Poznań. Zabił siekierą i mieszkał ze zwłokami. Sąd obniżył mu wyrok
60-letni Przemysław H. zabił kolegę uderzając go siekierą w głowę. Potem przez około miesiąc mieszkał ze zwłokami. W środę Sąd Apelacyjny w Poznaniu obniżył mu wyrok do 6 lat więzienia i wskazał, że swoim działaniem "przekroczył on granice obrony koniecznej". Wyrok 6 lat pozbawienia wolności, orzeczony w środę przez Sąd Apelacyjny w Poznaniu, jest już prawomocny.
Do zdarzenia doszło pod koniec 2020 roku. Ciało 44-letniego Roberta K. znaleziono w mieszkaniu na poznańskiej Wildzie. Zwłoki był już w stanie znacznego rozkładu. Prokuratura oskarżyła Przemysława H. o zabójstwo.
Proces mężczyzny ruszył we wrześniu ub. roku. Oskarżony wskazywał wówczas, że poznał Roberta K. w 2018 roku w parku, razem pili piwo. Robert K. miał poprosić oskarżonego, żeby mógł się u niego zatrzymać na kilka dni, zanim sobie czegoś nie znajdzie. Potem – według relacji oskarżonego – miało dochodzić do awantur między mężczyznami, Przemysław H. podkreślał, że był zastraszany i terroryzowany przez Roberta K.
"To były takie nerwy"
Przemysław H. przyznał się przed sądem do dokonania zabójstwa, ale podkreślił, że do zbrodni doszło w obronie własnej. - Stało się to bardzo szybko, nawet nie wiem, kiedy i jak. Robert przyszedł do mnie pijany, jakby pod wpływem narkotyków, groził, że mnie zabije. Wpuściłem go do domu, bo groził, że mi rozwali drzwi, to nie było już pierwszy raz. Machał mi tą siekierą przed głową. Jak go wpuściłem, to go nie poznawałem, był jakiś nerwowy, pod wpływem jakiś środków. Nie wiedziałem, co się dzieje, a on machał mi tą siekierą przed głową, zamierzał się na mnie - mówił w sądzie oskarżony.
- Próbowałem z tego mieszkania wyjść, wziąłem kurtkę. Robert nie pozwolił mi wyjść, kazał mi wejść do pokoju i siąść na fotelu, cały czas wymachując tą siekierą. Między tymi atakami zrobił sobie przerwę, żeby się napić piwa i zapalić papierosa. Ja byłem bardzo zdenerwowany i wtedy chwyciłem tę siekierę i go uderzyłem. Uderzyłem go w głowę, ale jakby chciał się na mnie rzucić i z tych nerwów uderzyłem go jeszcze raz. Nie pamiętam, czy uderzyłem go obuchem, czy ostrzem to były takie nerwy. Potem on się osunął, uderzył jeszcze głową o ścianę i upadł. Ja wyszedłem z domu, było ciemno. On się nie ruszał – dodał.
Zwłoki zaciągnął do łazienki
Przemysław H. powiedział, że zwłoki kolegi zaciągnął do łazienki, zaś siekierę zawinął w zakrwawioną kołdrę i wyrzucił do kosza na śmieci. Wskazał, że później nie korzystał z łazienki, mył się w kuchni.
Sąd Okręgowy wydał wyrok po zaledwie jednej rozprawie; sąd uznał winę Przemysława H. i skazał go na karę 10 lat pozbawienia wolności. Od tego wyroku apelację złożył obrońca oskarżonego, który wnosił o uniewinnienie Przemysława H., ewentualnie uchylenie wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania. Obrońca wskazywał, że oskarżony był terroryzowany przez Roberta K. i działał w warunkach obrony koniecznej. Prokuratora z kolei wniosła w apelacji o zwiększenie wymiaru kary do 15 lat pozbawienia wolności.
Obniżenie kary
W środę sprawę rozpoznał Sąd Apelacyjny w Poznaniu i po długiej naradzie wydał prawomocny wyrok, obniżając karę dla Przemysława H. z 10 do 6 lat pozbawienia wolności. Sąd uzupełnił także opis czynu przypisanego oskarżonemu poprzez dodanie sformułowania o treści: "odpierając bezpośredni i bezprawny zamach polegający na użyciu wobec niego przez Roberta K. groźby bezprawnej pozbawienia życia w celu zmuszenia go do pozostania w mieszkaniu, stosując sposób obrony niewspółmierny do niebezpieczeństwa zamachu, przekroczył granice obrony koniecznej".
Sędzia Henryk Komisarski podkreślił w uzasadnieniu wyroku, że apelacja złożona przez prokuratora dotyczyła wyłącznie zakresu orzeczenia o karze dla oskarżonego. - Prokurator nie podważył ani oceny dowodów, jaką przeprowadził sąd okręgowy, ani ustaleń faktycznych, jakie poczynił sąd. Dlatego też sąd apelacyjny ocenia te ustalenia, które sąd okręgowy poczynił, w pełni się z nimi zgadzając – i nie mając prawnych możliwości ich podważenia. Dodał, że sąd I instancji oparł swoje ustalenia co do przebiegu zdarzenia na postawie wyjaśnień oskarżonego i – jak zaznaczył – dał im w znakomitej większości wiarę.
ZOBACZ: Rzeszów. Zabójstwo psycholog w więzieniu. Artur R. usłyszał zarzuty
- W efekcie sąd apelacyjny dokonał innej subsumpcji w zakresie tego, czy doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej, czy też nie. Sam fakt zaistnienia zamachu ze strony pokrzywdzonego Roberta K. został tak naprawdę ustalony przez sąd okręgowy – powiedział.
Sędzia zaznaczył, że "kiedy po wspólnym spożywaniu alkoholu oskarżony postanowił opuścić mieszkanie, w tym momencie wybiegł za nim z pokoju Robert K. – co ustalił sąd okręgowy - trzymając w ręku siekierę zagroził, że pozbawi go życia jeżeli on wyjdzie z tego mieszkania (…) oskarżony zastosował się do tego żądania, ale kiedy usiedli znowu przy stoliku, pokrzywdzony odłożył siekierę. I oskarżony wykorzystując ten moment zadał trzy ciosy w głowę pozbawiając życia pokrzywdzonego".
"To, że zamach był podjęty; bezpośredni i bezprawny polegający na użyciu groźby bezprawnej pozbawienia życia oskarżonego (…) jest faktem ustalonym przez sąd okręgowy. Problem sprowadza się jedynie do odpowiedzi na pytanie, czy w momencie zadawania uderzeń siekierą zamach był nadal bezpośredni? Czy nadal istniało niebezpieczeństwo jak gdyby natychmiastowego naruszenia dobra oskarżonego?" – wskazał sąd.
ZOBACZ: Częstochowa. Bliscy nie są w stanie uczestniczyć w identyfikacji ciał Aleksandry i Oliwii
Sędzia tłumaczył, że zamach definiuje się jako bezpośredni nie tylko wtedy, kiedy dobro jest atakowane, ale również wtedy, kiedy występuje wysokie prawdopodobieństwo naruszenia tego dobra, albo też kontynuowania już naruszanego dobra.
- W niniejszej sprawie nie ma dla sądu apelacyjnego wątpliwości, że ten zamach, który jednak ograniczył się do gróźb pozbawienia życia (…) był cały czas aktualny – wskazał sędzia. Dodał, że pozostawało więc pytanie, czy działania oskarżonego mieściły się w pełni w obronie koniecznej, nie przekraczając ich granic, czy też oskarżony przekroczył te granice używając środka obrony niewspółmiernego do niebezpieczeństwa zamachu.
Sąd apelacyjny uznał, że w tej sprawie "zamach i niebezpieczeństwo zarazem ograniczyły się do użycia gróźb, które miały na celu zmuszenie oskarżonego do pozostania w mieszkaniu (…), ale nic nie wskazuje, że on chciał go pozbawić życia, czy uszkodzić – zresztą sąd doszedł do przekonania, że byłoby to nieracjonalne, bo sam pokrzywdzony podjął te działania, by wymusić na nim dalszą zgodę na zamieszkiwanie. Pozbawienie życia pozostawałoby tak naprawdę w sprzeczności z jego celem – podkreślił sędzia.
"Historia trudnych relacji"
- Poza tym ta historia ich trudnych relacji, która wynika nie tylko z wyjaśnień oskarżonego, ale również z zeznań sąsiadów wskazuje, że między nimi wielokrotnie dochodziło do różnego rodzaju zachowań agresywnych, do kłótni. I właśnie tłem przede wszystkim były te żądania opuszczenia mieszkania (…), dlatego też sad apelacyjny przyjął, że doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej, co oznacza, że zachowanie było już bezprawne, a sposób obrony był już nieadekwatny do tego niebezpieczeństwa – dodał sędzia.
Podkreślił, że przyjmując, iż doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej, sąd zastosował nadzwyczajne złagodzenie kary w tym przypadku, mając też na uwadze – jak wskazał – "posługiwanie się przez pokrzywdzonego siekierą, wcześniejsze używanie wobec oskarżonego przemocy i to, że był on pod jego wpływem od dłuższego czasu" – zaznaczył sędzia.