Holandia: piorun uderzył w stado koni. Siedem padło martwych
- Nagle zaczęło wiać, padać i grzmieć - wspomina 64-letni Jack Ogier, właściciel stadniny Paardenrusthuis w holenderskim Maarheeze. Jednocześnie zobaczył gigantyczną błyskawicę. - Wyglądała jak wielka kula ognia, naprawdę nienormalna - opowiada. Od razu pojechał na pastwisko. Na łące leżało równo obok siebie siedem martwych koni.
64-letni Jack Ogier, właściciel Paardenrusthuis - stadniny dla koni w wieku emerytalnym w Maarheeze (Brabancja Północna) - zajęty był w środę transportem paszy na zimę dla podopiecznych. Między godz. 13:30 a 14:00 nagle zaczęło grzmieć, wiać, padał grad.
ZOBACZ: Węgliniec. Piorun uderzył w siedem osób. Wśród poszkodowanych jest noworodek
Ogier zauważył potężne błyskawice, które opisał jako "wielkie kule ognia, naprawdę nienormalne". - W pewnej chwili zobaczyłem w powietrzu ogień tak duży, jakby płonął dom - mówił. Od razu wsiadł na traktor i pojechał na pastwisko. - Huk był taki, że nawet silnika w ciągniku nie słyszałem, tak mocno uderzały kule gradu - wspominał w rozmowie z telewizją Omroep Brabant.
"Złe wieści, pomyślałem od razu"
Na łące dostrzegł konie, które rozbiegły się w różnych kierunkach. Wydało mu się to podejrzane. - Konie zwykle stoją tyłem do wiatru, żeby nie zamoczyć głowy - wyjaśnia.
Po chwili stado, w sumie 26 zwierząt, zaczęło wracać. Ale nadbiegały oddzielnie, nie razem. - To było niezwykłe. Gdy zwierzęta się zbliżyły, zobaczyłem w oddali leżące ciała na ziemi. Złe wieści, pomyślałem od razu - opowiadał Ogier w rozmowie z portalem ed.nl.
I nie mylił się. Na ziemi, równo obok siebie, leżało siedem martwych koni.
- Konie zginęły od uderzenia pioruna. Potwierdzają to oparzenia i charakterystyczne przebarwienia pod ogonem - przyznała Carolien van der Ploeg, weterynarz z Boschhoven Animal Clinic w Leende. Jej zdaniem piorun mógł uderzyć w ogrodzenie elektryczne, w pobliżu którego stały wówczas konie.
ZOBACZ: Walia. Piorun poraził turystki na szczycie góry
Weterynarz przyznała, że zdarza się, iż konie padają ofiarą uderzeń piorunów, ale zwykle są to pojedyncze sztuki. Nigdy wcześniej nie miała podobnego przypadku.
"Łączyła nas wyjątkowa więź"
- Myślałam, że żartuje - mówiła Rosalin Taormina, właścicielka czternastoletniego konia, kiedy Jack Ogier przekazał jej wiadomość o śmierci konia, który na starość mieszkał w jego stadninie. Telewizja Omroep Brabant zastała ją klęczącą ze łzami w oczach obok martwego zwierzęcia.
- Łączyła nas wyjątkowa więź. Pomógł mi przejść przez bardzo trudny okres w życiu - mówiła Taormina, która przyjechała pożegnać się ze swoim koniem.
WIDEO: Jedno ze śmiertelnie rażonych zwierząt to należąca do córki właściciela stadniny klacz Maddy
Jedno ze śmiertelnie rażonych zwierząt to należąca do córki Jacka Ogiera klacz Maddy, miał się w kwietniu źrebić.
- Wciąż nie mogę pojąć, jak do tego mogło dojść - mówiła przez łzy, głaszcząc ciało Maddy. Wszystkie martwe konie mają zostać zabrane z pastwiska w piątek.
Czytaj więcej