Wrocław. Śmierć Łukasza Łągiewki. Policja opublikowała nagranie, rodzina ma wątpliwości
- Chciałem pomocy, a przyszedł bandzior i mi zamordował dziecko, a oni dalej to próbują ukryć. Czyli następny bandzior przyjdzie i zabije następne dziecko tylko dlatego, że może - mówi ojciec Łukasza Łągiewki, który zmarł po interwencji policji. Materiał "Interwencji".
W nocy z 1 na 2 sierpnia pan Artur zaniepokojony zachowaniem swojego 29-letniego syna Łukasza zadzwonił pod numer alarmowy 112. Opowiedział o dziwnym zachowaniu syna. Dyspozytor wysłał na miejsce służby. Krótko po interwencji funkcjonariuszy Łukasz Łągiewka zmarł. Policja zdecydowała się opublikować film z tych wydarzeń.
- Jak widać, sytuacja jest bardzo dynamiczna i policjanci cały czas wzywają do odłożenia noża. Policjantka bardzo spokojnie mówi: Łukasz, odłóż nóż. Policjant używa gazu. I tutaj już ten nóż jest odrzucony i na tym to nagranie się kończy. To nagranie jest zaprezentowane niemal w całości. Ostatnie kilka sekund to jest kiedy ten mężczyzna leży. To byłoby zbyt duże przeżycie zwłaszcza dla rodziny, ponieważ ten mężczyzna leży niemal nago na miejscu i dlatego nie zdecydowaliśmy się tej końcówki prezentować - tak sprawę na konferencji prasowej opisywał rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji Mariusz Ciarka.
"Policjanci bili na oślep, gdzie popadnie"
Mimo że policja nie zdecydowała się zaprezentować przebiegu interwencji w całości, to jej świadkami byli ojciec i siostra pana Łukasza. Według nich kluczowe jest to, co wydarzyło się już po wyłączeniu policyjnej kamery.
- Oni wtargnęli do tego mieszkania, rzucili się na niego i zaczęli go okładać tymi pałkami. Wtedy już z tatą udało nam się tam dobiec, ale nie mogliśmy nic zrobić. Patrzyliśmy tylko na to, mówiąc: zostawcie go. Oni dalej go okładali, dalej go bili. On próbował się wyszarpać. Ani razu nie widziałam, żeby on uderzył funkcjonariusza. Po prostu się szarpał, a oni go trzymali. Ja nie wierzę w to, że oni potrafili w tym momencie wycelować tymi pałkami. Po prostu bili na oślep, gdzie popadnie - relacjonuje w rozmowie z "Interwencją" Wiktoria Łągiewka, siostra Łukasza.
- To makabra była, co tam się działo. Nie patrzyli gdzie – lali na oślep. W ogóle się nikt tam nie zreflektował, że można coś tam inaczej zrobić. Nie - to było bicie, na siłę wykręcanie rąk. Po prostu jak bandytę go potraktowali - dodaje ojciec zmarłego Artur Łągiewka, który sam wezwał policję.
- Nie zwracali uwagi na nic, że my tam jesteśmy, że on krzyczy: pomocy, ratunku. Jeszcze kucnęłam, patrzyłam bratu prosto w oczy i mówiłam: Łukasz, proszę, uspokój się. A on dalej krzyczał: pomocy, ratunku. Oni dalej go uderzali - dodaje Wiktoria Łągiewka.
Mężczyzna zmarł w szpitalu
- Wywlekli go i rzucili na korytarzu. Policjant uderzył człowieka leżącego na twarzy dwa razy z góry, pięścią. Zacząłem na niego się drzeć, żeby przestał go bić i więcej już go nie uderzył. Chciałem pomocy, a przyszedł bandzior i mi zamordował dziecko, a oni dalej to próbują ukryć. Czyli następny bandzior przyjdzie i zabije następne dziecko tylko dlatego, że może - mówi ojciec zmarłego.
Wideo: śmierć po interwencji policji - "Interwencja"
Kilka godzin później po wielokrotnych próbach reanimacji Łukasz Łągiewka umiera w szpitalu.
To już trzecia w ciągu ostatniego miesiąca śmierć młodego mężczyzny na Dolnym Śląsku, do której doszło tuż po lub w trakcie interwencji policjantów.
Czytaj więcej