Wojna w Ukrainie. Reporter Polsat News w Buczy. Brak prądu, paliwa i żywności w sklepach
W Buczy niedaleko Kijowa, gdzie Rosjanie podczas okupacji dopuścili się zbrodni wojennych, wciąż panują ekstremalne warunki do życia. - Nie ma prądu, paliwa i żywności w sklepach - mówił reporter Polsat News Andrzej Wyrwiński. Zginął co dziesiąty mieszkaniec, który nie uciekł z miasta. Reporter był z kamerą w miejscach, w których najeźdźcy urządzili sztab, magazyny i katownię, gdzie ginęli ludzie.
- Mieszkańcy Buczy zmagają się z brakiem prądu. Od 10 rano w wmieście nie ma energii elektrycznej. - Przywieźliśmy naszemu przyjacielowi trochę puszek z Polski. Nie można się było do niego dodzwonić. Przez pół godziny staliśmy przed blokiem. W końcu się udało. Jednak nie działa winda, a on mieszka na dziewiątym piętrze. Tak wygląda tutaj dziś rzeczywistość - powiedział Andrzej Wyrwiński.
"Ekstremalnie trudne warunki życia w Buczy"
Reporter Polsat New był na osiedlu w podkijowskiej Buczy. Obok stoi zniszczony supermarket, w sklepie nie można zrobić zakupów. - Bardzo często było tak, że Rosjanie najpierw ograbiali te sklepy, a dopiero potem je niszczyli - powiedział Andrzej Wyrwiński.
WIDEO - Zobacz relację z Buczy
Na osiedlowym parkingu stoi wciąż wiele zniszczonych samochodów. Część jest dosłownie posiekana przez odłamki. - Gdyby ktoś tu siedział, łatwo przewidzieć, co by się z nim stało - mówił Wyrwiński. - Tutaj nikt nie zginął - mówił.
ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Zginął czeczeński dowódca. Rosja oskarża m.in. syna brytyjskiej parlamentarzystki
Obok stoi osiedle, które także było ostrzeliwane. Wiele mieszkań wymaga naprawy.
- Myślę, że mieszkało tutaj przed wojną co najmniej kilka tysięcy osób. Tutaj w Buczy, na tym osiedlu Rosjanie urządzili sobie bazę, to tutaj spędzali czas po tym, jak plądrowali miasto. Dzielili łupy, tworzyli swoje magazyny. Były to tak naprawdę koszary rosyjskiej armii - powiedział dziennikarz.
Tuż obok, w miejscu, gdzie organizowane były obozy dziecięce, Rosjanie urządzili katownię, w której mordowali Ukraińców. Część z nich zabito strzałem w tył głowy, innych torturowano.
WIDEO - Wysłannik Polsat News Andrzej Wyrwiński był z kamerą w Buczy
Zginął co dziesiąty, z tych którzy zostali
Przed rosyjską inwazją w mieście mieszkało 40 tys. ludzi. 90 procent mieszkańców uciekło. - Zostały 4 tysiące ludzi, spośród nich zginął co dziesiąty człowiek - mówił wysłannik Polsat News.
- Cały czas widzimy Ukraińców, którzy próbują remontować swoje domy. Chcą wrócić do miasta i tam znowu żyć. Nie ma jednak precyzyjnej informacji ilu mieszkańców wróciło po inwazji i wyparciu Rosjan - powiedział Wyrwiński. - Ci którzy wracają nie mają po prostu gdzie żyć. Żyje się tutaj ekstremalnie, nie ma prądu, w sklepach jest pusto, do tego są cały czas problemy z komunikacją - dodał.
- Kiedy zaatakowano Buczę wyjechaliśmy pod Lwów. Teraz chciałbym, żeby to wszystko się kończyło i nastał pokój. Mój dom stoi, mamy niewiele, ale powoli wszystko odbudujemy - mówi Piotr, mieszkaniec Buczy.
ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Francuz zginął w walkach. MSZ w Paryżu potwierdza
- Przyjechali tu czołgami, BTR-ami, w pełnym uzbrojeniu. Strzelali z moździerzy, granatników, czołgów i karabinów. Okupacja trwała trzy tygodnie. Na szczęście mieliśmy co jeść, bo mieszkamy na wsi, mieliśmy ziemniaki. Woda też była, mamy swoją studnię. Podłączaliśmy też generator, dzięki czemu mieliśmy prąd - powiedział Bohdan, który również mieszka w mieście.
- Po tych trzech tygodniach wyjechaliśmy swoim samochodem, bo autobusy nie jeździły, a Rosjanie ich nie przepuszczali. Drugim autem jechali sąsiedzi. Musieliśmy przejechać przez sześć rosyjskich punktów kontrolnych, siódmy już był ukraiński. Nam się udało. Następnego dnia Rosjanie otworzyli ogień do tych, którzy próbowali wyjechać. To byli ludzie z naszej wsi. Zginęły cztery osoby - mówił Bohdan.
Minęły dwa miesiące od wyjścia Rosjan
- Od dwóch miesięcy w Buczy nie ma Rosjan. Pod koniec marca Ukraińcy wygrali bitwę o Kijów - przypomniał Wyrwiński. - Miasto wydaje się spokojne, ale nadal jest kompletnie zdewastowane. Wydaje się, że trzeba będzie lat jeśli nie dekad, żeby to wszystko odbudować. Straty muszą być liczone w miliardach (dolarów) - mówił wysłannik Polsat News.
Na razie trudno oszacować straty, a Ukraińcy starają się radzić sobie, jak potrafią. - Pojawiają się generatory prądu, ludzie dzielą się wszystkim - powiedział dziennikarz, który dodał, że w mieście przywracanych jest coraz więcej usług. Prąd coraz częściej jest dostępny. Koszone są nawet trawniki.
ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Matka z dzieckiem zginęli w rosyjskim ostrzale
- W końcu w tym ogarniętym wojną kraju ludzie mogą przez chwilę poczuć normalny rytm - powiedział Wyrwiński.
- Jadąc tutaj mijaliśmy lasy wypełnione ukraińskimi żołnierzami. Jeżeli Władimir Putin zdecyduje się znowu zaatakować Kijów, to musi się liczyć z jeszcze silniejszym oporem niż ten, który napotkał na przełomie lutego i marca - dodał wysłannik Polsat News.
Czytaj więcej