie i tak jakby coś ukrywał. Właśnie jakby ukrywał kogoś, kto mu pomagał zacierać ślady. Obrażenia mojego syna przy sekcji zwłok wskazują, że ginie od wielokrotnych uderzeń siekierą z każdej strony głowy. Poza tym ma złamaną łopatkę, przetarcie na szyi. Rajmund mówi, że uderza raz, po czym Damian upada. To skąd złamana łopatka? - pyta Małgorzata Biskupska.
"Ja go budziłem, ale się nie odzywał"
Nam udało się dotrzeć do właścicieli domu, w którym doszło do morderstwa - to dwaj bracia. Jedno z pomieszczeń zajmował u nich Rajmund M. W zmian pomagał rąbać drewno i palić w piecu. Według naszych ustaleń, po morderstwie miał opowiadać, że feralnej nocy był u niego Paweł Ż. - chciał odzyskać pożyczone wcześniej pieniądze. Gdy mu się to nie udało, o pomoc poprosił pana Damiana. Ten do mieszkania wszedł sam. I nigdy z niego nie wyszedł.
- Ja go budziłem, ale on się nie odzywał. Zdjąłem mu kołdrę z głowy, a ten chłopaczyna miał skarpetkę w buzi - mówi nam jeden z braci, będących właścicielami domu.
ZOBACZ: "Interwencja". Kobieta kupiła działkę, do której nie może dojechać
- Na początku było tak, że jeden ze świadków twierdził, że Damiana w dni zabójstwa nie widział. A zdobyliśmy nagranie z monitoringu. Godzina 22:24, oni wychodzą wspólnie ze sklepu i kierują się w stronę miejsca zabójstwa syna - zaznacza Małgorzata Biskupska.
Zauważamy, że w miejscu, gdzie pan Damian miał otrzymać pierwszy cios w głowę, nie ma śladów krwi. Żaden z braci nie słyszał, że w sąsiednim pokoju mordowany jest człowiek. Według zabójcy, pan Damian nie zdążył krzyknąć, ale gdy go znaleziono, miał w ustach skarpetę. Był bez butów i dokumentów.
"Zbiegał on i drugi kolega"
Kilka godzin po morderstwie na miejscu zbrodni widziano Pawła Ż. Miał widzieć zwłoki Damiana, ale nie powiadomił policji.
Właściciel domu: Przyjechałem z pracy i w tym czasie to akurat było. To po prostu kobieta moja wyszła na papierosa. Jak wyszedłem, to ona mówi, że właśnie zbiegał on ( Paweł Ż. - red.) i drugi kolega.
Reporter: Byli tutaj? Czyli widzieli tego Damiana?
Właściciel: No na pewno, dlatego zbiegali, tak?
- Jest tam taka notatka służbowa, gdzie Rajmund zeznaje, że w pomieszczeniu na krześle siedzi jeszcze jeden świadek, który nic nie robi, ale widzi wszystko. Po czym on Damiana zabija i wychodzą razem - opowiada Małgorzata Biskupska.
"Ktoś mu tak kazał powiedzieć"
Wspominany mężczyzna to Zbigniew J. Też często bywał w mieszkaniu Rajmunda - przyjaźnili się, a J. pomagał mu finansowo. Udało nam się z nim porozmawiać.
Reporter: Wie pan o tym, że w pierwszej notatce policyjnej Rajmund mówi, że pan był na miejscu zdarzenia i widział morderstwo?
Zbigniew J.: Wiem o tym. Tylko to się wszystko nie zgadza, bo nie miał powiedzieć, tylko ktoś mu tak kazał powiedzieć.
Reporter: To pana tam nie było?
Zbigniew J.: Oczywiście, że nie. Bo po godzinie dwudziestej to ja byłem już w domu. A to się stało po północy.
Reporter: To kto może więcej wiedzieć? Pan Ż. więcej wie na temat tego, co się wydarzyło?
Zbigniew J.: Tylko że nic nie powie. Nic nie powie. A Ż. tego dnia po zabójstwie był dwa razy tam.
Prokuratura zbiera materiał dowodowy
Rajmund M. przyznał się do zabójstwa Damiana. Dziś twierdzi, że w trakcie zdarzenia był sam. Trzech świadków, w tym ci, których wspominamy w reportażu, usłyszało zarzuty niepowiadomienia o przestępstwie. Co najmniej dwóch z nich mogło być w mieszkaniu i widzieć ciało pana Damiana. Rodzina chce się dowiedzieć, czy nie uczestniczyli w zabójstwie lub nie zacierali śladów.
ZOBACZ: "Interwencja". 88-latka odcięta od świata. Ciągle puka w okna
- To, że sprawca przyznał się do zarzucanego mu czynu, to nie oznacza, że czyn został popełniony tak jak jest przedstawiany przez niego. Proste pytanie: dlaczego zwłoki zostały okradzione? Dlaczego po śmierci Damiana zostały zdjęte buty? Być może były ślady DNA, ślady krwi, a być może były ślady obrony. Może Damian się bronił? Może był zaatakowany przez więcej niż tylko jedną osobę - mówi Stanisław Korzeniewski, prawnik pani Małgorzaty
- I prokuraturze zależy na tym, żeby zebrać taki materiał dowodowy, który pozwoli oskarżyć skutecznie wszystkie osoby winne tego zabójstwa. Prokurator zlecił opinie biegłym, którzy badają ślady zabezpieczone na miejscu zdarzenia - tłumaczy Katarzyna Skrzeczkowska z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Czytaj więcej