Ambasador RP w Pradze: arogancja była powodem sporu o kopalnię Turów
Spór o kopalnię w Turowie jest wynikiem arogancji pewnych ludzi, przede wszystkim z dyrekcji PGE - powiedział w rozmowie z "Deutsche Welle" ambasador RP w Pradze Mirosław Jasiński. Podkreślił przy tym, że polsko-czeski spór należy rozwiązać polubownie.
Jasiński udzielił wywiadu "Deutsche Welle", w którym był pytany m.in. czy spór o Turów uda się rozwiązać polubownie. "W ogóle nie dopuszczam, żeby była jakaś inna możliwość" - powiedział ambasador. "W tej chwili jednak czeskie ministerstwa pracują nad exposé premiera. Dla nas to niekorzystne, bo trudno ustalić terminy spotkań. Tak naprawdę chyba jednak pozostało bardzo niewiele szczegółów niedopracowanych technicznie. Sądzę, że uda się to zakończyć podczas jednego spotkania na poziomie ministerstw środowiska. Liczę na to, że potem stosunkowo szybko spotkają się premierzy" - kontynuował.
Jasiński o Turowie: podobnie było w Bełchatowie i Koninie
Mówiąc o genezie sporu o Turów, Jasiński ocenił, że "to był brak empatii, brak zrozumienia i brak chęci podjęcia dialogu – i to w pierwszym rzędzie z polskiej strony". "W końcu podobne rzeczy zdarzały się i w Bełchatowie czy Koninie i nikt tam z tego nie robił afery" - powiedział.
- Dla nas to niekorzystne, bo trudno ustalić terminy spotkań. Tak naprawdę chyba jednak pozostało bardzo niewiele szczegółów niedopracowanych technicznie. Sądzę, że uda się to zakończyć podczas jednego spotkania na poziomie ministerstw środowiska. Liczę na to, że potem stosunkowo szybko spotkają się premierzy - powiedział.
Kopalnia i elektrownia w Turowie stały się kością niezgody między Polską a Czechami. Pod koniec lutego Praga wniosła do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) skargę przeciwko Warszawie w sprawie rozbudowy kopalni Turów. Jednocześnie domagała się zastosowania tzw. środka tymczasowego, czyli nakazu wstrzymania wydobycia. Strona czeska uważa, że rozbudowa kopalni zagraża dostępowi mieszkańców Liberca do wody, skarżą się oni także na hałas i pył związany z eksploatacją węgla brunatnego. Polski rząd do nakazu wstrzymania wydobycia się nie zastosował.
Mirosław Jasiński dopytywany o rzeczywiste ubywanie wody w sąsiedztwie kopalni po czeskiej stronie wyjaśnił, że tam są "specyficzne warunki geologiczne".
ZOBACZ: Polska nie zapłaci za Turów. Rząd podtrzymuje stanowisko
- Ta wielka bariera głęboko w ziemi, która była propagandowo prezentowana jako dodatkowe zabezpieczenie przed odpływem wód gruntowych, tak naprawdę ma chronić kopalnię przed zalaniem przez wody trzeciorzędowe, czyli głębsze, i w ogóle nie ma żadnego znaczenia tam, gdzie są studnie - powiedział, i dodał, że "powodem sporu była jednak arogancja pewnych ludzi".
"Pewni ludzie" to - jak wskazuje Jasiński - dyrekcja kopalni.
- Potem jest dyrekcja PGE, a całe lata świetlne dalej ministerstwa i premier. Trzeba te szkody naprawić natychmiast, bo jeśli ktoś sobie kopie dół, to nie znaczy, że ludzie z sąsiedztwa mają zostać bez wody. Nie wierzę w to, żeby wielkiej kopalni nie było stać na zrobienie wodociągu dla kilkudziesięciu gospodarstw - podkreślił.
Cały wywiad można przeczytać na Interia.pl.
Polska czeka na opinię rzecznika TSUE
20 września TSUE nałożył na Polskę karę 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środka tymczasowego i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni. Dotychczasowe negocjacje z czeską stroną nie przyniosły przełomu.
ZOBACZ: Zbigniew Ziobro wysyła list do Ursuli von der Leyen. "Skandal w TSUE"
W grudniu minął termin jaki Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej dał Polsce na zapłacenie kar w sprawie kopalni Turów. To pół miliona euro za każdy dzień zwłoki. Mimo tego Polski rząd nie zamierza płacić kary nałożonej przez TSUE.
3 lutego 2022 r. w sprawie Turowa ma zostać ogłoszona opinia rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Czytaj więcej