"Interwencja". Ciało zakopane pięć metrów pod ziemią. Zabójca mówi o samoobronie
Po miesiącach poszukiwań nastąpił przełom w sprawie zaginięcia Moniki Wilgorskiej-Stanewicz. Na łące w pobliżu Zawiercia policjanci odnaleźli jej zwłoki. Były zakopane pięć metrów pod ziemią. Jej partner - Mariusz P. przyznał się do zabicia kobiety. Twierdzi jednak, że zabił nieumyślnie - w czasie kłótni, w samoobronie. Mimo to, prokurator postawił mu zarzut zabójstwa. Materiał "Interwencji".
Monika Wilgorska-Stanewicz z okolic Torunia miała 42 lata. Była rozwódką z 11-letnią córką. W lipcu tego roku kobieta zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Jako ostatni widział ją jej partner – 39-letni Mariusz P.
- Tutaj są Moniki rzeczy, zegarek, który zostawiła. Spędziliśmy tu ostatnie dni i noce. Paliły się świeczki. Do dnia dzisiejszego stoją niewyrzucone - mówił nam Mariusz P. we wrześniu.
W 2019 roku pani Monika poznała w internecie pana Mariusza - zamożnego przedsiębiorcę ze Śląska, też rozwodnika, ojca dwóch synów. Rok temu postanowiła się do niego wprowadzić. Ale jak twierdzą jej bliscy, w związku nie układało się dobrze.
"K***, franca, suka, szmata"
- Były sprzeczki, jak w każdej rodzinie, w każdym domu - twierdził Mariusz P. Mężczyzna zarzekał się jednak, że nigdy nie uderzył pani Moniki.
- To jest pamiętnik, który znalazłam po zaginięciu siostry. "Uderzałeś mnie w twarz, ciągnąłeś za włosy, okładałeś rękoma po plecach, wyzywałeś słowami k***, franca, suka, szmata" - czyta pani Dorota, siostra pani Moniki.
ZOBACZ: Włochy. Polak oskarżony o zabicie 10-letniego syna
Pod koniec czerwca tego roku pani Monika i pan Mariusz rozstają się. Kobieta wzywa policję. W asyście funkcjonariuszy pakuje swoje rzeczy i wraca w rodzinne strony. Kilka dni później nieoczekiwanie postanawia jednak ponownie przyjechać na Śląsk. Nigdy już nie wraca do domu.
Ginie po niej wszelki ślad
- Mieliśmy porozmawiać o tym, co się stało, dojść do porozumienia i przede wszystkim załatwić formalności związane z pracą - przekonywał Mariusz P., który był też pracodawcą pani Moniki.
Reporter: Twierdziła, że pan ją czymś szantażuje.
Mariusz P.: Nie wiem nic na ten temat.
Reporter: Takie SMS-y pisała do siostry, że boi się o swoje życie, zdrowie. Tak pisała.
Mariusz P.: No to niech to wszystko zostanie sprawdzone.
Szóstego lipca pani Monika pojawia się z powrotem na Śląsku. Spędza tam trzy dni. Przez cały czas jest w towarzystwie pana Mariusza. Dziewiątego lipca postanawia wyruszyć w drogę powrotną. Chwilę później ginie po niej wszelki ślad.
Auto w leśnym stawie
Pięć dni po zaginięciu pani Moniki w sprawie następuje niespodziewany zwrot. Odnalezione zostaje jej auto. Jest zatopione w leśnym stawie – trzydzieści kilometrów od domu pana Mariusza. Po wyłowieniu okazuje się, że na karoserii widoczne są liczne uszkodzenia. Okazuje się też, że ktoś próbował uniemożliwić jego identyfikację.
- Pojazd nie miał tablic rejestracyjnych, przemalowana jest tylna klapa, a na słupkach, gdzie były numery identyfikacyjne, te numery są zatarte. Czyli ktoś próbował zatrzeć te ślady - mówi Barbara Poznańska z Komendy Powiatowej Policji w Myszkowie.
- Słabo mi się zrobiło, jak zobaczyłem ten samochód. Nie da się tego opisać, co ja przeżyłem w tym momencie. Ja cały czas nie dopuszczam do siebie myśli, że stało się coś złego - mówił pan Mariusz.
ZOBACZ: Bielsk. Zabił ciężarną żonę. Prokuratura złoży apelację
Po odnalezieniu auta pani Moniki, zatrzymano jej partnera Mariusza P. Po 48 godzinach wypuszczono go jednak na wolność. Odwiedziliśmy go wtedy. Stanowczo zaprzeczał, aby miał jakikolwiek związek ze zniknięciem kobiety.
- Ja cały czas uważam, że może wróci, może się odezwie, może ktoś da informację, gdzie jest. Jeżeli słyszysz i oglądasz, wracaj jak najszybciej - mówił.
Wykopał dół na prośbę kolegi
Miesiąc po naszej rozmowie Mariusza P. odwiedzili policyjni kontrterroryści. Dokładnie przeszukali posesję i dom. Mężczyzna został aresztowany. Nie miało to jednak związku z zaginięciem pani Moniki. Mężczyźnie przedstawiono zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i handlu narkotykami.
- W toku tego postępowania dotyczącego narkotyków został również aresztowany były policjant z komendy w Zawierciu. Na ten moment nie wynika, aby ten policjant miał jakikolwiek związek w sprawie zabójstwa pani Moniki - mówi Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Tydzień temu w sprawie zniknięcia kobiety nastąpił nieoczekiwany zwrot: zatrzymano kolejnego kolegę jej partnera – 39-letniego Pawła B.
ZOBACZ: Wielka Brytania. Zwłoki panny młodej znalezione w walizce
Kilka dni temu policjanci poszukujący panią Monikę po raz kolejny przeanalizowali nagrania z monitoringu na stacji benzynowej. Tym razem zauważyli na nich coś, czego wcześniej nie dostrzegli: samochód, sprawiający wrażenie, jakby śledził Mariusza i Monikę. Po sprawdzeniu okazało się, że jedzie nim kolega Mariusza P. – był to właśnie Paweł B.
- Paweł B. powiedział policji, że kilka dni przed tą całą sytuacją przyjechał tutaj, żeby wykopać pięciometrowy dół -na prośbę Mariusza P. - mówi Szymon Kastelik z portalu Silesia24.
WIDEO: Materiał reportera programu "Interwencja" Rafała Zalewskiego
Twierdzi, że zabił w kłótni, w samoobronie
- Ten dół był tak głęboki, tak duży, bo najprawdopodobniej sprawcy chcieli tam również ukryć jej samochód - twierdzi Aleksandra Nowara z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Paweł B. został zatrzymany. Tego samego dnia policjanci dotarli też do jego kolegi – 32-letniego Łukasza W. Mężczyzna miał pomagać w ukrywaniu auta zaginionej Moniki. Mając zeznania ich obu, policjanci po raz kolejny postanowili porozmawiać z Mariuszem P.
Przytłoczony ciężarem dowodów Mariusz P. przyznał się do zabicia pani Moniki. Wskazał też dokładne miejsce ukrycia jej zwłok. Twierdzi jednak, że zabił ją nieumyślnie - w czasie kłótni, w samoobronie. Prokurator postawił mu zarzut zabójstwa.
- Musimy być twardzi, musimy sobie poradzić, szczególnie ja muszę. Muszę zrobić wszystko, żeby on za to odpowiedział - mówi pani Dorota, siostra zamordowanej.
Czytaj więcej