Podkarpackie. Pożary w miejscowości Słomiana. Podpalaczem okazał się 14-latek
14-latek okazał się sprawcą serii podpaleń, do której doszło w ostatnich dniach w miejscowości Słomiana na Podkarpaciu. Straty powstałe w wyniku spowodowanych przez nastolatka pożarów oszacowano na około 100 tys. złotych. Sprawa trafi do sądu rodzinnego.
5 maja w podkarpackiej miejscowości Słomiana doszło do pożaru stodoły. Początkowo wydawało się, że mógł to być nieszczęśliwy wypadek. Jednak dwa dni później w tej samej miejscowości w płomieniach stanęła kolejna stodoła. Pojawiły się więc podejrzenia, że w Słomianej może grasować podpalacz.
Mieszkańcy zaczęli podejrzewać, że za podpaleniami stoi ktoś obcy, dlatego rozglądali się, wypatrując nieznajomych.
11 maja doszło do kolejnego pożaru. Tym razem ogień strawił wiatę, w której znajdowało się drewno oraz brykiet opałowy. Od tego momentu zaczęło się intensywne policyjne śledztwo, które doprowadziło mundurowych do nastoletniego mieszkańca Słomianej - zatrzymano go 12 maja.
ZOBACZ: Wyszków. Pożar domu jednorodzinnego. Nie żyją dwie kobiety
- Na miejscu pożaru policjanci wykonali szczegółowe oględziny, zebrali ślady oraz ustalili świadków. Zebrany materiał dowodowy dał podstawy do wytypowania podejrzanego o podpalenia. Okazało się, że stoi za nimi 14-letni mieszkaniec gminy Pysznica, który od razu przyznał się do winy. Sprawa trafi do Sądu Rodzinnego w Stalowej Woli - powiedziała kom. Ewelina Wrona z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.
Mieszkańcy Słomianej nie kryją zaskoczenia efektem policyjnego dochodzenia. Jak mówią, nikt nie spodziewał się, że za podpaleniami stoi mieszkaniec ich miejscowości, tym bardziej, że będzie to nastolatek.
Zdaniem policji wstępne straty wyceniono na około 100 tys. zł. Nie wiadomo, co kierowało 14-letnim podpalaczem, wyjaśni to prowadzone postępowanie.
Wideo: Podkarpacie. Nastolatek podłożył ogień pod trzy budynki
Pożar lasu w Prośnie. Strażacy: mógł być spowodowany przez człowieka
Z kolei w czwartek, 12 maja po południu strażacy zostali poinformowani o pożarze lasu w miejscowości Prosna na Mazowszu.
- Początkowo było to pięć hektarów. Na miejscu było kilkudziesięciu strażaków. Niestety niesprzyjające warunki, czyli silny wiatr, a także wysuszona roślinność spowodowały, że pożar bardzo szybko się rozprzestrzenił. Po około godzinie paliło się już 50 hektarów, a około godz. 15 już 100 - podaje bryg. Karol Kierzkowski.
- W działania zaangażowanych było blisko 200 strażaków, 60 samochodów. W akcji uczestniczyły trzy samoloty Lasów Państwowych i policyjny śmigłowiec Black Hawk, który miał na pokładzie ratowników wysokościowych Państwowej Straży Pożarnej i podwieszony bambi-bucket, czyli zbiorniki na wodę o dużej pojemności. Policyjny śmigłowiec został zadysponowany z ćwiczeń Renegade/Sarex-22 nad Zalewem Zegrzyńskim - mówił bryg. Karol Kierzkowski.
ZOBACZ: USA. Potężny pożar w Kalifornii. Żywioł pochłonął dziesiątki domów
Podczas gaszenia pożaru wykonano około 20 zrzutów wody przy pomocy policyjnego śmigłowca i około 30 przy pomocy samolotów Lasów Państwowych. - To było znaczące wsparcie, by nie rozprzestrzeniał się pożar - zaznaczył.
Ogień udało się opanować około godziny 21, jednak strażacy wciąż są na miejscu i dogaszają pogorzelisko. - Na miejscu nadal jest 30 strażaków i 8 samochodów gaśniczych, więc akcja cały czas trwa i może potrwać kilka dni - informował w piątek rano bryg. Karol Kierzkowski.
Na pytanie, czy pożar mógł powstać z winy człowieka odpowiedział, że "niestety pożary lasów i traw bardzo często są spowodowane przez człowieka, również z celowych podpaleń". - W tym przypadku też tego nie wykluczamy. Ale powinniśmy się jeszcze wstrzymać i poczekać na wyniki policyjnego śledztwa - powiedział.
Czytaj więcej