Protesty w Uzbekistanie. Ofiary wśród cywilów i funkcjonariuszy
Prezydent Uzbekistanu Szawkat Mirzijojew przekazał w niedzielę, że w piątkowych protestach w mieście Nukus zginęli cywile i funkcjonariusze organów bezpieczeństwa. Zdaniem przebywających na emigracji polityków opozycji zginęło co najmniej pięć osób i są niepotwierdzone doniesienia o dziesiątkach zabitych. Media informują też o tysiącach rannych.
W oświadczeniu opublikowanym online Mirzijojew napisał, że w mieście Nukus, stolicy Karakałpacji, autonomicznego regionu leżącego w północnozachodniej części kraju, w piątek uczestnicy zamieszek dopuścili się "destrukcyjnych działań", rzucając kamieniami, wzniecając pożary i atakując policję.
"Niestety wśród cywilów i funkcjonariuszy organów ścigania są ofiary" – napisał prezydent. W oświadczeniu nie określił ich liczby i charakteru obrażeń.
ZOBACZ: Strzelanina w centrum handlowym w Kopenhadze. Są ofiary śmiertelne
Jak poinformował w niedzielę uzbecki portal informacyjny Daryo.uz po zamieszkach zostało hospitalizowanych tysiące ludzi. Portal cytuje wypowiedź Sułtanbeka Zijajewa, szefa ministerstwa zdrowia Republiki Karakałpacji, mówiącego, że szpitale w mieście Nukus są pełne pacjentów, którzy zostali ranni podczas starć z siłami bezpieczeństwa. - Tysiące rannych zostało hospitalizowanych i jest leczonych – powiedział minister.
W trakcie tłumienia protestów przez policję zginęli ludzie
Na komunikatorze Telegram w piątek i w sobotę pojawiły się zdjęcia sugerujące, że w trakcie tłumienia protestów przez policję zginęli ludzie. Władze oświadczyły w sobotę, że aresztowały "organizatorów masowych zamieszek", którzy chcieli zająć budynki administracyjne w Nukusie.
Przebywający na emigracji polityk opozycji, Pułat Ahunow, powiedział agencji Reutera, że na podstawie kontaktów z lokalnymi źródłami i materiału wideo, co najmniej pięć osób zostało zabitych. Dodał, że istnieją niepotwierdzone doniesienia o dziesiątkach innych zmarłych.
ZOBACZ: USA. Odnaleziono ponad 30 ciał w stanie rozkładu w zakładzie pogrzebowym
Ahunow powiedział, że jego informatorzy nie byli w stanie uzyskać informacji o ofiarach starć z powodu stanu wyjątkowego, zadekretowanego przez władze. Uzbekistan jest ściśle kontrolowaną byłą republiką radziecką, w której rząd zdecydowanie ogranicza wszelkie formy sprzeciwu.
Był to drugi wybuch niepokojów w Azji Środkowej w tym roku, po tym, jak Kazachstan stłumił masowe protesty w styczniu, a Rosja i inne byłe republiki radzieckie wysłały wojska, aby pomóc władzom w przywróceniu porządku.
Protesty przez zapowiadane zmiany konstytucyjne
Protesty w Uzbekistanie zostały wywołane zapowiadanymi przez prezydenta kraju zmianami konstytucyjnymi, które pozbawiłyby Karakałpację autonomicznego statusu. Prezydent zrezygnował z tych planów w sobotę.
Steve Swerdlow, profesor nadzwyczajny praw człowieka na Uniwersytecie Południowej Kalifornii i ekspert ds. Azji Środkowej, powiedział Reutersowi, że Uzbekistan od dawna unika publicznego dialogu w sprawie postulatów i obaw mniejszości etnicznych.
- Rząd powinien zaangażować się w tej sprawie tak przejrzyście, jak to możliwe, wyjaśnić co się wydarzyło, szczególnie w sprawie ofiar i użycia siły, umożliwić niezależnym mediom informowanie, a w dłuższej perspektywie przeprowadzić trudne dyskusje z miejscową ludnością na temat tego, jakie ich obawy były przyczyną tak masowych protestów – powiedział Swerdlow.
Czytaj więcej