Strzały na granicy. Białoruski charge d'affaires wezwany do polskiego MSZ
Charge d'affaires Ambasady Republiki Białorusi w Polsce Alaksandr Czasnouski został w piątek wezwany do polskiego MSZ w związku z sytuacją na granicy polsko-białoruskiej. Po spotkaniu przedstawiciel Białorusi przekazał, że "żadne strzały na granicy nie padły" i czeka na dowody w tej sprawie ze strony polskich służb. Rzecznik MSZ stwierdził, że jeśli zajdzie konieczność, Polska przedstawi dowody.
- Bardzo poważnie podchodzimy do podobnych zarzutów. Już jest komentarz rzecznika prasowego Białoruskiego Komitetu Straży Granicznej, który powiedział bardzo wyraźnie, że broń nie była używana na żadnym odcinku białorusko-polskiej granicy w minionej dobie - powiedział w piątek po południu charge d'affaires Ambasady Republiki Białorusi w Polsce po wyjściu z polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
"Białoruska Straż Graniczna zwróciła się o dowody"
- Białoruska Straż Graniczna już się zwróciła do polskiej Straży Granicznej o to, żeby zostały przedstawione bardziej szczegółowe informacje, jakieś dowody, bo te informacje o strzałach nie są prawdziwe - dodał Alaksandr Czasnouski.
Dyplomata nie odpowiedział na kolejne pytania dziennikarzy. - Na razie to wszystko - powiedział i odjechał sprzed siedziby MSZ.
Rzecznik białoruskiego MSZ zarzucił wcześniej stronie polskiej, że na terytorium Polski "uchodźcy są bici do półśmierci, nielegalnie wypychani poza granicę i nie żałuje się nawet niepełnosprawnych dzieci", a także że polskie władze wprowadziły stan wyjątkowy na granicy, "by to ukryć". Jego zdaniem Polska ignoruje decyzje organizacji międzynarodowych.
Rzecznik MSZ poinformował na stronie resortu spraw zagranicznych, że białoruski dyplomata został wezwany do MSZ "W związku z sytuacją na granicy polsko-białoruskiej oraz agresywnymi działaniami Republiki Białorusi przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej".
WIDEO - Białoruski dyplomata: informacje o strzałach nieprawdziwe
"Nic nie zapowiada uspokojenia sytuacji"
- Spotkanie przebiegało w atmosferze urzędowej. Pan charge d'affaires został poinformowany o naszym stanowisku wobec incydentów, które mają miejsce na granicy polsko-białoruskiej, incydentów, które mają miejsce już od dłuższego czasu, ale także o tych incydentach, które miały miejsce teraz, chociażby o strzałach oddanych do patrolu Straży Granicznej - powiedział po rozmowach z białoruskim dyplomatą rzecznik prasowy MSZ Łukasz Jasina.
Przyznał, że spotkanie odbyło się na poziomie "urzędowym".
- Pan charge d'affaires został przyjęty na poziomie dyrektora Departamentu Wschodniego MSZ. To jest urzędowy kontakt, który jest ważny, ale pamiętamy też o obniżeniu rangi polsko-białoruskich stosunków dyplomatycznych od dłuższego czasu. To nie jest wyłącznie przypadek ostatnich kilku tygodni - powiedział Łukasz Jasina.
Przyznał, że strona polska podchodzi do wydarzeń na granicy z Białorusią "poważnie". Jak przyznał strona polska ma dowody na potwierdzenie zarzutów dotyczących otwarcia ognia skierowanego w stronę polskich strażników granicznych.
ZOBACZ: Marcin Przydacz: na Białorusi nadal lądują samoloty z imigrantami
- Do sprawy podchodzimy równie poważnie, jeśli nie poważniej od strony białoruskiej i mamy dowody na to, że te strzały zostały oddane. Inaczej nie byłyby wydawane różnego rodzaju komunikaty. Jeżeli zaistnieje taka konieczność, zostaną te dowody przekazane stronie białoruskiej i nie tylko, ale i opinii publicznej, i innym państwom - powiedział rzecznik.
Zaznaczył jednocześnie, że strona polska tłumaczy sytuację na wschodniej granicy UE m.in. na forum Wspólnoty. - Polska dyplomacja ma bardzo wiele rzeczy do wykonania. To jest kwestia tłumaczenia tej sytuacji w wielu państwach, tłumaczenia tego także na forum europejskim. Co do dalszych ruchów wobec państwa białoruskiego i białoruskich dyplomatów tutaj na razie się jeszcze nie wypowiadamy - stwierdził Jasina.
- Nie powinienem rozgrzewać emocji, ale mam wrażenie, że sytuacja staje się z dnia na dzień coraz bardziej napięta i nic - przynajmniej w tej chwili - nie zapowiada jej uspokojenia - powiedział przedstawiciel MSZ.
WIDEO - Rzecznik MSZ: Polska ma dowody
Stan wyjątkowy przy granicy polsko-białoruskiej
Od 2 września w związku z presją migracyjną w 183 miejscowościach woj. podlaskiego i lubelskiego przylegających do granicy z Białorusią obowiązuje stan wyjątkowy. Początkowo stan wyjątkowy został wprowadzony na 30 dni; został przedłużony o kolejne 60 dni.
Od sierpnia polska Straż Graniczna udaremniła ponad 10 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej, a 1,5 tys. osób zostało zatrzymanych w głębi kraju i przewiezionych do ośrodków dla cudzoziemców. Tylko we wrześniu 7535 razy próbowano sforsować granicę.
ZOBACZ: WOT. Patrole konne na granicy z Białorusią
W piątek rzeczniczka Straży Granicznej ppor. Anna Michalska poinformowała, że patrol służb białoruskich oddał strzały w kierunku żołnierzy Wojska Polskiego, którzy razem z SG patrolują granicę. Jak zaznaczyła, prawdopodobnie strzały te oddano przy użyciu ślepej amunicji. Nikomu nic się stało.
Kolejna próba dostarczenia pomocy humanitarnej
We wtorek wiceszef MSZ Marcin Przydacz poinformował, że do władz Białorusi została skierowana kolejna nota z propozycją wysłania przez Polskę konwoju humanitarnego dla migrantów na granicy, a ciężarówki są gotowe do wyjazdu.
W środę rzecznik białoruskiego MSZ Anatol Hłaz oświadczył, że "propozycja Polski to politykierstwo i retoryka populistyczna, niezwiązana z realnością i sytuacją". Zdaniem Hłaza "w pospiesznych jednostronnych decyzjach polskich władz, by wysłać coś bez sensu, prośby czy choćby zgody partnera, to przejaw konkretnego lekceważenia białoruskiej państwowości i suwerenności".
Czytaj więcej