Śmierć ciężarnej 30-latki z Pszczyny. Robert Winnicki: Lekarze wiedzieli, że jest zagrożenie sepsą
- Obowiązujące przepisy jasno mówią, że zawsze priorytetem jest ratowanie życia kobiety, jeśli jest ono zagrożone. Posługiwanie się w tej sprawie zmianą, którą dokonał Trybunał Konstytucyjny jest zupełnie nieuprawnione - tak sprawę śmierci 30-latki z Pszczyny skomentował poseł Konfederacji Robert Winnicki. Poseł odniósł się też do treści wiadomości, które kobieta wysłała bliskim przed śmiercią.
Opinię publiczną w Polsce poruszyła nagłośniona w ostatnich dniach historia 30-letniej kobiety, która we wrześniu trafiła do Szpitala Powiatowego w Pszczynie w 22. tygodniu ciąży, kiedy odeszły jej wody płodowe. U płodu już wcześniej stwierdzono wady rozwojowe. Kobieta zmarła w wyniku wstrząsu septycznego. Rodzina zmarłej stoi na stanowisku, że lekarze zbyt długo zwlekali z zakończeniem ciąży, co przyczyniło się do zgonu. Sprawę bada prokuratura, kontrolę w placówce rozpoczął też Departament Kontroli Narodowego Funduszu Zdrowia.
Robert Winnicki w czwartkowym "Graffiti" ocenił, że lekarze w każdej sytuacji granicznej mają obowiązek ratować życie kobiety jeśli jest ono zagrożone. - Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie było w tym przypadku - mówił w "Graffiti".
"Nic do tego zmiana od TK"
Prowadzący program Grzegorz Kępka przytoczył treść wiadomości od zmarłej, która ta wysyłała przed śmiercią. Z wiadomości, do których dotarło TVN wynika, że jako przyczynę wyczekującej postawy lekarzy kobieta podawała ustawę aborcyjną. "Czekają aż umrze, albo coś się zacznie. Jeśli nie, to mogę spodziewać się sepsy, przyspieszyć nie mogę. Musi albo przestać bić serce, albo coś się musi zacząć" - pisała do rodziny.
- Lekarze wiedzieli, że jest zagrożenie sepsą. To bezpośrednie zagrożenie życia kobiety. Nie ma do tego nic zmiana. Niezależnie od stanu prawnego ustawy o aborcji, taka sytuacja, w której jest zagrożone życie kobiety, stan wyższej konieczności, obliguje lekarzy do tego, by takie życie ratować - mówił Winnicki.
ZOBACZ: Śmierć ciężarnej 30-latki. "Lekarze nie są od tego, żeby czekać na to, co chciałaby natura"
Winnicki przyznał, że nie wierzy w efekt "mrożący decyzji TK". - Wypowiadam się na ten temat jako ojciec, który dwukrotnie był na porodówce. Nasz syn żyje dzięki temu, że myśmy się na coś uparli. Lekarze w ten sposób pokrywają swoje błędy. Było bezpośrednie zagrożenie życia mojej żony i pewność śmierci mojego dziecka w sytuacji, w której my byśmy się nie uparli, że żona zostaje w szpitalu - mówił.
- Przypadek w Pszczynie, czy to, czego doświadczyła moja rodzina cz inne rodziny doświadczają wynikają z niskiego standardu opieki okołoporodowej i ciążowej w Polsce. To jest zasadniczy problem - podsumował poseł Konfederacji.
Zarząd szpitala w wydanym we wtorek oświadczeniu zapewnił, że jego personel zrobił wszystko, by uratować pacjentkę i jej dziecko, a wszystkie decyzje lekarskie zostały podjęte z uwzględnieniem obowiązujących w Polsce przepisów prawa oraz standardów postępowania.
Czytaj więcej