Marian Banaś i dyrektorzy NIK przed połączonymi komisjami kontroli państwowej i spraw zagranicznych
- Podczas komisji podjęliście się oceny działań NIK na Białorusi, nie wysłuchując pzedstawicieli NIK zaangażowanych w wyjazd - powiedział p.o. dyrektora Delegatury NIK w Białymstoku Janusz Pawelczyk podczas posiedzenia połączonych sejmowych komisji kontroli państwowej i spraw zagranicznych. W wygłoszonym wcześniej oświadczeniu prezes NIK Marian Banaś zapowiedział wezwanie Jarosława Kaczyńskiego.
- Chodzi o postawienie mnie oraz NIK w jak najgorszym świetle przed jutrzejszą komisją sejmową poświęconą wnioskowi uchyleniu mi immunitetu - mówił w poniedziałek Marian Banaś. - Motywy są oczywiste. Obecna wątpliwa większość parlamentarna boi się Najwyższej Izby Kontroli i obrazu Polski, jaki wyłania się z niezależnych kontroli - dodał. Jak zaznaczył "nie boi się prawdy i nie chowa głowy w piasek", przypominając, że Elżbieta Witek nie stawiła się na przesłuchanie przez NIK "zasłaniając się brakiem załączników.
- Podobnie liczę, że na przesłuchaniu stawi się w stosownym czasie pan Jarosław Kaczyński, wicepremier do spraw bezpieczeństwa, dla którego będzie to nie tylko obowiązek prawny, ale także sprawa honorowa - powiedział w oświadczeniu Banaś.
ZOBACZ: Politycy KO bronią Banasia: wizyta NIK w Mińsku nie miała charakteru politycznego
- Jak doszło do tego, że urzędnicy NIK znaleźli się w Mińsku w grudniu, w środku polsko-białoruskiego konfliktu - pytał przewodniczący połączonych komisji Wojciech Szarama.
- Z zaskoczeniem przyjąłem sytuację, w której podczas połączonej komisji podjęliście się oceny, nie wysłuchując osób, które były na miejscu (na Białorusi - red.), organizowały ten wyjazd i były na Białorusi. Z ubolewaniem słuchałem przedstawiciela rządu ministra Wawrzyka, który bezceremonialnie oskarżył zarówno uczestników tego wyjazdu, jak i prezesa NIK, o zdradę państwa - odpowiedział dyrektor NIK Janusz Pawelczyk, który zajmował się organizacją wyjazdu i prowadził rozmowy na miejscu.
Delegacja NIK zatrzymana na granicy
- Przejrzałem transmisję komisji z 17 stycznia. Pewnie zdążylibyśmy na spotkanie z państwem, ale po dojechaniu na granicę białorusko-polską zostaliśmy zatrzymani, przez kilka godzin oczekiwaliśmy w trudnych warunkach atmosferycznych, a następnie zostaliśmy przekazani innym funkcjonariuszom. Ci przekazali nam, że działając zgodnie z poleceniem, dokonają przeszukania każdego z członków delegacji, w tym tłumaczki - powiedział Pawelczyk.
Jak dodał, na miejsce "sprowadzono psy tropiące, które również przeszukiwały samochód NIK". - Na moje pytanie, czego szukano, uzyskałem odpowiedź, że szukano kontrabandy, czyli wyrobów bez akcyzy, narkotyków, broni i wszystkich innych nielegalnych środków, które mogli przewozić funkcjonariusze NIK do Polski. Nic nie znaleziono i po kilku godzinach zostaliśmy wypuszczeni - opowiedział.
- Głównym celem tego spotkania była kontrola Puszczy Białowieskiej - zaznaczył Pawelczyk. Dyrektor prosił też, by "nie pauperyzować tego spotkania", ponieważ puszcza jest obiektem UNESCO chronionym prawem międzynarodowym. Dodał, że w ramach kontroli ujawniono "szereg nieprawidłowości, które mogą skutkować międzynarodowymi konsekwencjami". - Dla przypomnienia powiem, że Puszcza Białowieska to obszar ujednolicony. Puszcza nie widzi paszportów ani wiz, a kontrola nie była wycieczką, aby zrobić komuś na złość albo pogłębić kryzys między państwami - zaznaczył.
Banaś i NIK na połączonych komisjach
Szef Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś, jego syn Jakub Banaś, a także kilku dyrektorów NIK zostało wezwanych na poniedziałkowe posiedzenie połączonych komisji kontroli państwowej i spraw zagranicznych. Wezwanie ma związek z delegacją NIK na Białorusi.
ZOBACZ: Elżbieta Witek nie pojawiła się w NIK-u. "Żadnego zaproszenia nie otrzymałam"
Posiedzenie sejmowych komisji rozpoczęło się o godz. 14. Jak napisano na stronie Sejmu, posłowie mają wysłuchać informacji członków delegacji Najwyższej Izby Kontroli o przebiegu i wynikach wizyty na Białorusi.
Według informacji PAP, oprócz Mariana Banasia, przesłuchanych będzie m.in. kilku dyrektorów NIK, którzy mieli wziąć udział w delegacji, a także Jakub Banaś, przedstawiany przez szefa NIK jako jego "asystent społeczny".
Polski i białoruski NIK kontrolują Puszczę Białowieską
W grudniu podaliśmy, że delegacja NIK pojechała do Mińska na rozmowy z białoruskim odpowiednikiem Izby - Najwyższym Organem Kontroli; miały one dotyczyć sytuacji w Puszczy Białowieskiej. Na czele delegacji stał szef podlaskiej delegatury NIK, a w jej skład wchodził m.in. syn prezesa Jakub Banaś. Rzecznik NIK Łukasz Pawelski pytany wówczas, czy wizyta delegacji NIK na Białorusi i współpraca instytucjonalna jest właściwym działaniem w sytuacji kryzysu dyplomatycznego między Polską i Białorusią, nie chciał komentować sprawy. Jak podał portal, rzecznik zaznaczył, że wizyta w Mińsku odbywa się w ramach standardowej współpracy międzynarodowej.
Dyrektor białostockiej delegatury NIK Janusz Pawelczyk podkreślił, że delegacja miała charakter formalny. - Nie pojechaliśmy tam prywatnie, pojechaliśmy tam służbowo. Wróciliśmy bardzo późno na granicę, po wielu godzinach podróży i trzeźwi - oświadczył. Wskazywał, że wizyta w Mińsku poświęcona była rozmowom nt. ochrony przyrody w Puszczy Białowieskiej, aktów prawnych, które ją regulują oraz gospodarki leśnej.
Wiceszef MSWiA Maciej Wąsik ocenił, że delegacja NIK do Mińska to "złamanie izolacji Białorusi i legitymizacja dyktatora". - Ja uważam, że jest to działanie karygodne. Nie było żadnych podstaw do tego, szczególnie w tym momencie, kiedy byliśmy bardzo mocno atakowani na granicy - powiedział Wąsik.
W odpowiedzi na doniesienia o kontroli marszałek Sejmu Elżbieta Witek zażądała od prezesa NIK Mariana Banasia pilnych wyjaśnień. 17 grudnia połączone sejmowe komisje ds. kontroli państwowej i spraw zagranicznych przyjęły stanowisko mówiące o tym, że delegacja NIK powinna natychmiast wrócić z Mińska do kraju, a winni decyzji o wyjeździe powinni ponieść konsekwencje.
Wiceprezesi NIK nie wiedzieli o delegacji
Nie byliśmy informowani o grudniowym wyjeździe delegacji NIK na Białoruś - powiedzieli wiceprezesi NIK Tadeusz Dziuba i Małgorzata Motylow podczas poniedziałkowego posiedzenia sejmowej komisji ds. kontroli państwowej.
Oboje wiceprezesi zostali zapytani czy wiedzieli o wyjeździe do Mińska. I Dziuba, i Motylow oświadczyli, że nie zostali o nim poinformowani. - Nie miałem żadnej wiedzy - powiedział wiceszef NIK. Dziuba zwrócił uwagę, że na polsko-białoruskiej granicy toczy się wojna, wypowiedziana nam przez wschodniego sąsiada. Podkreślił zarazem, iż Najwyższy Organ Kontroli nie jest odpowiednikiem naszej NIK. - To jest instytucja, która ma uprawnienia śledcze, uprawnienia do działalności operacyjnej; to jest instytucja wykorzystywana do walki z opozycją, także zresztą z mniejszością polską na Białorusi. To jest instytucja de facto podległa prezydentowi, a więc raczej przypomina organ władzy państwowej, a nie niezależny organ kontroli - powiedział Dziuba.
Ocenił, że "ci, którzy organizowali" grudniowy wyjazd, "najwyraźniej o tym zapomnieli". - (Najwyższy Organ Kontroli) jest organem represji, a (Białoruś) toczy z nami wojnę, więc NIK, organizując taki wyjazd, daje moim zdaniem sygnał wszystkim zainteresowanym, że w państwie polskim są instytucje, które akceptują ten stan rzeczy - stan agresji na Polskę" - uznał Dziuba.
Marian Banaś ripostował, że zgodnie z art. 13 ustawy o Najwyższej Izby Kontroli, NIK kieruje prezes. - I to do niego należy podejmowanie decyzji, jeśli chodzi o organizację między innymi wyjazdów - dodał szef NIK.