Wojna w Ukrainie. Seria eksplozji we Lwowie
Co najmniej trzy silne eksplozje dały się słyszeć w piątek rano we Lwowie - poinformowała stacja telewizyjna Ukraina 24 za pośrednictwem komunikatora Telegram. - Na obrzeżach miasta widać ogień - podał doradca ministra spraw wewnętrznych Ukrainy. Jak poinformował mer Lwowa rakiety spadły na zamknięte zakłady naprawy samolotów zlokalizowane przy lotnisku.
W kierunku Lwowa wystrzelono w piątek rano sześć rakiet z okrętu podwodnego na Morzu Czarnym – podało w piątek rano dowództwo sił powietrznych Zachód, na które powołuje się agencja Interfax-Ukraina.
ZOBACZ: Marcin Przydacz po ataku na Lwów: Propozycja Kaczyńskiego staje się aktualna
Pociski trafiły w obiekty w okolicach lwowskiego lotniska, ale nie w sam port, co potwierdził mer miasta Andriej Sadowy.
Ukraińska armia: Rosja mogła wystrzelić rakiety X-555
Mer doprecyzował, że rosyjskie rakiety trafiły w zakład naprawy samolotów, który został zniszczony. - Był on zamknięty, dlatego na chwilę obecną nie ma ofiar - dodał Sadowy.
Według wojska, mogły to być rakiety X-555. "Dwie z nich zostały zestrzelone przez wojska rakietowe dowództwa powietrznego Zachód" – podała ukraińska armia.
Na krótkim nagraniu, zamieszczonym w sieci, widać, jak na horyzoncie unoszą się kłęby dymu w kształcie grzyba.
Reporterka Interii we Lwowie: ostrzał zakłócił atmosferę powrotu do normalności
Karolina Olejak, reporterka Interii we Lwowie, przekazała, że poranny ostrzał "zaburzył spokój mieszkańców i atmosferę powrotu do normalności". - Przez centrum miasta przejechała kolumna samochodów na sygnałach. Lwowianie mówią, że poranek był dla nich trudny, część z nich zeszła do schronów - powiedziała.
ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Rosjanie ostrzelali zoo w obwodzie charkowskim
Jak dodała Karolina Olejak, mieszkańcy miasta leżącego 70 kilometrów od granicy z Polską "mają świadomość, że że Rosjanie chcą ich przestraszyć". - Oni chcą myśleć racjonalnie, wracać do swojej pracy - mówiła.
Mieszkańcy Lwowa zabezpieczają zabytki
- Mamy długą listę zabytków we Lwowie, które należy ochronić. Do tej pory zabezpieczyliśmy 30 procent z nich, część zabytków została zdemontowana i przeniesiona do schronów - powiedziała w czwartek Lilia Onyszczenko, miejska konserwatorka zabytków w tym mieście.
- Gdy wojna się zaczęła, byliśmy w szoku, co się dzieje, ale następnego dnia zaczęliśmy działać. W pierwszej kolejności zaczęliśmy zabezpieczać witraże na kościołach, na cerkwiach i na budynkach mieszkalnych. Trzeba to było robić szybko, bo nie wiedzieliśmy, ile mamy czasu - podkreśliła i dodała, że "później okazało się, że dzięki Bogu, jest czas".
ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Lwów zabezpiecza swoje zabytki. Część z nich przeniesiono do schronów
- Zaczęliśmy więc działać systematycznie, nie tak chaotycznie jak na początku. Zrobiliśmy sobie listę obiektów, które są najcenniejsze i które możemy zabezpieczyć, bo nie każdy taki zabytek się da. Na tej liście jest dużo pozycji. Niektóre witraże przenieśliśmy do schronów, podobnie z rzeźbami - powiedziała Onyszczenko. Wiele zabytków znalazło się w schronach. - Najtrudniejsze do zabezpieczenia są rzeźby, które znajdują się wysoko na elewacjach. Do nich trzeba się jakoś dostać. Nie mamy nawet podnośników. Na razie możemy sięgnąć wysokości 25 metrów - wyjaśniła.
Onyszczenko podkreśliła, że nie wszystkie budynki zostaną w pełni zabezpieczone, tak jak by chcieli konserwatorzy. Jednym z takich przykładów jest budynek opery lwowskiej, którego dolne partie będą ochronione, ale już sama kopuła, ze względu na swą wysokość, jest bardzo trudna do zabezpieczenia.