Wojna Rosja-Ukraina. Mer Kijowa Witalij Kliczko: rosyjscy snajperzy są już w mieście
Reporterowi telewizji BILD Paulowi Ronzheimerowi udało się w poniedziałek porozmawiać z merem Kijowa Witalijem Kliczko. O sytuacji w mieście Kliczko mówi: "Czujemy się, jakbyśmy byli w filmie. Ale taka jest rzeczywistość, taka jest teraz rzeczywistość w naszym kraju. To jest jak horror".
Zapytany o to, jak niebezpiecznie jest teraz w mieście, mer Kijowa Witalij Kliczko mówi: "W mieście nie ma jeszcze bezpośrednio wojsk rosyjskich, one przyjeżdżają, walczą i wracają. W ciągu ostatnich kilku dni nasza armia pokazała naprawdę silny charakter. Cała tutejsza ludność popiera naszą armię".
Atak na Kijów. W mieście działają "rosyjskie grupy terrorystyczne"
Niemniej jednak sytuacja w mieście jest nadal niebezpieczna, ponieważ w Kijowie działają już "rosyjskie grupy terrorystyczne". - Także niektórzy rosyjscy snajperzy są już w mieście. Dlatego trzeba być ostrożnym - mówi Kliczko. Poklepuje Ronzheimera po kamizelce ochronnej, którą reporter nosi teraz przez cały czas. - Dlatego kamizelka kuloodporna to właściwa decyzja, gdy wychodzisz na zewnątrz - zaznaczył.
ZOBACZ: Wojna na Ukrainie. Szwajcaria wprowadza sankcje wobec Rosji
Kliczko podkreśla, że "nikt nie chce wojny, wszyscy są niepewni". - Rosja zapowiedziała, że nie będzie strzelać do cywilów, ale "mamy już przykład z naszego miasta, gdzie został trafiony wieżowiec i zginęli cywile - przekazał.
- Trudno powiedzieć, co naprawdę planuje kremlowski despota Władimir Putin - mówi. - Trudno jest zajrzeć do głowy Putina, jest on chory psychicznie. Brak mu piątej klepki. Nie wiem, skąd wziął pomysł, by zaatakować Ukrainę. Nigdy nie byliśmy agresywni. Jesteśmy krajem pokojowym. To jest koszmar dla wszystkich - powiedział Kliczko.
"Będzie tu słabo z żywnością i lekarstwami"
Stolica Ukrainy cierpi z powodu zablokowania wielu dróg dostaw do miasta. - Logistyka się załamała. W najbliższych dniach będzie tu słabo z żywnością i lekarstwami - ostrzega mer Kijowa.
- Czujemy się, jakbyśmy byli w filmie. Ale taka jest rzeczywistość, taka jest teraz rzeczywistość w naszym kraju. To jest jak horror - powiedział Kliczko, w kontekście obecnej sytuacji.
ZOBACZ: Szef Rady Europejskiej: Rosja może zdestabilizować także inne kraje
Dla Witalija Kliczki nigdy nie było mowy o opuszczeniu ojczyzny. W rozmowie z Ronzheimerem mówi: "Jestem w domu. To jest moje miasto. Czuję się tu komfortowo. (...) Czego mam się bać? Jestem w domu. Nikt nie może odebrać mi marzeń o Kijowie. (...) Jeśli mój kraj potrzebuje mojego życia, muszę bronić swojego kraju".
"Ludzie powinni wyjść na ulice przed rosyjskie ambasady"
Burmistrza Kijowa szczególnie poruszyło wielkie poparcie w Niemczech i innych krajach podczas masowych demonstracji przeciwko wojnie na Ukrainie. Tylko w niedzielę ponad 100 tysięcy ludzi demonstrowało w Berlinie przeciwko wojnie Putina i wyraziło solidarność z Ukrainą.
- Potrzebujemy wsparcia humanitarnego, potrzebujemy żywności. Ale wsparcie moralne też jest ważne, bardzo dziękuję - powiedział Kliczko w poniedziałek po południu w wywiadzie dla telewizji BILD. - Ludzie powinni wyjść na ulice przed rosyjskie ambasady. (...) cieszę się, że wielu ludzi się obudziło - przekazał.
ZOBACZ: "Bild": Putin ukrywa się w bunkrze na Uralu, jak kiedyś Stalin. Jest wściekły
W ostatnich dniach Kliczko miał mało czasu na rozmowę z rodziną, ale w niedzielę mógł krótko porozmawiać ze swoim najmłodszym synem. Dostaje wiele smsów od swoich krewnych i dzieci, które się martwią. W poniedziałek syn wysłał mu SMS-a: "Tato, uważaj na siebie".