"Interwencja". Stracił żonę i nowo narodzoną córkę. Po dwunastu latach zapadł wyrok
Szpital w Poznaniu ma zapłacić dwa miliony złotych Przemysławowi Kardaszowi i jego córce oraz odsetki, które mogą wynieść niemal 1,5 mln zł. To zadośćuczynienie za błędy lekarza, przez które mężczyzna stracił żonę i nowo narodzone dziecko. Na wyrok pan Przemysław czekał dwanaście lat. Nie jest on prawomocny. Materiał "Interwencji".
- Dużo się zmieniło od naszego ostatniego spotkania. Sprawa ruszyła ku końcowi. Dziękuję. To zasługa mediów, wcześniej to stało pięć lat w miejscu. Po waszej interwenci ruszyło - mówi pan Przemysław.
Na początku tego roku "Interwencja" pokazywała historię pana Przemysława, który wraz z żoną oczekiwał na narodziny drugiego dziecka. Dwa tygodnie przed planowanym terminem porodu kobieta trafiła na obserwację do szpitala klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. 30 października 2009 roku rozpoczął się dramat, z którym do dziś mierzy się cała rodzina.
ZOBACZ: "Interwencja". Agresja w klasie. Rodzice przestali posyłać dzieci do szkoły
- O godzinie gdzieś 7 - 7:30 rano dostałem SMS-a, że jest na porodówce. Koło godziny 16 - 17 pomyślałem, że coś jest nie tak. Gdy zadzwoniłem, powiedzieli, że mam przyjechać. Na miejscu dowiedziałem się, że żona jest na OIOM-ie, nogi mi się miękkie zrobiły. Gdy wpuścili mnie i spojrzałem na żonę, wiedziałem, że już nie żyje - wspominał Przemysław Kardasz.
Kobieta zmarła w dniu porodu. Dziecko dwa dni później
Żona pana Przemysława zmarła w dniu porodu. Pękła macica i kobieta się wykrwawiła. Dziewczynka, którą nosiła pod sercem, zachłysnęła się krwią i niestety zmarła po dwóch dniach. Na mężczyznę spadł ciężar opieki nad 11-letnią wówczas córką.
Pan Przemysław niedługo po tragedii złożył sprawę do prokuratury. Ruszyła sprawa karna i po siedmiu latach zapadł wyrok. Lekarz, który odbierał poród, został skazany na dziesięć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i dostał roczny zakaz wykonywania zawodu. W 2016 roku rozpoczęła się batalia o odszkodowanie i zadośćuczynienie od szpitala.
ZOBACZ: "Interwencja". Jak wygląda życie mieszkańców przygranicznych miejscowości
- W imieniu córki walczyłem o odszkodowanie za śmierć mamy i siostry, a w swoim imieniu walczyłem za śmierć żony i dziecka. Łącznie o trzy miliony złotych. Minęło pięć lat i jest cisza, przeciągnie tematu - stwierdził pan Przemysław.
- Z pani maila czytam, że to jest sprawa dotycząca błędu medycznego. Sąd jest zmuszony zasięgać opinii medyków i to zwykle nie jednej specjalizacji, a kilku. Te opinie, wydawanie ich bardzo długo trwa no i z tego względu to się tak długo toczy - tłumaczyła Joanna Ciesielska-Borowiec, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.
- Sąd cywilny postanowił ponownie zwrócić się do biegłych o wydanie opinii pomimo tego, że te opinie już są w postępowaniu karnym i one stwierdzają zawinienie lekarza - tłumaczyła Katarzyna Golusińska, adwokat pana Przemysława.
Wyrok po 12 latach
Po dwunastu latach od tragedii pan Przemysław jest coraz bliżej zamknięcia tego rozdziału w swoim życiu. Dwa tygodnie temu zapadł wyrok, który mówi o tym, że szpital musi zapłacić jemu i jego córce zadośćuczynienie.
- Sąd Okręgowy w Poznaniu rozstrzygnął wyrokiem pierwszej instancji, zasądzając po milionie zadośćuczynienia za śmierć odpowiednio dla klienta: żony i córki, a dla klientki mamy i siostry. Jednocześnie w stosunki do dziewczynki, bo takie było powództwo, zasądził rentę w kwocie 82 000 zł wraz z ustawowymi odsetkami. Wedle mojej wiedzy, jest to jedna z wyższych kwot w apelacji poznańskiej. Ale tak myślę, że z ludzkiego punku widzenia te pieniądze nie są w stanie zwrócić życia córki i żony. Rozstrzygnięcie de facto nastąpiło po dwunastu latach i jeszcze nie jest prawomocne - informuje adwokat Katarzyna Golusińska.
"Rana się zagoi, ale blizna pozostanie"
- Na dziś z tego, co mi wiadomo, to samych odsetek wyszło po ponad 700 000 zł. Ogromna kwota. Więcej niż walczyliśmy. Ucieszyłem się, że pokazałem dziecku, że trzeba walczyć o prawdę i nie poddawać się, ale z drugiej strony to ulga, że udało się. To przykład dla innych ludzi, że trzeba walczyć, jeśli się ma rację - mówi Przemysław Kardasz.
Reporterka "Interwencji" próbowała zapytać dyrekcję szpitala czy planuje odwołać się od tego wyroku. Otrzymała odpowiedź, że do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia sprawy placówka nie będzie udziela żadnych informacji.
- Ale to trzeba na to czasu. Rana się zagoi, a blizna tak i tak pozostanie - podsumowuje Przemysław Kardasz.
Czytaj więcej