"Państwo w Państwie". Nie płacą za wynajmowany lokal. Właściciel pobity metalowym prętem
Nie dość, że od miesięcy nie płacą za wynajmowany lokal, to jeszcze… pobili właściciela, gdy ten próbował upomnieć się o swoje. Pan Paweł ze Stargardu nie może dostać się do swojego mieszkania, a policja rozkłada ręce.
W listopadzie ubiegłego roku pan Paweł ze Stargardu zamieścił w internecie ogłoszenie o wynajmie mieszkania. Zgłosiła się do niego rodzina z dziećmi, która twierdziła, że jest w trudnej sytuacji życiowej i nie ma gdzie mieszkać. Zapłacili mężczyźnie 2000 złotych kaucji i wprowadzili się do mieszkania. Umowę mieli podpisać wkrótce. Lokatorzy do dziś nie podpisali umowy, okupują mieszkanie nie płacąc czynszu ani innych opłat, a właściciel nie może dostać się do środka.
Próba kontaktu zakończona pobiciem
- Zgłosili się do niego ludzie, którzy powiedzieli że bardzo im zależy jak najszybciej żeby zamieszkać. Zdaje mi się że ta pani mówiła, że z dziećmi jest, i trudna sytuacja po prostu, zostają na ulicy, nie mają gdzie się podziać. Można powiedzieć, że się nad nimi zlitował… - mówi Anna Prabucka, córka właściciela mieszkania.
ZOBACZ: Tajemnicza śmierć uczestników orgii w Czeczenii. Trzy nieoznakowane groby
Jedna z prób kontaktu z lokatorami skończyła się dla pana Pawła pobiciem. Gdy chciał on wejść do mieszkania, lokator pobił go metalowym prętem i złamał mu rękę. Postępowanie w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Stargardzie, a napastnik ma zakaz kontaktowania się i zbliżania do właściciela mieszkania, mimo że ten zajmuje jego lokal.
- Próbowałem wejść siłowo po tym jak dowiedziałem się z rozmów z sąsiadami, że "oni ci chyba coś tam wynoszą", że wynoszą graty. Przyjechałem pod kamienicę, spotkałem tego dzikiego lokatora. Przystawił mi nóż do szyi i straszył mnie. Za drugim razem jak chciałem wejść, to pobił mnie stalowym prętem – opowiada Paweł Prabucki, właściciel mieszkania.
Policja jest bezradna: to jest jakaś paranoja
Policja wielokrotnie interweniowała pod tym adresem w sprawie awantur pomiędzy właścicielem a najemcami, jednak w kwestii najmu rozkłada ręce, twierdząc, że będzie mogła pomóc tylko jak pan Paweł będzie miał nakaz eksmisji. Pozew o eksmisję do sądu złożył w marcu, a jego zdobycie może potrwać nawet kilka lat. Do tego czasu będzie musiał płacić za mieszkanie dzikich lokatorów.
ZOBACZ: Urządził rajd ulicami Gdańska. Wjechał w ludzi w centrum miasta
- Policja wręcz ich chroni, to jest jakaś paranoja. Jeżeli ja podchodzę pod drzwi tego mieszkania, próbuję się dostać do środka, lokatorka zawsze dzwoni na policję, przyjeżdża patrol policji i ja jestem pouczany, że nie mogę wejść – mówi właściciel.
Osób poszkodowanych jest więcej
Gdy właściciel przestał opłacać prąd i gaz, liczniki zostały zdemontowane. Teraz dzicy lokatorzy używają butli gazowej i są oskarżani o kradzież prądu z części wspólnej budynku. Zostało to zgłoszone do nadzoru budowlanego, jednak pracownicy dwukrotnie nie zostali wpuszczeni do mieszkania.
- To tylko tak się wydaje, że te lokale zajmują biedne rodziny wielodzietne korzystające z pomocy publicznej. To już jest nieprawda. To są osoby, które mają często doświadczenie, są wyrachowane i prawniczo już nawet wyrobione – mówi mecenas Paweł Wiaczkis.
ZOBACZ: Upały we Włoszech. Alarm pogodowy w pięciu miastach
Pan Paweł dowiedział się, że nie jest on jedyną poszkodowaną osobą przez tych ludzi. Zanim wprowadzili się do jego lokalu, mieli nakaz eksmisji z mieszkania pani Haliny. Są winni kobiecie 17 tys. złotych.
Więcej w materiale Karoliny Rogali w programie "Państwo w Państwie" o 19:30 w Polsacie i Polsat News.
Czytaj więcej