"Interwencja". Za wypadek wypłacono 160 tys. zł. Pieniędzy nie zobaczył
75-letni Teofil Wilczek z Pszczyny w województwie śląskim dostał od ubezpieczyciela 160 tys. zł odszkodowania za wypadek, po którym pozostanie już osobą niepełnosprawną. Mężczyznę reprezentowała w sądzie kancelaria prawna, która w zamian za pomoc miała dostać prowizję, a zatrzymała wszystkie pieniądze. Poszkodowanych w ten sposób jest zdecydowanie więcej. Materiał "Interwencji".
Do wypadku doszło ponad siedem lat temu. Od tamtego czasu pan Teofil jest niepełnosprawny, musi też walczyć o odszkodowanie.
Zgłosiła się kancelaria prawna
- Kobieta wyjeżdżała z parkingu, na skrzyżowaniu zajechała mi drogę, uderzyła mnie w prawy bok. Doznałem otwartego złamania podudzia prawego, w dwóch miejscach, spalenia tkanki mięsnej przez rurę wydechową mojego motocykla - powiedział "Interwencji" Teofil Wilczek.
Jak mówił, po operacji jedna z jego nóg jest o siedem centymetrów krótsza i "to rzutuje na kręgosłup, który zaczyna się wykrzywiać".
ZOBACZ: Fałszywy ortodonta znów przyjmował pacjentów. Materiał "Interwencji"
Już w szpitalu do pana Teofila zgłosili się przedstawiciele kancelarii prawnej, która miała pomóc w walce o odszkodowanie. Poważnie ranny człowiek nie od razu zgodził się na tę współpracę. Po wielokrotnych namowach umowę podpisano.
- Po szpitalu to jeszcze do domu, tak nachalnie, po prostu ogłupili mnie, że ja podpisałem z nimi umowę. Stanowi ona, że przejmują wszystkie należności, jakie ubezpieczyciel mi przekazuje, odtrącają swoją prowizję i potem przelewają w ciągu pięciu dni na moje konto - tłumaczył Teofil Wilczek.
Na konto pieniądze nie wpłynęły
Kancelaria prawna z Bielska-Białej w 2019 roku sprawę wygrała. Ubezpieczyciel wypłacił jej odszkodowanie, ale na konto pana Teofila pieniądze nie wpłynęły. Mężczyzna stracił wszelki kontakt z kancelarią. Co gorsza - zmarł jej właściciel i do dziś nie wiadomo, kto po nim dziedziczy.
- W 2019 roku został wydany wyrok w sprawie pana Teofila Wilczka, sąd zasądził na jego rzecz 160 tysięcy złotych. Z całą pewnością te pieniądze powinny być wypłacone - poinformował Marian Krzysztof Zawała z Sądu Okręgowego w Katowicach.
ZOBACZ: "Interwencja". Jego budynek zniknął z aktu notarialnego! Choć stoi od 25 lat
- Nie ma firmy, ponieważ właściciel zmarł, a ja prowadziłem obsługę prawną, dlatego pan do mnie dzwoni - przekazał nam radca prawny kancelarii odszkodowawczej.
Na pytanie co z poszkodowanymi przez tę firmę, którzy czekają na zwrot pieniędzy, odparł, że "jak ktoś umiera, to nie ucieka z pieniędzmi, tylko umiera". Dodał też jednak, że nie ma informacji o długach sprzed kilku lat.
Widzowie "Interwencji" o tej kancelarii prawnej usłyszeli już dwa lata temu. Wtedy pokazywaliśmy historię małżeństwa z Gliwic, które po wypadku także musiało walczyć o należne odszkodowanie.
WIDEO - Ubezpieczyciel wypłacił odszkodowanie kancelarii, ale na konto pana Teofila pieniądze nie wpłynęły
Mogłam spełnić marzenia, został żal
- Za te pieniądze, które mi się należały, za ten ból, mogłam spełnić jakieś marzenia wspólnie z mężem, a tak tylko żal został - mówiła wówczas walcząca o odzyskanie pieniędzy Magdalena Ziółkowska.
- Nie wiadomo, skąd do nas trafili, skąd pobierają te informacje. Nie wchodząc w jakieś teorie spiskowe, mają kontakty. Nie wiem, czy z lekarzami, czy z jakimiś innymi służbami mundurowymi - opowiadał wówczas walczący o odszkodowanie Radosław Ziółkowski.
ZOBACZ: Nagła operacja trzy dni po porodzie. Osierociła pięcioro dzieci
Okazuje się, że podobnych historii jest już kilkadziesiąt. Działalnością bielskiej kancelarii prawnej zajmuje się prokuratura.
- Postępowanie dotyczy przywłaszczenia pieniędzy pochodzących z wypłat odszkodowań. Aktualnie w tym postępowaniu ustalono dwadzieścia osób, które występują w charakterze pokrzywdzonych, ale to postępowanie jest w toku i ten krąg nie jest jeszcze zamknięty - przekazała Agnieszka Michulec z Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej.
Odszkodowanie miało pójść na mieszkanie
Pan Teofil pieniądze z odszkodowania chciał przeznaczyć na nowe mieszkanie, bo w swoim mieszkać już nie może. Od wypadku mieszka u syna.
ZOBACZ: "Interwencja". Pan Jacek czekał na pensję. Dostał wezwanie do zapłaty
- Do wypadku mieszkałem w Pszczynie, na czwartym piętrze. Próbowałem raz się wdrapać na to czwarte piętro, ale to jest niemożliwością. Bardzo krótkie odcinki mogę po prostu przejść o kulach, bo cierpią ręce, kręgosłup i noga, cały organizm. Oni prawdopodobnie od samego początku kombinowali, by mnie oszukać - podsumował.
Czytaj więcej