Giertych żąda miliona złotych od "Super Expressu". Chodzi o wykorzystanie materiałów z Pegasusa
Roman Giertych poinformował w piątek, że "w związku z użyciem przez 'Super Express' materiałów pochodzących z Pegasusa kieruje do wydawcy żądanie zapłaty kwoty 1 miliona zadośćuczynienia na ustaloną wspólnie fundację prywatną, która rzeczywiście pomaga ofiarom przestępstw". Jak informuje "Gazeta Wyborcza", "SE" i TVP Info wykorzystały w swoich materiałach wiadomości ze skrzynki mailowej mecenasa.
Chodzi o artykuł, który pojawił się w "Super Expressie" 1 czerwca 2020 r. Dotyczył on sprawy Łukasza G. - instruktora narciarstwa. Kilka tygodni wcześniej "Gazeta Wyborcza" opisywała, że mężczyzna sprzedał ministerstwu zdrowia maseczki ochronne, które nie spełniały wymagań. Resort zażądał od przedsiębiorcy zwrotu 5 mln złotych.
"Super Express" opisywał, że 6 maja G. "zwrócił się o pomoc" do kancelarii adwokackiej Romana Giertycha i zawarł z nią umowę. Dzień później została ona jednak wypowiedziana przez Łukasza G. "SE" przytaczał fragment wypowiedzenia pełnomocnictwa, w którym przedsiębiorca pisał: "proszę o zachowanie tajemnicy przez pana mecenasa oraz wszystkie osoby obecne na spotkaniu, w tym pana Wojciecha Cz. I nie przekazywania do publicznych wiadomości treści rozmów i materiałów zdjęciowych i rozmów" (pisownia oryginalna - przyp. red.).
Tydzień po wypowiedzeniu umowy przez Łukasza G. sprawę "afery maseczkowej" opisała "Wyborcza". Po publikacji artykułu przedsiębiorca oskarżył Giertycha o zdradę tajemnicy adwokackiej. "Zarzuty złamania tajemnicy adwokackiej kierowane wobec niego (Giertycha - red.) po publikacji wykradzionych maili zostały zbadane przez rzecznika dyscyplinarnego adwokatury. Nie znalazł niczego na ich potwierdzenie i oczyścił adwokata" - opisuje w piątek "GW".
ZOBACZ: Pegasus. Premier: wszelkie działania operacyjne odbywają się za zgodą sądów
"GW" zwraca uwagę, że w dniu publikacji artykułu przez "SE" portal TVP INFO ujawnił "całe fragmenty korespondencji" między instruktorem i mecenasem, sugerując, że Giertych "zdradził swojego klienta".
"Początkowo wydawało się oczywiste, że swoją korespondencję z Giertychem ujawnił prorządowym mediom sam Łukasz G. Jednak instruktor stanowczo temu zaprzeczał. Również zeznając przed rzecznikiem dyscyplinarnym adwokatury" - dodaje "GW". Wątku korespondencji między Giertychem a Łukaszem G. ma nie być też w źródłach zbliżonych do śledztwa w sprawie zakupu wadliwych maseczek. Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie udzieliła w tej sprawie odpowiedzi.
"Skoro maili nie przekazał sam zainteresowany, i nie ma ich w aktach śledztwa, to ich pochodzenie może być tylko jedno: włamanie do poczty, a dokładnie do telefonu, z którego prowadzono korespondencję. Tutaj ślad prowadzi zaś bezpośrednio do służb i do systemu szpiegowskiego Pegasus" - pisze "GW".
Według amerykańskiej agencji prasowej Associated Press, powołującej się na ustalenia działającej przy Uniwersytecie w Toronto grupy Citizen Lab, za pomocą oprogramowania Pegasus inwigilowany był nie tylko Giertych, ale też senator KO Krzysztof Brejza i prokurator Ewa Wrzosek. Eksperci Citizen Lab twierdzili, że telefon adwokata był hakowany w 2019 r. co najmniej 18 razy. Dziennikarze sugerują, że hakowanie pozwoliło na wykorzystanie haseł Giertycha rok później, przy sprawie Łukasza G.
"Zgodnie z GW e-maile pomiędzy mną a klientem ukradzione ze skrzynki kancelarii adwokackiej zostały przejęte pięć miesięcy PO terminie stwierdzonej przez Citizen Lab infekcji. Oznacza to, że podczas infekcji Pegasusem ukradziono hasła do konta. I z tych haseł korzystano" - napisał Roman Giertych w mediach społecznościowych. Stwierdził, że ten sposób chciano "uderzyć w niego, pozbawić go prawa do wykonywania zawodu i aby przykryć aferę korupcyjną rządu".
ZOBACZ: Zbigniew Ziobro: Nie widzę powodów, by powoływać komisję śledczą w sprawie Pegasusa
"W związku z użyciem przez 'Super Express' materiałów pochodzących z Pegasusa kieruję dzisiaj do wydawcy żądanie zapłaty kwoty 1 miliona zadośćuczynienia na ustaloną wspólnie fundację prywatną, która rzeczywiście pomaga ofiarom przestępstw. Odmowa oznacza skierowanie sprawy do sądu" - podsumował mecenas.
Prezes PiS i wicepremier Jarosław Kaczyński potwierdził w piątek w rozmowie z tygodnikiem "Sieci", że polskie służby dysponują programem Pegasus. Zapewnił jednak, że nie był on używany wobec opozycji. - To całkowite bzdury - oświadczył.
- Jarosław Kaczyński przyznał, że Pegasus jest na wyposażeniu polskich służb. Pegasus został zakupiony przez polski rząd za publiczne pieniądze i dziś nie ma już sytuacji, w której można by zaprzeczać, że system Pegasus nie jest w posiadaniu polskich służb - powiedział wiceprzewodniczący Koalicyjnego Klubu Parlamentarnego Lewica Krzysztof Śmiszek podczas piątkowej konferencji prasowej.
Powiedział także, że Lewica składa zawiadomienie do prokuratury dotyczące wiceministra sprawiedliwości Michała Wosia.
- Z uwagi na fakt, że w 2017 r. minister Woś podpisał porozumienie z ówczesnym szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego Ernestem Bejdą porozumienie i po tych słowach Jarosława Kaczyńskiego, który potwierdził, że system Pegasus został zakupiony za pomocy pieniędzy z Ministerstwa Sprawiedliwości składamy zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez wiceministra sprawiedliwości Michała Wosia. Przestępstwa wielkich rozmiarów, jeśli chodzi o budżet państwa - oświadczył Śmiszek.