Nielegalne odpady jak tykające bomby. Urzędnicy bezradni
Urzędnicy nie radzą sobie z procederem nielegalnego składowania toksycznych odpadów. Oszuści podrzucają je na prywatne posesje, a kosztem utylizacji obarcza się właścicieli terenów. To nawet kilka milionów złotych. Materiał "Interwencji".
W 2020 roku "Interwencja" pokazała dwie historie kobiet oszukanych w ten sposób. Chociaż od tamtej pory w jednej sprawie oszustów złapano i skazano, a w drugiej sąd orzekł, że to nie właścicielka powinna usunąć odpady, to nieczystości nadal zalegają i zagrażają okolicy.
Pani Małgorzata jest właścicielką hali magazynowej w Nowym Prażmowie na Mazowszu. Hali, w której od dwóch lat zalegają beczki z łatwopalnymi, toksycznymi odpadami.
ZOBACZ: Wypadek, Zbiroża. Zderzenie czołowe dwóch ciężarówek na DK 50. Jedna osoba nie żyje
- Zostały przywiezione przez tak zwaną mafię śmieciową, zorganizowaną grupę przestępczą, która wynajęła ode mnie halę deklarując, że wynajmuje na magazyn na części samochodowe – mówi Małgorzata Wojnicka.
Urzędnicy przerzucają się odpowiedzialnością
Pod nieobecność pani Małgorzaty oszuści zwieźli dwa miliony litrów chemikaliów. Koszt ich utylizacji może wynieść osiem milionów złotych. Kobietę odwiedziliśmy z kamerą po raz pierwszy w lutym 2021 roku. Wówczas obowiązek usunięcia odpadów ciążył na niej, jako na właścicielce terenu.
- Została odwołana decyzja gminy nakazująca mnie wywóz tych odpadów. Gmina uważa, że właściwym organem będzie dyrektor Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Regionalny dyrektor odpisał, że wywozem, zgodnie z przepisami, musi zająć się gmina – mówi pani Małgorzata.
- Wojewódzki Sąd Administracyjny zobowiązał wójta do pogłębionej analizy, do zweryfikowania stanu prawnego i formalnego. Teraz całe to postępowanie wójta jest bardzo istotne, żeby jego wyniki mogły dać wskazówki, co dalej. W oparciu o ustawę o odpadach nie ma możliwości, żeby RDOŚ usunął te odpady – informuje Agata Antonowicz z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie.
Mimo to władze Prażmowa próbowały przerzucić odpowiedzialność za usunięcie odpadów, kierując sprawę do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Chociaż wniosek o rozwiązanie sporu kompetencyjnego został odrzucony, to wójt nie zamierza się poddawać.
ZOBACZ: Warszawa. Pijany jechał hulajnogą elektryczną. Dostał 2500 zł mandatu
- Ja muszę tę procedurę przeprowadzić ponownie. Tak jakbyśmy zaczynali wszystko od nowa. Dla pani właścicielki to jest kolejne kilka miesięcy albo i pół roku czekania – mówi Jan Dąbek, wójt gminy Prażmów.
Taki wydatek zablokuje inwestycje w gminie na lata
Wójt tłumaczy, że jeżeli wyda miliony na utylizację odpadów, to zablokuje inwestycje w gminie na cztery lata.
Sołtys Nowego Prażmowa Grażyna Żarlicka podkreśla, że mieszkańcy boją się, że chemikalia wybuchną.
- Efekt końcowy może być taki, że Nowego Prażmowa nie będzie. I pewnie nie tylko Nowego Prażmowa, być może sąsiednie wsie również ucierpią na tym – dodaje.
ZOBACZ: Robert Makłowicz: hasła "zero waste" nie wymyślono dzisiaj
Gdy zwracamy uwagę wójtowi, że po silnym wybuchu toksyn nie będzie w co inwestować w okolicy, ten odpowiada: - Musiałoby zaistnieć wiele czynników jednocześnie, żeby to wybuchło. Zabezpieczone jest to w tej chwili na tyle, żeby nic się nie stało. Mamy zrobić wszystko, żeby gmina za to nie płaciła.
Czartki. Ponad sto ton toksycznych odpadów
Z podobnym kłopotem borykają się mieszkańcy wsi Czartki w Wielkopolsce, gdzie po raz pierwszy byliśmy z kamerą prawie dwa lata temu. Mimo upływu czasu, w jednej z tamtejszych stodół wciąż znajduje się ponad sto ton toksycznych odpadów.
- To gospodarstwo jest po moich dziadkach. Gdy zmarł dziadek, zostały pewne długi. Stwierdziliśmy z bratem, że posprzątamy i stodołę wynajmiemy, by szybciej je spłacić. Wtedy zaczęły się problemy – opowiada "Interwencji" Aneta Kostrzewa.
ZOBACZ: ZUS: więcej osób może skorzystać z Bonu Turystycznego
Zamiast zapisanej w umowie odzieży, najemcy zaczęli tam gromadzić beczki z chemikaliami. Policji udało się złapać na gorącym uczynku mężczyzn, którzy transportowali odpady.
- Panowie, którzy zostali aresztowani podczas rozładunku jednego z ostatnich tirów, mają już wyroki. To już minęły dwa lata od momentu, kiedy ci panowie to przywieźli. I oni są nadal na wolności. Czyli co? To jest zachęta, że każdy może sobie tak zrobić, zostawić u kogoś śmieci, bo to jest łatwy pieniądz – komentuje pani Aneta.
Mieszkańcy bez przerwy się boją
Koszt usunięcia beczek wynosi około pół miliona złotych. Chociaż winnych podrzucenia odpadów skazano, to władze gminy wciąż domagają się, żeby teren, za swoje pieniądze, oczyściła pani Aneta.
"Adresatem decyzji (…) jest posiadacz odpadów, który je składuje lub magazynuje w miejscu do tego nieprzeznaczonym. (…) Postępowanie administracyjne jest na etapie rozpoznania skargi przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu" – brzmi fragment oświadczenia Urzędu Gminy Żelazków.
ZOBACZ: Sąd Najwyższy. Senackie komisje za licznymi poprawkami do nowelizacji ustawy
W jednej i drugiej sprawie biurokratyczny ping pong trwa w najlepsze. Tymczasem sprawcy zamieszania są na wolności, poszkodowane kobiety nie wiedzą, co robić dalej, a mieszkańcy okolicznych terenów drżą o każdy kolejny dzień.
- Wszyscy ręce umywają, a to stoi. My się boimy bez przerwy, bo blisko nas to wszystko jest i po prostu spać nawet nie można. Jak jest jakaś silna burza czy coś, to strach z tym wszystkim jest. Jak się coś wydarzy, to już będzie za późno – mówi Zofia Figiel, sąsiadka pani Anety.
Materiał wideo znajdziecie na stronie Interwencji.
Czytaj więcej