Wojna rodziców o dzieci. Oskarżenia o bicie i głodzenie
34-letni pan Bartłomiej z Mazowsza od ponad miesiąca ukrywa się z dwojgiem swoich dzieci, po tym jak sąd zdecydował o przymusowym oddaniu ich matce. Pan Bartłomiej mówi, że dzieci nie chcą wracać do rodzinnego domu mamy, bo są tam bite, wyzywane, a nawet głodzone. Matka zaprzecza i odpowiada, że mężczyzna manipuluje dziećmi, by stawiały ją w złym świetle. Materiał "Interwencji".
- Ukrywam się, bo dzieci nie chcą wracać do mamy, a sąd wydał postanowienie o przymusowym ich odebraniu mi. Jak je odwoziłem, to całą drogę płakały, musiałem z samochodu je wyjmować, a na podwórku siłą włożyć. Jedno włożyłem, drugie uciekło. Córka mówi, że mama ją popycha, spycha nogami z łóżka, zrzuca, nie daje im jeść. Były takie sytuacje, że jak nie było co zjeść, to kazała im kotleta z wiaderka dla psów zjeść. Zgłoszone jest do prokuratury, że z głodu jadły mlecz - twierdzi pan Bartłomiej
- Za każdym razem powtarza to samo: głodne i bite, nic więcej. To są kłamstwa i tą sprawą z pójściem do telewizji, oskarżaniem mnie o wymyślone znęcanie się nad dziećmi pokazuje, że tonący brzytwy się chwyta, to są jego ostatnie asy z rękawa, nic to mu nie da. Po czterech miesiącach codziennego wpajania dzieciom przez ojca swojego zdania, one nie będą twierdziły inaczej. Wkłada im do głowy słowa, które mają powtarzać i tak robi starsza córka - odpowiada pani Joanna, matka dzieci.
Małżeństwo rozstało się ponad rok temu. Sprawa rozwodowa trwa, a dzieci od roku przebywały na Mazurach przy matce. W styczniu pan Bartłomiej zdecydował się zabrać je. Jego zdaniem zwłaszcza 9-letnia córka przeżywa powrót do domu mamy.
- Zarzuty są bezpodstawne, nic z tego nie jest prawdą. Mój mąż nie ma na to żadnych dowodów, bo takich nie ma. On to sobie uroił, w opiniach OZSS jest napisane, że jest niestabilny emocjonalnie, przede wszystkim ma ogromny negatywny wpływ na dzieci. On na nie wpływa, jeździ później do prywatnych klinik do prywatnych specjalistów, którzy oczywiście za pieniążki wystawiają to, co on chce - twierdzi pani Joanna.
ZOBACZ: "Interwencja" o ataku z nożem na dziecko. Taksówkarz bohaterem
Pan Bartłomiej ma zastrzeżenia do przebiegu badań przeprowadzonych przez biegłych na zlecenie sądu.
- Rozmowa trwała może cztery, pięć minut, panie dały mi cztery pytania, a żona siedziała u nich długo, bo ze 40 minut. Córka była koło dwóch minut. Powiedziała to wszystko, było słychać, bo drzwi były uchylone. Ona powiedziała do córki wprost, żeby przestała kłamać, zaczęła mówić prawdę i córka wybiegła do mnie stamtąd - twierdzi pan Bartłomiej.
Mężczyzna przeprowadził badania psychologiczne w niezależnym ośrodku w Łodzi. Dołączył je do sprawy. Zawiadomił prokuraturę w Kętrzynie o znęcaniu się matki nad dziećmi. Postępowanie jest w toku. Okazuje się, że mama też złożyła zawiadomienie.
ZOBACZ: "Interwencja". Za wypadek wypłacono 160 tys. zł. Pieniędzy nie zobaczył
- W przeciwną stronę toczy się również taka sprawa, zgłosiłam o znęcanie się nad moimi dziećmi przez ojca - przyznaje pani Joanna.
- Planowane są w najbliższych dniach przesłuchania tych wszystkich osób, które występowały w toku postępowania sprawdzającego w charakterze świadków - informuje Krzysztof Stodolny z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.
- Strony mogą przedstawiać prywatne opinie, swoje, własne, na ich zlecenie wydane, ale zawsze w takich sytuacjach sąd dopuszcza dowód z ośrodka zawodowych specjalistów sądowych - mówi Iwona Wiśniewska-Bartoszewska z Sądu Okręgowego w Płocku.
Materiał "Interwencji" możesz zobaczyć tutaj.
Czytaj więcej