Bukowina Tatrzańska. Sanepid karał restaurację za otwarcie w lockdownie. Wygrali w sądzie
Właściciele restauracji Schronisko Bukowina w Bukowinie Tatrzańskiej wygrali w sądzie z sanepidem, który ukarał ich za otwarcie lokalu podczas lockdownu. Wszystkie postępowania zostały umorzone, a sąd nakazał zwrot kary, jaką restauracja zapłaciła. Uznał, że zakazać działalności gospodarczej można ustawą, a nie rozporządzeniem. Materiał "Interwencji".
Rok temu z powodu pandemii lokale gastronomiczne nie mogły obsługiwać gości przy stolikach. Niektóre jednak wyłamały się z zakazów. Kończyło się to kontrolami, awanturami. Jedną z restauracji, która zaczęła przyjmować wówczas klientów, było Schronisko Bukowina z Podhala.
- Podstawowa rzecz była taka, że mamy 60 pracowników, zamknięcie restauracji spowodowałoby, że tych ludzi trzeba zwolnić lub wysłać na bezpłatne urlopy. U nas pracownicy są od początku powstania lokalu. Nie łapaliśmy się na żadne tarcze, jedynie na zwolnienia z ZUS-u - opowiada Kamil Sakałus, dyrektor Schroniska Bukowina.
"Podjeżdżały 3-4 radiowozy policji plus sanepid"
Pracownicy Schroniska Bukowina mówią, że decyzja o serwowaniu posiłków wewnątrz lokalu była walką o przetrwanie. Przez ówczesne zakazy wiele restauracji i jadłodajni zbankrutowało, nie przetrwały lockdownu. A te, które dziś funkcjonują, mają problem z pracownikami. Personel przebranżowił się i nie wrócił do gastronomii.
ZOBACZ: Fałszywy ortodonta znów przyjmował pacjentów. Materiał "Interwencji"
Kiedy mimo rządowych obostrzeń restauracja w Bukowinie Tatrzańskiej otworzyła się, od razu zapełniła się klientami. Natychmiast pojawiły się też liczne kontrole. Restauratorzy zostali ukarani grzywną 30 tys. zł przez zakopiański sanepid.
- Podjeżdżały 3-4 radiowozy policji plus sanepid. Policjanci spisywali gości jako świadków wykroczenia, panie z sanepidu pisały protokół. Sanepid wychodził, to w progu czekała inspekcja handlowa. Kto tam jeszcze był? Urząd celno-skarbowy, zwykła skarbówka, nadzór budowlany, straż pożarna, inspekcja jakości płodów rolnych. Było widać, że to próba utrudnienia – mówi Kamil Sakałus, dyrektor Schroniska Bukowina.
- Goście nasi byli zestresowani, bali się, że policjanci ich legitymowali – wspomina Sylwia Gudula, manager restauracji.
ZOBACZ: Warszawa. Pożar w garażu bloku. Trzy miesiące czekają na powrót do mieszkań
- Działalność gospodarczą ogranicza się w formie ustawy lub wprowadzeniem stanu wyjątkowego, wojennego, klęski żywiołowej. A tego w Polsce nie wprowadzono. Tu nikt by nie miał pretensji, gdyby było tak jak na Słowacji - 2 kilometry stąd - był stan wyjątkowy. Legalnie zamknięto restauracje i wypłacono im odszkodowania. Mieliśmy 35 albo 36 postępowań, które wszczął sanepid. Jeżeli te wszystkie postepowania skończyłyby się karami, to kara maksymalna to 450 tys. zł – zauważa Kamil Sakałus.
Materiał wideo dostępny tutaj.
- Nie ma podstaw do nakładania kar tego rodzaju. To rozporządzenie wprowadzające ograniczenia było niezgodne z konstytucją - podkreśla Andrzej Irla z Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie.
- My skierowaliśmy trzy sprawy do prokuratury. Przybrały formę trzech śledztw. Prokuratura umorzyła te postępowania – informuje Sebastian Gleń z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
"Nie możemy negować przepisów rozporządzenia"
Teraz urzędy i służby kontrolujące Schronisko Bukowina uchylają się od odpowiedzialności. Winnych zamieszania brak.
- Dziś wiemy, że sądy umarzają te sprawy. Jako policja nie możemy negować przepisów rozporządzenia pod kątem zgodności z konstytucją. Policjant dostaje narzędzia prawne opublikowane w Dzienniku Ustaw i musi je stosować – podkreśla Sebastian Gleń z policji w Krakowie.
- Nie mamy kompetencji do oceny przepisów – mówi Piotr Pokrzywa z sanepidu w Krakowie.
Czytaj więcej