6 lat więzienia dla byłego policjanta za napad na kantor
Na 6 lat więzienia skazał Sąd Rejonowy w Olsztynie byłego policjanta, który razem z bratem i dwoma kolegami zaplanował i przeprowadził napad na kantor. Zrabowano ponad 2,5 mln zł. "W tym czynie oskarżeni wykorzystali swoją policyjną wiedzę" - stwierdził sąd.
Sąd rejonowy ogłosił w czwartek wyrok w procesie czterech mężczyzn, którzy precyzyjnie przez rok planowali napad na kantor, a następnie - trzymając się tego planu - przeprowadzili napad. Mózgiem operacji był były zastępca naczelnika wydziału ds. przestępczości przeciwko życiu i mieniu w olsztyńskiej komendzie miejskiej policji - Piotr K.-R. Pomagał mu jego brat Paweł K.-R. oraz inny policjant Piotr F. i znajomy Mariusz W.
Były policjant i jego grupa zrabowali w sumie ponad 2,2 mln zł i pieniądze w obcych walutach, których łączna wartość przekraczała 2,5 mln zł. Pieniądze te leżały w sejfie, do którego kod rabusie poznali. Z drugiego sejfu bezskutecznie próbowali ukraść ponad 800 tys. zł.
Sąd skazał byłego naczelnika i jego głównego pomocnika Piotr F. na 6 lat więzienia, a kolegę, którego rola polegała na byciu kierowcą na 4 lata. Brat naczelnika Paweł K.-R. otrzymał karę 11 miesięcy więzienia, ponieważ w śledztwie poszedł na współpracę z organami ścigania i ujawnił nieznane śledczym kwestie. W związku z tym skorzystał z nadzwyczajnego złagodzenia kary.
Zarówno prokurator Izabela Politewicz, jak i pełnomocnicy oskarżonych, zapowiedzieli, że wystąpią o uzasadnienie wyroku i gdy je poznają, zdecydują o ewentualnej apelacji.
ZOBACZ: Warszawa. Były jezuita ożenił się i okradł 91-latkę. Zatrzymano jego wspólnika
Uzasadniając wyrok sędzia Mirella Sprawka podkreśliła, że oskarżeni planując i przeprowadzając napad wykorzystali wiedzę, którą wynieśli z pracy w policji.
Mózg napadu - Piotr K.-R. po wyrzuceniu go z policji zatrudnił się w firmie ochroniarskiej. Pracując tam co najmniej rok układał misterny plan napadu na kantor w samym centrum Olsztyna - nieopodal siedziby Prokuratury Okręgowej i jednej z komend policji. Mimo sąsiedztwa tych instytucji kantor wybrał bardzo rozważnie - wokół są stare kamienice, których podwórka nie są objęte monitoringiem miejskich kamer. Tymi podwórkami niemal niepostrzeżenie można pokonać kilka ulic w centrum miasta.
Aby zrealizować napad doskonały, policjant zaangażował swojego brata i dwóch kolegów, z których jeden pracował w kantorze - tym samym, który został obrabowany.
"...by nie wzbudzać podejrzeń"
Pracownikowi kantoru przydzielono kilka kluczowych ról - przede wszystkim miał pilnować, kiedy w kantorze są pełne sejfy i jakie kody je otwierają. Miał też poznać kod dezaktywujący alarm. Jednak najtrudniejsza jego rola polegała na dorobieniu ogromnego pęku kluczy do kantoru, którymi dysponowała jego koleżanka z pracy. Ponieważ kobieta skrzętnie pilnowała kluczy, aby je dorobić pracownik kantoru musiał posiłkować się pomocą byłego policjanta: ten najpierw zaprzyjaźnił się z pracownicą kantoru, a następnie zapraszał ją np. na kawę. W tym czasie pracownik kantoru dorabiał klucze w najbliższych punktach ślusarskich.
Ponieważ mężczyźni zamierzali napaść na kantor zwyczajnie otwierając drzwi kluczem i dezaktywując kod do sejfu - aby nie wzbudzać podejrzeń przechodniów - wiedzieli, że prowadzący śledztwo od razu zapytają o to, kto miał klucze i znał kody. Dlatego przez wiele miesięcy po napadzie naprowadzali policję na trop pracownicy kantoru, której podkradali klucze.
Zapewnili sobie alibi
Do napadu doszło kilka minut po godz. 22 w sobotę 21 września 2019 roku. Kilka godzin wcześniej do byłego policjanta, teraz ochroniarza przyjechał pracownik kantoru. Kamery nagrały, jak wjechał do jego garażu, następnie obaj panowie, którzy rzekomo mieli naprawiać zepsute auto, poszli do sklepu po piwo - zapłacili kartą, by ich transakcja się zarejestrowała i w razie podejrzeń dała im alibi. Kamery nagrały też, że wkrótce dołączył do nich brat byłego policjanta, który na stacji benzynowej kupił im hot-dogi - także zapłacił kartą. Miejski monitoring nagrał, jak mężczyzna przywiózł przekąski i wrócił do domu. Tyle tylko, że wracając zajechał w pobliże kantoru, co zupełnie było nie po drodze.
Według ustaleń śledczych były policjant i pracownik kantoru ukryli się w podwórku. Po zmroku ruszyli do kantoru pewnym krokiem, wiedząc, że kryje ich cień ponieważ wcześniej specjalnie uszkodzili świetlny neon wiszący nad wejściem. Kluczem otworzyli roletę antywłamaniową i drzwi, a następnie dezaktywowali kod alarmu. Pomylili się wklepując kod, ale nie spanikowali - zadzwonili do firmy ochroniarskiej (tej samej, w której zatrudnił się mózg napadu) i podali kod znany tylko właścicielom kantoru i ochronie, i zapewnili, że wszystko jest w porządku.
ZOBACZ: Łódź. Z łomem napadł na stację benzynową. 34-latek w rękach policji
Po wejściu do kantoru pierwszą rzeczą, którą zrobili rabusie, było zabranie rejestratora nagrań z kamer. Następnie otworzyli sejf i zabrali z niego pieniądze. Próbowali otworzyć kolejny, ale im się nie udawało. Zeszło im na to za dużo czasu i w kantorze włączył się alarm napadowy. Rabusie ponownie więc zadzwonili do firmy ochroniarskiej i podając się za właściciela kantoru zapewniali, że wszystko jest w porządku. Traf jednak chciał, że inny pracownik tej firmy zadzwonił do prawdziwego właściciela kantoru. Ten od razu zorientował się, że doszło do napadu. Na miejsce natychmiast przybyła policja i właściciel kantoru, który wezwał pracowników. W tym tego, który go obrabował. Ten przyjechał z opóźnieniem.
Rabusie z torbą pełną pieniędzy uciekli podwórkami, na jednym z nich czekał na nich kolega, który zawiózł ich z łupem do domu byłego policjanta. Tam pracownik kantoru przebrał się i wrócił na miejsce przestępstwa wzywany przez szefa. Od razu został przesłuchany i zabezpieczono mu telefon. Potem robiono to jeszcze kilka razy.
Plan niemal doskonały
Rabusie "pracowali" w rękawiczkach, na miejscu nie zostawili żadnych śladów. Po 3 miesiącach uznali, że przeprowadzili napad doskonały - zaczęli wtedy wydawać pieniądze kupując m.in. luksusowe auta i markowe ubrania.
Sprawa wydała się, gdy biegłemu informatyki śledczej udało się odzyskać zawartość telefonów komórkowych mężczyzn zaangażowanych w napad. Rozwiązywanie zagadki zajęło prokuratorowi i policjantom 9 miesięcy. Gdy policjanci zatrzymywali byłego naczelnika, w bagażniku jego auta w workach znaleziono 400 tys. zł.
Czytaj więcej