Tajemnicze zaginięcie 17-latek w Zakopanem. Po 29 latach do sprawy włącza się Archiwum X
Polska
Zrozpaczeni rodzice Ernestyny nigdy nie przestali jej szukać
Od tajemniczego zaginięcia dwóch 17-latek z Warszawy mija 29 lat. Ernestyna i Anna pojechały na ferie w góry, 26 stycznia 1993 roku wyszły z wynajmowanej kwatery w Kościelisku i przepadły bez śladu. Po latach śledczy wracają do jednej z najmroczniejszych, kryminalnych zagadek Podhala. Sprawą zajmuje się policyjne Archiwum X. Materiał "Raportu" Polsat News.
Od zaginięcia mijały tygodnie, miesiące, lata, wreszcie całe dekady. Wszystkie tropy prowadziły donikąd. Do dziś nie wiadomo co stało się z dwiema licealistami. W 2005 roku sprawa została umorzona, ale śledczy nie dają za wygraną. Właśnie wracają do niej policjanci z Archiwum X.
- Ten wydział zajmuje się między innymi rozwiązywaniem spraw zbrodni sprzed lat, jak również w tym przypadku zaginięciami osób. W 1993 r. nie było takich metod badawczych jak obecnie, mamy nowe technologie, nowe możliwości. Miejmy nadzieję, że dowody, które zostały zebrane przez tyle lat przyczynią się do rozwiązania tej dziwnej sprawy zaginięcia dziewczynek - wyjaśnia kom. Piotr Świstak z Komendy Głównej Policji.
Zaginięcie w Tatrach. "To były dwie grzeczne dziewczynki"
To była jedna z najtrudniejszych spraw w karierze Marka Kowalika, emerytowanego policjanta wydziału kryminalnego zakopiańskiej policji. - Najdziwniejsze zaginięcie, z jakim miałem do czynienia. Były dwie osoby i zniknęły. To było nietypowe po pierwsze dlatego, że bez motywu. To były dwie grzeczne dziewczynki. Wszystkie czynności były prowadzone tak trochę na oślep, bo nie było punktu zaczepienia - opowiada.
To był styczeń 1993 roku. Ernestyna i Anna miały po 17 lat. Pojechały razem na ferie. Dni spędzały na wędrówkach po tatrzańskich szlakach. Wynajęły pokój w Kościelisku. Miejsce nie było przypadkowe. Ernestyna była tam wcześniej z oazą, jej mama poznała właścicielkę kwatery. Tam nastolatki były widziane po raz ostatni, 26 stycznia.
- Gaździnie powiedziały, że jadą kupić bilety na pociąg, a przy okazji mają się jeszcze z kimś spotkać. I tak naprawdę nie do końca została potwierdzona informacja, czy one się z tymi osobami spotkały, czy gdzieś poszli dalej. Od tamtej pory ślad się urywa - relacjonuje asp. sztab. Roman Wieczorek z Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem.
Nie było wtedy telefonów komórkowych, ani miejskiego monitoringu. Po wyjściu z kwatery Ani i Ernestyny nie widział już nikt.
Wideo: 17-latki zaginęły podczas ferii w Zakopanem. To może być przełom po latach śledztwa
- To jest właśnie najdziwniejsze, że wszelki ślad po nich zaginął. Nie udało się ustalić żadnych znajomych, którzy by tu rzeczywiście byli i mieli z nimi kontakt, ani kierowcy busów, ani przewodnicy, którzy chodzą po górach, w schroniskach - opisuje emerytowany policjant Marek Kowalik.
"Nie było żadnego konkretnego dowodu"
Leszek Karp z Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu podkreśla: - Nie było żadnego konkretnego dowodu, który wskazywałby, gdzie one przebywały po wyjściu z kwatery.
Zrozpaczeni rodzice pierwszym pociągiem pojechali do Zakopanego.
- Biega się po górach, po różnych ośrodkach, pamiętam, że biegaliśmy po pociągu, czy ktoś jej nie widział. Trudno sobie wyobrazić, ile się ma wtedy siły - wraca do dramatycznych wydarzeń sprzed lat ojciec Ernestyny, Krystian Wieruszewski.
- Ściągnęliśmy znajomych, żeby chodzili po przejściach, że tak powiem granicznych. Człowiek jest wtedy w szoku. Chodziłam jak obłędna. Wydawało mi się, że jak ja tam pojadę, to ją znajdę - dodaje matka Ernestyny, Krystyna Wieruszewska.
Szukali w Polsce i za granicą
Tatrzańska policja szukała świadków, sprawdzała setki tropów i różne wersje wydarzeń. Żadnej nie potwierdzono. Zaginionych licealistek policja szukała w kraju, ale i za granicą. Poproszono o wsparcie Interpolu. Śledztwo wszczęła też prokuratura, która wykluczyła wypadek w Tatrach, ucieczkę nastolatek oraz zabójstwo. Po latach powstał portret progresji wiekowej Ernestyny.
- Jedyny racjonalny wniosek, z tych wszystkich materiałów zebranych w sprawie jest taki, że one zostały porwane i to pozbawienie wolności trwa do chwili obecnej. I ta kwalifikacja została przyjęta w postanowieniu o umorzeniu śledztwa - mówi Leszek Karp z Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.
Rodzice każdego dnia czekają
Zrozpaczeni rodzice Ernestyny nigdy nie przestali jej szukać. Od 29 lat, każdego dnia czekają na jakiekolwiek wieści o losie ukochanej córki.
- Kiedy koleżanki mi opowiadają o swoich wnuczkach, no to ja muszę odejść. To nie życie, to jest wegetacja. To się czeka z dnia na dzień i następny dzień. Po dniu jest miesiąc, po miesiącach jest rok i tak mija. Czekać będziemy cały czas, dopóki nas stąd nie wyniosą - ze łzami w oczach mówi matka Ernestyny.
- Siły nasze się kończą, ale póki chodzimy, to nie zaprzestaniemy szukać. Co wieczór chodzę do jej pokoju i patrzę na zdjęcia; czekamy, czekać będziemy do końca. Najgorszy okres to okres świąt, szczególnie Bożego Narodzenia, gdy jest Wigilia siedzimy sami i dwa talerze obok, przy jednym zdjęcie Ernestyny - nadziei na znalezienie ukochanej córki nie traci też ojciec Ernestyny.